Zabawa, zwłaszcza spontaniczna, jest priorytetowa dla dobrego rozwoju dziecka i gdy jej zabraknie, dzieci stają się smutne, znudzone, ich rozwój spowalnia, a socjalizacja nie następuje. Zawsze fascynowało mnie obserwowanie, jak w przedszkolu dzieci lubią przebywać albo wcześnie rano, albo późnym popołudniem i jak się cieszą na tę możliwość. Same sobie tworzą wtedy zabawy i nikt niczego od nich nie chce. Grupa (mniejsza niż docelowa) jest składowo zmienna – dzieci są z różnych grup, a to rozszerza horyzonty i sprzyja poznawaniu nowych towarzyszy zabaw. Dzieci są wtedy szczególnie kreatywne, otwarte na różnorodność i bardzo posługują się wyobraźnią.
W dzisiejszych czasach, nastawionych wcześnie na naukę – gdyż dominuje pogląd, że to sprzyja dalszym sukcesom w życiu – dzieci są przez nas, dorosłych, za bardzo dyrektywnie traktowane. Spontaniczną zabawę zastępuje często jakaś istotna propozycja dorosłego, ze ścisłymi wytycznymi, która ma kształcić dziecko lub je na coś ukierunkowywać.
Zagubiliśmy proporcje!
Jean Piaget, szwajcarski psycholog, uważał, że dzieci powinny rozwijać się naturalnie i we własnym rytmie, bez pośpiechu przechodzić fazy rozwojowe. I nie należy tego przyspieszać. Dzieci cieszą się chwilą i umieją się same sobą zająć, o ile my, dorośli, nie przeszkadzamy im naszą skierowaną na nie uwagą i naszymi propozycjami. Dziecko samodzielnie bawiące się, trenuje właśnie tę samodzielność, poznaje świat, z zachwytem odkrywając go i mając na to czas – czas, jaki jest jemu indywidualnie potrzebny, i samo to reguluje!
A to sprawia, że staje się bardziej pewne siebie. Czuje się sprawcą i budzi w sobie samokontrolę, na czym nam, dorosłym, bardzo zależy! Oczywiście wszystko odbywa się w obrębie pewnych szerokich ram, które to my wytyczamy, ale w ich środku jest już wolność i swoboda.
Dzieci bawiące się otwierają się na nowe doznania i utrwalają to, czego wcześniej doświadczyły – trenują wtedy w mózgu neurony lustrzane, wpływając na ich ilość i jakość. Szczególnie mocno występuje to w zabawach naśladowczych. W zabawie swobodnej dzieci często uwidaczniają swoje problemy i emocje, o których by raczej nie mówiły – mają więc swój wentyl dla stresu. Poza tym przepracowują te emocje i łatwiej znajdują rozwiązanie swoich problemów. Są wtedy z siebie dumne, czują swoją moc i sprawczość.
Psycholog Carl Rogers mówił, że każdy z nas ma w sobie Dziecko, Rodzica i Dorosłego. Dziecko w pozytywnym aspekcie budzi się w nas, jeśli my, dorośli, pozwalamy sobie na zabawę i robimy to z radością. Popatrzcie, jak zadowoleni są dorośli, którzy się bawią! Z innymi dorosłymi (spójrzmy na zabawy na weselach) lub ze swoimi dziećmi czy wnukami: kolejki elektryczne, budowle z klocków, z piasku czy też zabawy ruchowe. Jak mi powiedział ostatnio mój 35-letni syn, o filozoficznym nastawieniu do życia, ulubiony etatowy wujek do zabaw: „Nie bawimy się, bo się starzejemy, ale starzejemy się, bo przestajemy się bawić”.
Dzieci nie potrzebują drogich, elektronicznych zabawek. Same sobie coś znajdą, wykorzystają lub nietypowo użyją. Moje miały w Gorcach samochody z drzew, pokoiki w lesie, czy zimą system jam i labiryntów w śniegu. Biegały całą gromadą z przyjaciółmi i tyle było ich widać. Oczywiście, że działo się to w obrębie hali i miały się odezwać na przywołanie. Pędziły w dół na kurtkach po wyślizganych zboczach, wołały echo, robiły korale z jagód. W trudniejszych dla nas, dorosłych, scenariuszach zabaw błociły się niemiłosiernie i robiły sobie fontanny z wody w kaloszach. I śpiewały, i wrzeszczały! Odkrywały przyrodę, zapachy, smaki, trenowały znakomicie dotyk, wzrok, a także słuch. Ostatnio w Gorcach, gdy byłam tam z wnuczkami (10, 8 i 6 lat) i córką (30 lat), dziewczynki nie mogły się dogadać. Jedna z nich poczuła się osamotniona. Wówczas ich ciocia, a moja córka przegnała je około 30 minut na wieżę widokową, a w drodze powrotnej zaproponowała im, żeby bawiły się w trzy siostry wróżki. Każda z nich miała szczególną moc. Miały robić eliksiry i wymyśleć wspólną strategię na złego czarownika, który zbliżał się do ich krainy. Jak one potem się świetnie przez dwa dni bawiły! I jaką miały radość. A ja byłam dumna jak paw z mojej córki, która – choć z innej branży – wiedziała, że na stres najlepszy jest na początku konstruktywny ruch, a potem propozycja fajnej zabawy. Do tego my, dorośli, możemy się przydać. Zostawmy dzieciom wolność i spontaniczność – będą się cudnie rozwijać.