Polonisto, czy masz już swojego…?
Ma wesołą, junacką twarz i zadziorne spojrzenie. Szybkość jego działań wyprzedza wszelką refleksję. Obca jest mu chłodna analiza i długotrwały namysł – decyzje podejmuje błyskawicznie, zwykle pod wpływem impulsu lub nagłej emocji. Otacza się zgrają rozbójników. Odpowiada mu brawura i gwałtowność. W stanowiącej jego zupełne przeciwieństwo statecznej pannie zakochuje się od pierwszego wejrzenia, natychmiast objawia swój afekt, gotów jest dla niej na wszystko – i wówczas wydaje się nam uroczy... Niestety łatwo poddaje się też działaniu używek, a nieumiejętność panowania nad własnym zachowaniem sprawia, że przyczynia się do zdemolowania rodzinnego dworku, zezwala swym kompanom na urządzanie orgii i rozlew krwi – i wtedy godzien jest w naszych oczach potępienia… By ocalić miłość, nonsensownie porywa ukochaną. Chcąc ratować swą reputację, pakuje się w jeszcze gorszą awanturę – próbując przekonać otoczenie o swej uczciwości i patriotyzmie, prostodusznie składa przysięgę wierności niewłaściwemu człowiekowi – i wówczas trochę go żałujemy… Ale w sumie „sam jest sobie winien!” – myślimy niejednokrotnie, śledząc jego losy.
Polonisto, z pewnością masz już swojego Kmicica! Nawet jeśli żywisz wiarę w to, że fikcja literacka nie odzwierciedla funkcjonowania prawdziwych osób. Nawet jeśli twierdzisz, że w czasach Sienkiewicza nikt nie mówił o zespole nadpobudliwości psychoruchowej i deficytach koncentracji, ani nie diagnozował postawy bohatera w kontekście zaburzenia opozycyjno-buntowniczego. Chciałbyś Kmicica wpisać w paradygmat „bohatera romantycznego”, ale nie zmienisz tego, że realizuje on także „archetyp ADHD-ka”. Siedzi teraz w tamtej ławce przy oknie, patrzy właśnie na wróbla i wywija nogami, myśląc o procy!
Literatura, zawsze wyprzedzająca postęp stricte naukowy, prezentuje wiele postaci przejawiających cechy typowe dla osób z ADHD. Przypomnijcie sobie impulsywne decyzje, irracjonalny bunt i niechęć Pinokia do formalnej nauki. A może pamiętacie Tomaszka, wobec pomysłów którego zawiodły wychowawcze metody państwa Niechciców? Pewnie śmialiście się ze swawolnego Dyzia, który towarzysząc w podróży zacnemu doktorowi Judymowi, nakładł mu w buty błota i swą bezczelnością sprowokował go do agresji? W szkolnej klasie, podobnie jak w zwierciadle przechadzającym się po gościńcu, od kilku do kilkunastu procent bohaterów to osoby z ADHD.
Nie może wysiedzieć… na czterech literach
Dzieci z ADHD łatwo zauważyć w tłumie. To te, które zawsze są w ruchu, niespokojne, poszukujące bodźców, znudzone tym, co znane lub monotonne. Są rozkojarzone i nie mogą się skupić na wykonywanych czynnościach. Zadają mnóstwo pytań i mają „niewyparzoną gębę”. Tym, że kogoś mogły skrzywdzić słowem lub uczynkiem, zaczynają się przejmować dopiero po fakcie. Zupełnie nie potrafią zadbać o swój „image”, robić „dobrego wrażenia”, udawać uprzejmości, gdy targa nimi złość, czy zainteresowania nudnymi sytuacjami i osobami. Niestety nie umieją również „sprzedać” swej wiedzy, mimo, że dzięki przeciętnej lub ponadprzeciętnej inteligencji, zdobywają jej sporo, wykazując przy tym niebywałe zdolności do nieszablonowych skojarzeń i innowacyjnych pomysłów. Działają impulsywnie, dzięki czemu łatwo je „podpuścić” do skandalicznej, niekiedy niszczycielskiej lub agresywnej aktywności. Nic dziwnego, że rówieśnicy zazwyczaj używają sobie na nich do woli, osadzając w roli klasowych błaznów lub chuliganów (zwłaszcza ci, którzy poważają społeczny ład na tyle, że czują się w obowiązku z wypiekami na twarzy donosić nauczycielom i rodzicom o wybrykach nadpobudliwych kolegów). Na ogół osoby z ADHD mają bardzo bogatą wyobraźnię i przejawiają skłonność do konfabulacji, a stąd tylko krok do kłamstwa – nieraz „wpuszczają w maliny” najbliższych, próbując zatuszować swe porażki lub po prostu wykreować jakąś nierzeczywistą, zaskakującą możliwość. Zupełnie nie przewidują konsekwencji własnych zachowań, narażając na ryzyko siebie i osoby z otoczenia. Gdy mają taką okazję, z chęcią sięgają po środki odurzające i szybko się od nich uzależniają, gdyż te substancje oferują tak bardzo poszukiwane przez ADHD-ków „mocne wrażenia”, pozwalając także zapomnieć o niespełnionych społecznych oczekiwaniach i wynikającej stąd niskiej samoocenie.
