Można postawić tezę, że zdecydowana większość rodziców pragnie dobra swoich dzieci bardziej niż własnego. Taka postawa jest społecznie akceptowalna i chyba nikt nie skrytykuje mamy pijącej w biegu zimną kawę, bo potrzeby dzieci były ważniejsze niż poranna, ciepła przyjemność. Większość oceniających być może uzna, że konsekwencją posiadania dzieci jest rezygnacja ze swoich marzeń i planów, a nawet potrzeb.
W moim rodzinnym domu niejednokrotnie doświadczaliśmy sytuacji, w których rodzice rezygnowali z czegoś ze względu na nas: ostatni kawałek pizzy, spotkanie ze znajomymi, deser, wolny wieczór... Oczywiste jest, że bardzo nam się to podobało, bo kto nie chciałby być ważny, ba, najważniejszy w rodzinie. Perspektywa spojrzenia na sytuację zależy od miejsca, z którego się patrzy. I tak, będąc młodą mamą pierwszego dziecka, stawałam się z każdym dniem coraz bardziej mamą sfrustrowaną: niewyspaną, głodną, biorącą prysznic w zawrotnym tempie, oglądającą tendencyjne kreskówki, zapłakaną nad swoim losem kobietą. Macierzyństwo, którego pragnęłam i do którego się przygotowałam, zaskoczyło mnie, a mówiąc dosadniej, powaliło.
Kolejne dzieci dostarczyły nowych wyzwań, trosk i radości, obniżając jednocześnie poziom frustracji i napięcia pomiędzy pragnieniem dobra dla nich a realizacją tego, czego ja aktualnie chcę i potrzebuję. Dlaczego tak się działo? Nie tylko sfrustrowanym swoim rodzicielstwem rodzicom, ale wszystkim, którzy pragną szczęścia własnych dzieci, polecam książkę, w której odnalazłam wyjaśnienie mojej sytuacji życiowej: im więcej inwestowałam we własne poczucie satysfakcji, tym – w dalszej perspektywie – bardziej szczęśliwe były moje dzieci, a w domu panował względny spokój.
Bryan Caplan, amerykański ekonomista behawioralny, ojciec trójki dzieci (w tym pary bliźniąt), w książce o nieco prowokacyjnym tytule Egoistyczne powody, żeby mieć więcej dzieci wykazuje nie tylko to, co intuicyjnie każdy rodzic czuje: istnieje związek między poczuciem własnego szczęścia a satysfakcją dzieci. Autor w dziewięciu rozdziałach skrupulatnie wylicza powody, dla których – mówiąc krótko – opłaca się mieć dzieci w ogóle oraz mieć ich więcej, niż planowaliśmy. Nie powinniśmy, jako rodzice „spinać się” ponad miarę, aby dobrze wychować swoje dzieci, nie tylko dlatego, że – jak pisze Caplan – udowodniono, iż nasz proces wychowawczy nie ma większego znaczenia, gdy dzieci osiągają dorosłość, ale także dlatego, że współczesny świat i młody człowiek na każdym etapie życia jest zdecydowanie bardziej bezpieczny niż na przykład w połowie dwudziestego wieku. Tytułowy egoizm, którym powinni kierować się rodzice, dotyczy nie tylko sytuacji aktualnej (pozwolę dzieciom obejrzeć półgodzinną bajkę, aby w spokoju dopić ciepłą kawę), ale także perspektywy całości życia na jego różnych etapach: „Zamiast rozwodzić się nad teraźniejszością, rozsądnie oszacuj konsekwencje planów – z punktu A do punktu Z – i to na całe życie, a następnie wybierz ten plan, który da ci najwyższy wynik”. Oczywiście, tym „najwyższym wynikiem” jest satysfakcja z życia, szczęście i spełnienie. I to w moim przekonaniu bardzo trafna idea, być może najgłębsza z całej bezdyskusyjnie interesującej książki: będąc na jakimkolwiek etapie swojego rodzicielstwa lub dopiero projektując je, warto patrzeć egoistycznie, ale także dalekowzrocznie – nie pozwolić, aby chwilowe negatywne emocje wpłynęły na nasze fundamentalne decyzje.
Kiedy analizujemy korzyści z wielodzietności, zwykle mamy na myśli altruistyczne powody: dobro świata i ludzkości. Caplan także tę kwestię porusza i dosadnie usprawiedliwia swoje stanowisko czytelnikowi: „jeśli spłodzenie jednego życia więcej daje w ogólnym rozrachunku więcej dobrego na przyszłość, to wszyscy powinni być zadowoleni, że promuję dobrze przemyślany interes własny”. Trud opieki i wychowania, który podejmuje rodzic na każdym etapie życia swojego dziecka, musi mieć głębszą argumentację niż tylko szlachetne globalne pobudki. W nieco humorystyczny sposób autor zwraca się także do dziadków, dając im konkretne rady, a wśród nich za najciekawszą (i najbardziej pragmatyczną) uważam „dyskretnie nagradzaj swoje dzieci za każdego danego ci wnuka”. Na takim pronatalistycznym ujęciu tematu wszyscy mogą skorzystać: dzieci, rodzice i dziadkowie.
Ostatni, najbardziej nowatorski rozdział, to zbiór przytoczonych kontrargumentów oraz wypowiedzi na „tak” postawionych przez autora tez. I właśnie tę część publikacji czyta się najlepiej: można skonfrontować swoje intuicje z krytyczną oceną innych odbiorców. Jeżeli na początku tytuł wydawał się być nonsensowny: „im więcej dzieci, tym więcej miłości własnej – egoizmu”, to po lekturze tekstu Bryana Caplana trudno się z nim nie zgodzić; choć w książce znalazło się również wiele tez, z którymi zgodzić się trudno, jak np. ta, że dziedziczność i geny mają większy wpływ na życie dziecka niż wychowanie, czy też głoszenie dopuszczalności wszystkich technik wspomagania zapłodnienia. Mocną stroną książki są liczne odniesienia do badań prowadzonych na szerokiej grupie osób przez długi okres czasu. Należy przyznać rację Caplanowi, że posiadanie dzieci (zwłaszcza większej liczby niż planowana) to dobra inwestycja w przyszłość, nie tylko świata, ale przede wszystkim w swoją własną. Oby młodzi (nie tylko wiekiem) rodzice potrafili na swoje rodzicielstwo spojrzeć z tej właśnie perspektywy, pomimo aktualnych trudności, z którymi, być może, codziennie przychodzi im się mierzyć.