Czytając analizy, dlaczego program 500+ nie spowodował znaczącej zmiany w liczbie urodzeń w Polsce, trafimy na poszukiwanie przyczyn w czynnikach gospodarczych i socjologicznych. Ludzie mówią o „egoizmie”, wygodnictwie, o tym, że przecież nigdy nie było tak łatwo. Jest jednak szereg przyczyn, które nie są podejmowane, a które dostrzegam jako psycholog i matka czwórki dzieci.
Powód 1) PORODY, LEKARZE i KONSEKWENCJE CC (cesarskich cięć)
Jeśli wobec zalecanych przez WHO 10-15% cesarek, w Polsce mamy ich już między 30-50% a po drugiej cesarce następuje tzw. „poważna rozmowa” z lekarzem i każda cesarka zwiększa prawdopodobieństwo kolejnej… – jak to się przekłada na prawdopodobieństwo decyzji o trzecim, czwartym, piątym porodzie? Decyzja o kolejnym dziecku nie jest łatwa, gdy lekarz stwierdza, że niczego nie może przewidzieć, ale ogólnie: nie zaleca.
Skąd jednak ta rozbieżność między oczekiwaniami WHO a polską rzeczywistością? Pod kątem statystyk śmiertelności okołoporodowej można mówić o gigantycznym sukcesie – Polska należy do prymusów świata. I trudno głośno mówić o powrocie do procedur, które mogą zaburzyć promile, oznaczające życie i zdrowie konkretnych osób… Ruch położnych i douli za humanizacją porodu wskazuje, że im więcej procedur (wywoływania porodu, sztucznej oksytocyny, bycia podłączaną pod KTG, następnie znieczuleń), tym… więcej procedur i więcej CC. Już sam przyjazd do szpitala działa na wiele kobiet tak stresująco, że wstrzymuje postęp porodu… a potem – cóż, lekarz musi interweniować. I znowu, i znowu.
Lekarz, uwięziony w nadrzędnych celach systemu, nie może skupić się na rodzącej w sposób zindywidualizowany. Położne, które najczęściej dają prawdziwe wsparcie rodzącej, nie są decyzyjne i jest ich zdecydowanie za mało. Zresztą trudno namawiać do walki o porody naturalne, gdy one – w wersji zmedykalizowanej, odczłowieczonej, w samotności są stanowczo zbyt często wydarzeniem traumatycznym. Jeśli chcemy rodzić więcej – poród musi być doświadczeniem dobrym, budującym i bezpiecznym, a także (w umyśle matki i lekarza) umożliwiającym kolejne porody. Musi być w głowie PRZEDE WSZYSTKIM PERSONELU, bo jego postawa udziela się rodzącym.
Powód 2) EPIDEMIA NIEPŁODNOŚCI
Niepłodność, rozumiana jako brak ciąży pomimo pięciu lat starań, dotyczy podobno już co piątej-szóstej pary w Polsce. Wiele czynników, wpływających na skalę niepłodności, wydaje się cywilizacyjnymi, głęboko zanurzonymi w zmianach urbanizacyjnych, poziomie stresu – zwłaszcza w życiu młodych kobiet – w żywieniu, wystawieniu człowieka na substancje wpływające na układ hormonalny, a także ciągle podwyższającym się wieku zachodzenia w ciążę (a dodałabym tu również słabo zauważony problem ze znalezieniem mężczyzny nadającego się na ojca i pragnącego zbudować rodzinę).
Nie wiem, czy ktoś zadaje bardzo niemile widziane pytanie, jaki udział ma w tym wieloletnia antykoncepcja hormonalna, zapisywana przecież już nastolatkom. Trudno rozmawiać też o przyczynach, ponieważ nieodmiennie kojarzy się to z obwinianiem osób, których problem dotyczy. Do tego ci, którzy odważają się mówić o pewnych prawdopodobnych czynnikach (np. przegrzewanie męskich genitaliów przez komputerowy, siedzący styl życia, telefon w kieszeni spodni i ciasną, nieprzewiewną bieliznę) – są zwyczajnie obśmiewani, jako nienowocześni...