Pisząc o tym zaburzeniu, mam przed oczami przede wszystkim mojego syna: „nakręconego”, wiecznie buzującego od emocji (zwłaszcza tych minorowych). Wyraża się w tym pewna prawda – chłopców ze zdiagnozowanym ADHD jest więcej niż dziewcząt. Wśród dziewczynek z nadpobudliwością część to te gadatliwe, wścibskie, pyskate osóbki, prowodyrki różnych afer i intryg lub liderki towarzyskiego życia swej klasy czy grupy, nieco pogubione we własnych zachwytach i antypatiach, lecz z ogromną siłą oznajmiające je światu. Ale znacznie więcej jest tych, które zyskują etykietkę rozkojarzonej marzycielki. Próbują swą słodyczą zatuszować fakt, że rzeczywistość im umyka, nie mogą się skoncentrować na bardziej złożonych zadaniach – przez co bywają postrzegane jako „miłe, ale głupiutkie”, nie potrafią przeanalizować złożonych zadań, uporządkować własnych myśli – niekiedy bardzo twórczych i odkrywczych, ale rzadko „na temat”.
Na tym nie koniec. Nadpobudliwość z deficytem uwagi (lub bez) rzadko występuje w czystej postaci. Zwykle powiązana jest z występowaniem u danego dziecka także innych zaburzeń neurorozwojowych przede wszystkim zaburzeń integracji sensorycznej, dysleksji, dyskalkulii czy spektrum autyzmu. Z tego powodu dzieci z ADHD są zmorą nauczycieli, nastręczają swym zachowaniem problemów opiekunom i rówieśnikom, a także przeżywają wiele trudności związanych z edukacją i społecznym funkcjonowaniem. Kiedy kreskówkowe Disco Robaczki śpiewają radośnie Co chwila męczy mnie ADHD, sprawa wydaje się błaha i marginalna. Ale taka nie jest. ADHD wbrew obiegowym opiniom sprzed paru lat, jakoby zaburzenie było mistyfikacją (której fałszywość potwierdził nawet sam twórca definicji). To nie koncerny farmaceutyczne, pragnące podnieść obroty ze sprzedaży metylofenidatu (pochodna amfetaminy) i innych leków wzmagających koncentrację, wygenerowały ADHD. Jest ono mocno osadzone historii ludzkości i genetycznie utrwalone (choć nie zawsze jego dziedziczenie przebiega w prostym schemacie: rodzice – dzieci). Najnowsza edycja Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych (ICD-11) pozwala diagnozować „zaburzenia z deficytem uwagi i nadaktywnością”. Bez wątpienia środowisko, w jakim ma szczęście lub pecha wychowywać się mały adehadek, może wzmagać lub niwelować symptomy, wykorzystywać potencjał nietypowego dziecka lub popychać je w stronę patologii.
Po co takie cudo?
ADHD postrzegane przez pryzmat ewolucji i antropologii to po prostu cecha pewnego odsetka populacji, występująca od zarania i bardzo potrzebna dla przetrwania i rozwoju całej ludzkiej wspólnoty. Choć obserwując dziecko z ADHD np. podczas niezbyt ciekawej lekcji, można mieć wrażenie, że jego działania ukierunkowane są na destrukcję, wprowadzają chaos i szkodzą otoczeniu, to w szerszej perspektywie taki osobnik stanowi niebywały zasób grupy, do której należy. Dlatego właśnie w toku ewolucji zaburzenie to nie uległo, jako zbędny element, eliminacji.
