Dzisiejsze czasy prawie u każdego z nas powodują efekt „nieustannego wąskiego gardła”. Większości dotyczy rosnące tempo życia, trudna do zatrzymania gonitwa, nadmiar spraw do zorganizowania, zapamiętania i decyzji. W epoce dowolności i indywidualizmu paradoksalnie niewiele rzeczy w wychowaniu dzieci dostaje status „cokolwiek zrobisz, będzie OK”. Skoro tak wiele jest do zrobienia, a czasu tak niewiele... Jak jest z wolnym czasem naszych dzieci?
Opcja przeambicjonowana: „ani chwili do stracenia, cała przyszłość od tego zależy”
Nie bez kozery psychologia sportu to osobna dziedzina, a zwykły psycholog dziecięcy, słysząc o stylu życia dzieci-sportowców, rozkłada ręce. Uzdolnieni, z perspektywami, profesjonalni młodzi sportowcy i uczniowie średnich szkół muzycznych to prawie osobna kategoria pacjentów. Skazani na sukces – prawie, bo do gabinetu trafiają z napadami paniki, chronicznie obniżonym nastrojem, stanami depresyjnymi, samouszkodzeniami, zaburzeniami odżywiania. Na egzaminach, konkursach zaczynają wypadać gorzej niż na próbach. Elementami powtarzającymi się w tych historiach są straszliwie wymagający, choleryczny trener lub nauczyciel i podporządkowanie całego życia treningom czy ćwiczeniom. Piąta rano, piąta po południu – codziennie treningi. Szkoła muzyczna kilka godzin po lekcjach, a przecież w zwykłej trzeba mieć dobre oceny… Czasem po kilku latach wspaniałych wyników w dzieciństwie, na pograniczu wieku dojrzewania nie chcą dłużej znosić tego stylu życia. Jeśli porzucają to, co było – powstaje wielka pustka, którą trudno zapełnić. Nie zawsze potrafią przeciwstawić się zachłyśniętym sukcesami rodzicom – i kolejne lata trwa powolna degradacja, autosabotaż. „A zapowiadał się tak wspaniale, dlaczego nie ćwiczy więcej?” – „Dlaczego nie potrafi się wyluzować?”.
Wybitnie zdolne dzieci to całkiem powszechne zjawisko – niektóre mają jednak tego pecha, że są wybitne w dziedzinach, w których postęp trudno pogodzić z dbałością o całą osobę. Z mojego, być może niefachowego punktu widzenia, ta właściwość dotyczy zwłaszcza nauki gry na instrumencie i sportu. Brak równowagi w godzinowym rozkładzie tygodnia musi być uzupełniony zrównoważonym podejściem rodziców. Najłatwiej zdefiniować, co nim nie jest! Presja na wyniki, nacisk na równoległą (idealną!) naukę szkolną, niezdolność do spostrzegania swojego dziecka w szerszym kontekście niż dziedzina „sukcesonośna”. I niezdolność do „odpuszczenia”.
Uczciwie trzeba przyznać, że w pewnych sytuacjach – przy niektórych uwarunkowaniach osobowościowych, dziecko prze jednak do sukcesu w niewłaściwym, szkodliwym dla siebie, stylu. Taka sytuacja wymaga wielkiej mądrości od rodziców.
Opcja wycofana: „nie ma co nakręcać, niech robią, co chcą”
Oczywiste dla obserwatorów „przedobrzenie”, widoczne u rodziców dzieci z ambicjami, uzasadnia dla wielu osób pozornie zdroworozsądkową postawę luzu co do czasu pozaszkolnego dzieci. „To ich sprawa, najlepsze wybory w tym obszarze to własne wybory dziecka”. „Jeśli brakuje mu chęci do ćwiczeń, nie będę go zmuszać, ważne, żeby jego to cieszyło”. „Przestało mu się podobać, to przecież siłą go nie zaciągnę”, „Niech ma dzieciństwo, po co świrować”. „Kiedyś nie było zajęć pozalekcyjnych i dzieci się bawiły”. Wszystko pięknie, ale to tylko czasem najlepsza opcja. Dlaczego? Odpowiedzi jest kilka.