Przy tak gigantycznej skali problemu nadal nieznana na szerszą skalę jest naprotechnologia, z sukcesami na poziomie 30% ciąż w ciągu pierwszego roku leczenia. Podczas gdy metoda in vitro jest procedurą zastępczą względem niepłodności, naprotechnologia leczy niepłodność. Warto wysłuchać racji pracowników klinik naprotechnologicznych, którzy są wybitnie wyspecjalizowani w odzyskiwaniu sprawności organizmu, nadwątlonej niejednokrotnie ukrytymi chorobami, alergiami, problemami dietetycznymi. Niepłodność można skutecznie wyleczyć i można dbać o unikanie okoliczności, które jej szkodzą!
Powód 3) DEPRESJA POPORODOWA
Od kilkunastu do trzydziestu kobiet na sto ma objawy depresji poporodowej. Gdyby wziąć pod uwagę cały pierwszy rok życia niemowlęcia, podejrzewam, że epizodów depresyjnych mam byłoby więcej. Ile z tych kobiet – ile z nas – efektywnie leczy depresję? Dla ilu z nas okres pierwszego roku życia dziecka jest wspomnieniem koszmaru, niebycia sobą, ciągłej walki o trzymanie się w kupie oraz rozbijającego obwiniania się, że szkodzimy dziecku?
Ponieważ w swojej praktyce terapeutycznej, pracując z mamami dzieci starszych, czasem natykam się na historię małoletniego pacjenta, w której występują bardzo złe albo dziwnie nijakie wspomnienia mamy z pierwszego roku po porodzie – nie mam złudzeń, że to może być znaczący czynnik utrwalający zwłaszcza nadmiar jedynactwa (a ponad połowa dzieci w Polsce to jedynacy!)
Opieka nad noworodkiem i niemowlęciem jest zadaniem bardzo trudnym. I absolutnie nie może być realizowana w osamotnieniu, a niestety zbyt często jest i zbyt często uważa się to za naturalne.
Depresja poporodowa jest w tej skali wybitnie cywilizacyjnym zjawiskiem, bezpośrednio związanym chociażby z nuklearnością rodzin. Bardzo cenne są tu spostrzeżenia Anny Stolaś, położnej i psychologa, która wskazała na podobieństwo izolacji młodej matki do izolacji w pandemii. Samotność, brak doświadczeń związanych z opieką nad niemowlętami, różnica między tym, co jest normalnością bezdzietnego równolatka a młodej mamy, toksyczne wsparcie i jego brak – to tylko niektóre z korzeni trudnej psychologicznie sytuacji matki, której powtórki może chcieć w przyszłości unikać.
Powód 4) ZERWANIE ŁAŃCUCHA POKOLEŃ
Rodziny nuklearne nie sprzyjają posiadaniu dzieci w większej liczbie, ponieważ do wychowania dziecka potrzebna jest wioska. A przynajmniej kilku dorosłych, jako tako dostępnych, posiadających kompetencje opiekuńcze i chętnych do ich używania. Tymczasem liczba tych ostatnich bardzo się skurczyła. I będzie kurczyć się nadal, ponieważ w społeczeństwie jedynaków zabraknie rodzeństwa – przyszłych cioć i wujków. Dziadkowie są albo coraz starsi, a tym samym doświadczają różnych niedogodności wieku – albo, paradoksalnie, w na tyle dobrej kondycji, że mają na oku inne aktywności niż opieka nad wnukami. A opieka nad nimi, oferowana bezpłatnie i w miarę potrzeb, jest warunkiem równowagi sił rodzica. Bo obiektywnie wychowanie dzieci jest dużym wyzwaniem. Współpraca kilku pokoleń czy szerokiej rodziny jest tu nieodzowna i – w bardziej pierwotnych społecznościach – absolutnie naturalna.
Powód 5) ŹLE POSTRZEGANA WIELODZIETNOŚĆ
Nikt nie chce być patologią, a dla wielu, stanowczo zbyt wielu osób, rodzina większa niż 2+2 lub 2+3 tę patologię stanowi.
Tego typu negatywna etykieta realnie wpływa na wyobrażenie o dobrym życiu młodych ludzi i młodych rodziców. Po co ładować się w sytuację, która musi z definicji być szkodliwa i zła. Jedno dziecko w tym ujęciu jest obdarzone najlepszą opieką, ale czuje się samotne. Kompromisem jest dwójka, bo samotności nie będzie, a patologicznej, „niemożliwej” do dobrego zaopiekowania i zapewnienia wszystkiego, czego dzieci potrzebują, trójki, czwórki itp. udaje się uniknąć.