Zachwyciło mnie kiedyś proste wytłumaczenie tego fenomenu zaprezentowane przez jednego z zachodnich profesorów, który polecił wyobrazić sobie dwa plemiona mieszkające nieopodal siebie nad morzem, jednak niemające ze sobą kontaktu, korzystające z dostępu do dwóch różnych zatok. Członkowie obu plemion korzystają z kąpieli. Zwykle wszyscy członkowie danego plemienia kąpią się, jednocześnie wbiegając do wody. Nie zdają sobie sprawy z tego, że w zatokach czasem pojawiają się rekiny. Traf chce, że w jednym z plemion na świat przychodzi chłopiec z ADHD. Gdy ma kilka lat, oczywiście nie słucha rad i zakazów starszych. Wypływa na głęboką wodę na długo przed tym, zanim członkowie jego plemienia wejdą do zatoki – jak się okazuje – pełnej rekinów. Rekin go zjada. Rodzice lamentują. Wszyscy uciekają z wody. Nikt więcej nie ginie. Tymczasem w sąsiednim plemieniu nie ma osób z zaburzeniem neurorozwojowym, rodzice cieszą się posłuszeństwem swych dzieci. Jego członkowie powolutku wchodzą wszyscy razem do wody, razem odpływają daleko od brzegu. I wtedy rekiny przypuszczają atak. Tylko nielicznym udaje się ocalić życie.
Osoby z ADHD są jednak potrzebne innym nie tylko po to, by mogli uczyć się na cudzych błędach. Pokazują, „jak nie robić”, ale również „jak warto zrobić to inaczej”. Dzięki temu, że nie szacują ryzyka, nie wyobrażają sobie negatywnych konsekwencji swoich poczynań, a do tego cechują się niebywałą – czasem osiągającą szczyty absurdu – kreatywnością, są w stanie dokonywać odkryć i konstruować wynalazki. To oni ucieleśniają słynny cytat Einsteina (który nota bene prawdopodobnie również należał do tego grona): „Logika zaprowadzi cię z punku A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie”. W biografiach wielu osób, które wpłynęły na rozwój ludzkości, dostrzec można rys ADHD – by wspomnieć tu chociaż Aleksandra Bella, Thomasa Edisona, Winstona Churchilla czy Salvadora Dali.
Dramat ADHD-ków
Aby jednak nie zrobiło się za słodko! Niby coraz głośniej mówi się o tym, że różnorodność jest normą, a nie wyjątkiem. Jednak w społecznym odczuciu dzieci z ADHD nadal są postrzegane przede wszystkim negatywnie. Wiele osób, także czynnych dydaktycznie, nie przyjmuje jeszcze do wiadomości, że zaburzenie jest oficjalnie diagnozowane przez lekarzy psychiatrów, a zdiagnozowane osoby powinny otrzymać stosowne wsparcie otoczenia. Dzieci z ADHD najczęściej mają w swych środowiskach przyklejaną łatkę niegrzecznych, aroganckich, złośliwych, źle wychowanych i nierokujących pozytywnych osiągnięć. Tym, co ma ułatwić przedszkolnemu czy szkolnemu otoczeniu „wytrzymanie” z takimi uczniami, są opinie wydawane zdiagnozowanym dzieciom przez poradnie psychologiczno-pedagogiczne. Zazwyczaj dokument taki zawiera sporo cennych wskazówek dotyczących pracy z uczniem (np. konieczności dzielenia materiału do nauczenia się na mniejsze partie, wykonywanie złożonych zadań etapami, zezwalania na aktywność ruchową w czasie zajęć, tworzenia wielozmysłowych przekazów z przewagą pokazu i działań praktycznych, wdrażania systemów motywacyjnych). Opinia kładzie też nacisk na konieczność nieustannej współpracy placówki z rodzicami, wypracowanie wspólnego systemu zasad, sposobów niwelowania niepożądanych zachowań dziecka, wyciągania konsekwencji, nagradzania za każdy wysiłek. Problem w tym, że nie każdy nauczyciel, przeczytawszy taką opinię, jest w stanie sobie zwizualizować, jak ma wprowadzić w życie te wytyczne. Poza tym uzyskanie przez ucznia opinii o ADHD nie pociąga za sobą instytucjonalnego czy finansowego wsparcia dla szkoły, do której on uczęszcza, toteż w wielu przypadkach „papier” znika w szufladzie szkolnego pedagoga lub wychowawcy, a młody adehadek pozostaje bez wsparcia, stając się przyczyną kolejnych zmartwień rodziców i belfrów.