Pierwsza z nich dotyczy tego, jak wyglądają współcześnie „puste przebiegi” w planie dnia większości dzieci. Przykro mi, ale te powyżej siódmego roku życia coraz rzadziej swobodnie grają w piłkę, układają klocki i bawią się z rówieśnikami w konstruowanie domku na drzewie. Gdyby rzeczywistość dziecięca przypominała swoją różnorodnością i pełną energii ekspansywnością świat dzieci z Bullerbyn, skłaniałabym się do tej opcji. Tak jednak nie jest. Dzisiaj w Bullerbyn panuje „szklana pogoda”. Małe paluszki robią klik-klik-klik. Dzieci (a potem młodzież) zostawione same sobie nie są już wolne i swobodne, tylko... swobodnie się zniewalają.
Druga odpowiedź: tylko nieliczne dzieci jednocześnie cechuje wystarczająca pomysłowość, motywacja, odwaga, wytrwałość i… umiejętność zadbania o bazę informacji, żeby badać różne obszary swoich możliwości, a następnie rozwinąć te szczególnie obiecujące. Wystarczy nieśmiałość, problemy relacyjne, zwykłe lenistwo (albo: problemy w uczeniu się, często nim maskowane), brak wiedzy o możliwościach – zwyczajne w dzieciństwie rzeczy – i mamy konkretny ubytek w życiu konkretnego dzieciaka. Bo czy sama szkoła i chaotycznie dobierane przez dziecko zajęcia pozalekcyjne („bo koleżanka na to szła”) wystarczą? Chociażby dlatego, by życie dziecka nie ograniczało się do encyklopedycznie zorientowanej podstawy programowej – zaangażowanie dorosłych, umiarkowane, ale czujne – jest nie do zastąpienia.
Opcja zrównoważona: „gnothi seauton, a dorosłość stoi na pasjach (chyba że się ich nie ma)”
Dzieciństwo służy przygotowaniu do dorosłości. Dorosłość będzie prawdopodobnie długa, obfitująca w wyzwania, niełatwa. Na im więcej okoliczności się przygotujesz, im bogatsze jest twoje nieformalne curriculum, im bardziej znasz siebie samego – tym lepiej. Twoim paliwem będzie radość z działania, świadomość swoich umiejętności i pożytku, jaki umiesz dać innym oraz to, co niezależnie od życiowych kryzysów sprawia, że chce się żyć: pasja.
Jeśli ktoś umie w te klocki bez zajęć pozalekcyjnych, bez mistrzów, bez konkursów, wyzwań, inspiracji z zewnątrz; bez testowania się w różnych dziedzinach; bez organizacji takich jak harcerstwo czy duszpasterstwo młodzieży – ok, może urodził się w czepku. Może jest mu pisane życie nieco monotonne, solidne, bez fajerwerków? A może… nie wie, co stracił, bo nigdy nie próbował. Poznać siebie, swoje możliwości i upodobania można jedynie w działaniu, w próbowaniu.
Kluczem do mądrego stanowiska w sprawie pozalekcyjnych aktywności jest dobre poznanie własnego dziecka i towarzyszenie mu w zmianach, które przechodzi, a także otwartość na fakt, że w życiu konkretnej osoby spełnienie niekoniecznie będzie związane czy to z materiałem szkolnym, czy z treścią danych zajęć. Natomiast warto pamiętać, że może tak być. Nie zamykajmy dróg przed swoimi dziećmi (w tym także drogi ucieczki z „wąskiego gardła”). Zobaczmy spektrum opcji oraz to, że niektórych możemy nie dostrzegać. Wyluzujmy, ale nie odpuszczajmy – pomóżmy szukać pasji i dopingujmy, gdy jest trudno. Z wrażliwością na całego człowieka w dziecku.