Panuje też odruch zadziwiania się: w opcji pozytywnej – podziwiania, a negatywnej – uszczypliwych komentarzy. Dla wielu osób od czasu wprowadzenia programu zasiłkowego 500+ rodzic wielodzietny jest wrogiem publicznym, którego trzeba uraczyć głośnym komentarzem o rzekomej chciwości, dziecioróbstwie czy obciążaniu uczciwych pracujących.
Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że z zasady to małe rodziny trudzą się z dziećmi bardziej niż większe. W większości układów rodzinnych trudniej jest mieć jedno dziecko niż trójkę. Po okresie adaptacji, który zawsze jest niełatwy, stwierdza to zdecydowana większość matek wielodzietnych – lub nawet wszystkie.
Nigdy wcześniej władza „zwierciadła medialnego” nad rzeczywistością nie była tak determinująca, jak współcześnie. Rodziny wielodzietne i ich realne życie są też stosunkowo mało reprezentowane w serialach, filmach i popkulturze. Niezwykle cenne są z tego powodu inicjatywy takie, jak cykl wywiadów z serii Rodzina Jest Super, dostępnych na youtube. To jednak kropla w morzu potrzeb. Tymczasem oglądamy i słyszymy o singlach, młodych dorosłych bez zobowiązań, używających życia i eksperymentujących z nim i ze związkami, ich sprawach, dylematach, przygodach. I „real” stopniowo się dostosowuje.
Powód 6) ZGASZONY INSTYNKT i NIEOCZYWISTOŚĆ MACIERZYŃSTWA
Dzisiejsi młodzi ludzie mają bardzo poważne wątpliwości, czy warto mieć potomków. W kategoriach przyziemnego materializmu oczywiście nie. Instynkt macierzyński! I tu mamy poważny problem. Otóż ten instynkt jest pracowicie tłamszony przez naszą kulturę – antykulturę.
Stwierdzenie, że macierzyństwo jest naturalną i standardową ścieżką życiową kobiety budzi ogromne emocje. Jest to pokłosie przekonania, wprowadzonego przez feminizm, że równość płci i różność płci wykluczają się nawzajem, toteż walka o prawa kobiet wymaga likwidacji i kobiecości, i męskości...
Każdy naturalny popęd czy instynkt potrzebuje warunków do bycia wzbudzonym i utrzymanym. Przy nieodpowiednich warunkach można go uszkodzić nieodwracalnie. U człowieka wszystko jest bardziej skomplikowane ze względu na kulturę, ale pewne procesy da się zauważyć. Dziewczynki – bo mówimy o instynkcie macierzyńskim – wychowują się bez doświadczenia opiekowania się małym dzieckiem i przyjemności z niego wynikającej, nie miały jak też tego zaobserwować u własnych matek z powodów opisanych wyżej.
I TO NIESTETY NIE JEST KONIEC POWODÓW
W ten sposób uzyskaliśmy małą mapkę przyczyn niskiej dzietności Polaków, o których się nie mówi. O właśnie. Ważne rozróżnienie. Dzietność nie POLEK, a POLAKÓW, dlatego, że wprawdzie Polki fizycznie rodzą, ale to POLACY mają lub nie mają dzieci. RAZEM. I dlatego w kolejnym kroku należałoby się zastanowić nad sposobem budowania rodzinnych gniazd w naszym pięknym kraju. Wiele wskazuje, że nie dzieje się z tym za dobrze.
Jeśli do tego dodamy ślad węglowy, mocno promowany w mediach i wśród celebrytów oraz upowszechnianie mitu o „kosztach generowanych przez dziecko” – dostaje się jeszcze uzasadnienie górnolotne i uzasadnienie „ekonomiczne”.
Na szczęście zwykle wystarczy zmienić nie cały system, a kilka elementów w nim, a reszta, jak żywe puzzle, zacznie się dopasowywać. Tak i w tym przypadku. Jeśli jest Wam bliska idea utrzymania lub zwiększenia populacji naszego społeczeństwa, zachowania ciągłości łańcucha pokoleń – wystarczy zacząć działać w wybranych, bliskich sercu obszarach z powyższej listy. To praca u podstaw XXI wieku.
Tekst jest skróconą wersją artykułu zamieszczonego na stronie Okiem Wozinskiej.