O swoistym szczęściu mówić można w przypadku tych dzieci, które w pakiecie z ADHD mają jakąś niepełnosprawność, chorobę przewlekłą lub rozwijają się w spektrum autyzmu (do niedawna diagnozowano u nich zespół Aspergera), a także – paradoksalnie – tych dzieci, których zaburzenie jest na tyle silne i wielopłaszczyznowe, że można je uznać za niedostosowane społecznie lub zagrożone takim niedostosowaniem. Mają one bowiem szansę otrzymać orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, a co za tym idzie, liczyć na dofinansowaną przez państwo pomoc szkoły w codziennym funkcjonowaniu – i to w szerokim zakresie: począwszy od dostosowania do ich potrzeb metod realizacji podstawy programowej oraz sprawdzania wiedzy, poprzez organizację zajęć rewalidacyjnych lub socjoterapeutycznych, po wsparcie nauczyciela wspomagającego lub nauczanie indywidualne w warunkach domowych lub w szkole.
Szczęście mają także ci nadpobudliwcy, których rodziny mogą sobie pozwolić – od strony finansowej i organizacyjnej – na zorganizowanie im edukacji domowej. Wydaje się ona bardzo dobrym rozwiązaniem, dzięki któremu można maksymalnie dopasować długość trwania jednostki dydaktycznej, poziom skomplikowania materiału, ilość i jakość bodźców danego dnia do potrzeb konkretnego dziecka. Zajęcia wymagające skupienia można przeplatać aktywnością ruchową pozwalającą mu rozładować skumulowaną energię. Ma ono wówczas szanse postrzegać swą edukację nie tylko przez pryzmat szkolnych i towarzyskich niepowodzeń, bez nieustannej świadomości, że komuś przeszkadza, z czymś nie nadąża, odstaje od reszty. Trzeba jednak w tym przypadku wiele zabiegów, by z powodu odizolowania dziecka od grupy rówieśniczej nie ucierpiały jego relacje społeczne. Wielu rodzicom udaje się to osiągnąć poprzez udział dziecka w licznych zajęciach sportowych, muzycznych, artystycznych. Najczęściej wybór takiej ścieżki edukacji wiąże się jednak z koniecznością rezygnacji jednego z rodziców z aktywności zawodowej w pełnym wymiarze czasu.
Rodzice o tragediach
Gdybym opisała tu drogę, jaką pokonaliśmy z moim synem od momentu, gdy jego zaburzenie ujawniło się z pełną siłą, byłoby długo, rzewnie, pewnie wzruszyłabym niejednego i przepracowała przy okazji choć trochę największą traumę swego życia… Przechodziliśmy epizody buntu i załamania, aż okazało się, że mamy to „szczęście”, że młody jest jednocześnie ADHD-kiem i „AS-em” (osobą w spektrum), zatem jego oryginalność i nieprzystawalność do otoczenia wydaje się jeszcze trudniejsza do udźwignięcia niż sama nadpobudliwość, ale za to otrzymał orzeczenie z PPP, szkoła wdrożyła odpowiednie działania, poczuł grunt pod nogami, dzięki czemu – chyba… – wychodzimy na prostą. Powiem więc krótko: nietolerancja, ostracyzm i presja społeczna, jakiej osoby z ADHD poddawane są w jak najlepszej wierze (np. w obronie interesu czy bezpieczeństwa innych dzieci; w celu podnoszenia wydajności i komfortu pracy nauczyciela) – prowadzą je do alienacji, rozpaczy i zanegowania własnej wartości. Gdy rodzic słyszy: „Mamo, skoro jestem taki, że wszystkim szkodzę, to może lepiej byłoby, gdybym nie istniał?” – umiera razem z dzieckiem. Prawie wszyscy giną – to jest tragedia na miarę Antygony (która nota bene chyba też miała…, bo kto to słyszał łamać zakazy króla, pyskować mu i grzebać się w zwłokach po nocy!).
