Wielu z nas identyfikuje się ze zgrabną, filozoficzną zasadą, że „lepiej być niż mieć”. Ma to przecież oznaczać, że hierarchia wartości w życiu naszym i naszej rodziny została właściwie ustawiona, że hołdujemy jakimś ideałom, rozumiemy priorytet wartości wyższych nad prozaiczną konsumpcją dóbr materialnych i chcemy zaszczepić w dzieciach szlachetne, być może nawet altruistyczne, podejście do życia.
Brawo! To naprawdę dobry plan. Jeśli jednak zastanowić się głębiej nad pytaniem: „czy być – czy mieć?”, wnikliwa myśl musi pójść dalej. No bo jeśli już przedkładamy „być” nad „mieć”, spytajmy: jak „być”? Jak być, żeby osiągnąć w życiu rzeczywiste szczęście? Przecież o to w końcu każdemu chodzi...
Moim zdaniem jedyna kompletna odpowiedź, jaka się nasuwa, brzmi: „być bardziej”. Po prostu być bardziej!
Błyskotliwa Eleanor Roosevelt
Słynna ze swoich maksym żona prezydenta Stanów Zjednoczonych F.D. Roosevelta, Anna Eleanor, powiedziała kiedyś: „Dwa rodzaje ludzi niczego w życiu nie osiągną. Ci, którzy wstają długo po obudzeniu się, i ci, którzy budzą się długo po wstaniu”. Trudno o bardziej motywującą zachętę do wzięcia się w garść. Konkretna wskazówka wielkiej damy światowej polityki sugeruje bowiem, że kluczem do zdobycia życiowego sukcesu jest świadome i konsekwentne, regularne działanie. W przypadku idei „być bardziej” odnosi się ono do dwu sfer. Po pierwsze, do solidnego wykonywania obowiązków, które związane są z pracą, dającą każdemu rozum, chleb i utrzymanie. Po drugie, jednak do odważnego poszerzania swojej codziennej aktywności o plany, które wykraczają poza listę zwykłych zajęć. I właśnie tu otwiera się pole dla marzeń, ideałów, rozwijania pasji oraz wszelkiego rodzaju hobby, czyli zajęć wybieranych i podejmowanych z własnej woli, w wolnym od pracy czy nauki czasie, co sprawia, że życie aktywnej jednostki staje się ciekawsze, bogatsze, a przez to bardziej satysfakcjonujące. Nie do przecenienia jest także wpływ takiej twórczej postawy na automatyczne zmniejszenie czasu marnowanego przed ekranami, bo smartfon, komputer czy konsola do gier mają wtedy naturalnego rywala – hobby. W dodatku jest to rywal rzeczywisty, a nie wirtualny, co pomaga mu wygrywać zwłaszcza na długich dystansach.
Maniak medialny kontra majsterkowicz?
W psychologii mediów wyróżnia się jednostkę chorobową tzw. maniaka medialnego, czyli osoby, która z powodu przedawkowania czasu spędzonego przed ekranami doprowadza do kryzysu lub nawet ruiny swoje życie osobiste, rodzinne albo zawodowe. Wśród kilku konkretnych, zdiagnozowanych cech maniaków medialnych jedną z ważnych jest właśnie objaw apatii, wywołanej brakiem ideałów, zainteresowań, hobby oraz ochoty do zaangażowania się w jakiekolwiek aktywności społeczne.
W świecie wirtualnym, z natury atrakcyjnym poprzez mnogość obrazków, koloru, dźwięku, emocji, sensacji, fabularyzowanych fantazji, ofert, efektów specjalnych, a nawet dzięki przyjaźniom nawiązywanym bez konieczności uczuciowego deklarowania się i ponoszenia tego konsekwencji, ma on – powierzchownie nasyconą – potrzebę przeżywania przygody, którą dałoby mu w realu życie pełne marzeń i wyzwań. Co więcej, siedzenie godzinami przed ekranem męczy go jeszcze bardziej niż jogging, praca w ogrodzie, modelarstwo czy dodatkowy lektorat z angielskiego. Maniak medialny zwleka się więc codziennie ze swojego fotela tak skonany, jakby przebiegł maraton albo zamalował sześć metrów kwadratowych Panoramy Racławickiej. Z tej perspektywy konieczność rozwijania pasji i hobby u dzieci jawi się nam nie tyle jako ekskluzywny dodatek do solidnego wychowania, ale jako lekarstwo prewencyjne przeciw późniejszej, życiowej katastrofie, związanej z wszechobecną dominacją mediów cyfrowych.
Jak obudzić pasję?
Nie tylko dzieci wybitnie uzdolnione w jakimś konkretnym kierunku mają prawo do zajęć dodatkowych i czasu na realizowanie swoich talentów. Ze świadectw wielu artystów, choćby muzyków i malarzy, wynika jasno, że na spektakularny sukces składa się zazwyczaj 5% wrodzonych predyspozycji i 95% ciężkiej pracy. Pracy latami. Nie każde z naszych dzieci może zostać Lewandowskim, Matejką albo Pendereckim, ale na pewno niemal wszystkie stać, aby z przyjemnością i sukcesem pograć w piłkę, namalować zachwycający obrazek lub pięknie zaśpiewać w szkolnym chórze. I o to właśnie chodzi. O mały sukces, który dziecku i jego rodzinie sprawi wielką radość. Przewrotnie tak się bowiem składa, że aby odnaleźć jakąś lekką pasję, która podkręci smak życia, trzeba zacząć od solidnego, codziennego uczenia się.
Poszerzanie intelektualnych horyzontów dziecka równocześnie znacznie poszerza listę ofert i szans odnalezienia przez nie takiej pasji. Do oglądania teledysków w telefonie, śledzenia mediów społecznościowych czy chodzenia po galeriach, traktowanych jako jedyny alternatywny sposób spędzania czasu wolnego przez dzieci i młodzież, muszą dojść oferty ambitniejsze. Najpierw dopilnujmy więc nauki i regularnego odrabiania przez nasze dzieci lekcji, ale zaraz potem ruszmy z nimi na podbój świata. Wokół nas są boiska, kluby kultury, szkoły muzyczne, teatry, kina, sale koncertowe, ciekawe muzea, a w nich sezonowe, pasjonujące wystawy, charytatywne ośrodki poszukujące wolontariuszy. Są bogato zaopatrzone biblioteki, kluby dyskusyjne, obserwatoria astronomiczne, bywają organizowane festyny, dni nauki, kiermasze, rekonstrukcje historyczne, wyprawy krajoznawcze z przewodnikiem, rajdy rowerowe, spływy kajakowe, konkursy recytatorskie, artystyczne warsztaty… Nieskończona liczba pomysłów na ciekawe spędzenie czasu i pogimnastykowanie ciała oraz wyobraźni. Wszystko to może wyciągnąć nas z nudy i rodzinnego marazmu. Dorosłych odmłodzi przynajmniej o dziesięć lat, a dzieciom da wiatr w żagle szlachetnych marzeń.