By jednak nie pozostawić tu wrażenia skrajnej egzaltacji i subiektywizmu, zacytuję poniżej kilka wypowiedzi innych rodziców dzieci z ADHD (zaczerpnęłam je z internetowych forów). Ich zdaniem tragedia ADHD-ka to: „nagminne karanie uwagami i brak pozytywnej motywacji...” „ciągła krytyka i uwagi ze strony wszystkich: innych dzieci, rodziców, nauczycieli”; „odrzucenie przez rówieśników”; „pokutujące stereotypy”; „sama impulsywność, która sprawia, że nieustannie potrzebuje opiekuna, by był bezpieczny”; „osamotnienie”, „jego poczucie winy i niska samoocena”; „niezapraszanie go na urodziny, wycieczki”; „brak wiedzy w społeczeństwie na temat tego, czym naprawdę jest ADHD”; „gdy w szkole mówią, że jest chory psychicznie”; „brak przyjaciół”.
Skazani na zjedzenie przez rekiny?
Powstaje pytanie, jak można pomóc ADHD-kom? Czy jest możliwe wyjście osoby nadpobudliwej ze schematu natychmiastowej i silnej reakcji na bodźce, wyciszenie się, nauczenie refleksyjności? Podobno z ADHD się nie wyrasta, jedynie objawy z wiekiem słabną i się zmieniają. Czyli przemiana jest nierealna. Można by zatem stwierdzić, że geniusz Sienkiewicza dość mocno pobłądził, ponieważ pisarz wyidealizował bohatera, pozbawił go cech prawdziwego nadpobudliwca. Nie całkiem! Historia Kmicica potwierdza prostą zasadę: porządny system motywacyjny może zdziałać cuda! Najważniejszym motywatorem skłaniającym młodego szlachcica do pracy nad sobą jest Oleńka i wizja ożenku z nią oraz świadomość wartości, jakimi kieruje się ta panna, a zatem: obiecana nagroda i pozytywny przykład w jednej osobie. Kolejne czynniki wzmagające chęć panowania nad swym zachowaniem to akceptacja i zaufanie – Kmicic otrzymuje je od księdza Kordeckiego, który nie tylko przygarnia dotychczasowego zdrajcę, ale też, jak wytrawny pedagog, docenia jego autorytet i powierza mu ważkie zadania. W końcu Kmicic może nadmiar drzemiącej w nim energii zużyć w spektakularnych i przynoszących chwałę akcjach, o czym skrycie marzy każdy ADHD-ek. Metamorfoza nie dokonuje się z dnia na dzień. Wypełnia niemal całą fabułę Potopu!
Dlatego, drogi nauczycielu, jeśli podejrzewasz lub masz pewność, że w którejś z ławek przed Tobą próbuje usiedzieć Kmicic, pamiętaj: wystarczy, że zapewnisz bezpieczeństwo sobie, jemu i innym dzieciakom, nie musisz go kiełznać, nie jesteś zobowiązany wyrównać wszystkich jego deficytów. Nie zostanie w przyszłości pokornym i systematycznym urzędnikiem państwowym. Może nie zawsze będzie można na nim polegać, ale to on wysadzi kolubrynę! A w końcu nawet Oleńka wymownie oszacuje swą stabilną wartość w kontekście potencjału narzeczonego.
PS Tych, którzy chcieliby wiedzieć więcej na temat ADHD i funkcjonowania z zaburzeniem, odsyłam do następujących pozycji: A. Kołakowski, T. Wolańczyk, A. Pisula, ADHD – zespół nadpobudliwości psychoruchowej. Poradnik dla rodziców i wychowawców, PZWL 2006, A. Kołakowski, ADHD w szkole, GWP 2015, J. Hołub, Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera, Wydawnictwo Czarne 2019, I. Lelito, Nie przegapić Einsteina, „Niebieska linia” nr 3/2006. J. Jóźwiak, Dzieci z ADHD inaczej reagują na kary i nagrody (22.08.2022), www.psychiatriaplus.
Osobom zainteresowanym problematyką ADHD w literaturze polecam: K. Strugińska, Oswajanie inności w literaturze i systemie edukacji, ORE 2019.
A tym, którzy chcieliby uwrażliwić swe pociechy na obecność w ich grupie czy klasie kolegów zachowujących się nietypowo, zachęcam do lektury niezrównanej książeczki z serii Poczytaj mi, Mamo…: D. Wawiłow, Ten dziwny Eryk, Nasza Księgarnia 1951.