Dzieciństwo większości współczesnych rodziców przypadło jeszcze na czasy bez 300 kanałów w telewizji, elektronicznych narzędzi i internetu. Za to relacje towarzyskie kwitły – na podwórkach w blokowiskach i wśród sąsiadów na wsi. Po szkole zjadało się obiad i wychodziło na podwórko, a tam – zawsze było coś do roboty.
Wydawać by się mogło, że to właśnie niezorganizowana przestrzeń (nie było zbyt wielu kolorowych placów zabaw) dawała nieograniczone pole wyobraźni. Można było robić wszystko: odgrywać scenki, bawić się w dalekie podróże, budować szałasy ze znalezionego materiału (gałęzi i wszystkiego, co dziś nazwalibyśmy śmieciami) lub zagrać w jedną z popularnych gier.
Czemu dziś zabawy naszych własnych dzieci często (bo przecież nie zawsze!) nie są takie swobodne i pełne kreatywnych rozwiązań? Myślę, że powodów może być kilka. Jednym z nich jest mniej wolności – bo świat już nie taki bezpieczny i wypuścić ośmiolatka z kluczem na szyi na osiedle wydaje się nam niemożliwością. Poza tym dziecięcą kreatywność bardzo często zabijają właśnie te najlepsze rozwiązania i gotowe opcje: kolorowy, pełen atrakcji plac zabaw i przygotowane przez dorosłych aktywności. Pewnie czasem słyszymy tu i ówdzie: „Dajmy dzieciom się ponudzić”, ale kto z nas to tak naprawę robi? Jeszcze jedną przyczyną tego, że nasze dzieci bawią się inaczej, jest dostęp do filmów animowanych i smarfonów, które nie dają już pola nieskrępowanej zabawie na żywo.
Jednak nie miejsce tu na narzekanie, jak to współczesna technika i elektronika popsuły prawdziwą zabawę dzieciom, bo te dzieci cały czas są chętne, wrażliwe i pełne świetnych pomysłów. Może tylko trzeba dać im delikatny bodziec lub po prostu przypomnieć to, w co my, jako dzieci, bawiliśmy się na podwórkach?
Taką funkcję może spełnić bardzo ciekawie wydana książka Katarzyny Piętki Gry i zabawy z dawnych lat. Autorka przyznaje, że sporządzając swego rodzaju kompendium podwórkowych aktywności, w pierwszej kolejności szukała we własnych wspomnieniach. Dlatego też lektura będzie dla dorosłych trochę jak podróż w przeszłość. Bo kto z nas nie grał w gumę, kapsle, ziemniaka czy podchody? Książka zawiera krótkie opisy i instrukcje, jak zrealizować każdą z proponowanych zabaw. Tekstowi towarzyszą klimatyczne ilustracje Agaty Raczyńskiej, ukazujące gry, o których mowa w tekście.
Autorka podzieliła przywoływane gry i zabawy na kilka kategorii. Zaczyna od przyśpiewek i wyliczanek oraz gier, którymi często rozpoczyna się zabawę (bo trzeba wyłonić przywódcę) lub tych, które pojawiają się jako element innych aktywności. Jest tu miejsce popularnych wśród dzieci nawet dzisiaj gier w kamień, nożyce, papier czy marynarza.
Następną grupę stanowią zabawy w kółku. I tu zostały opisane najprostsze, takie jak kółko graniaste i coraz bardziej skomplikowane, np. chodzi lisek koło drogi, kot i mysz, czy też pierścień. Każda z tych zabaw świetnie sprawdzi się nie tylko na osiedlowym podwórku, lecz także np. w szkolnej świetlicy dla najmłodszych dzieci. Warto podsunąć opiekunom pomysły na tego typu aktywności. Kolejną grupą są zabawy w róbcie to, co ja. Znajdziemy tu między innymi opisy ojca Wirgiliusza czy króla Lula. Naśladowanie wybranej osoby będzie świetną propozycją dla dzieci w każdym wieku. Sprawdzi się zarówno w małej, jak i w większej grupie.
Jeszcze jedną grupę stanowią zabawy z piłką. Można tu odnaleźć opis popularnej (niegdyś także na zajęciach wychowania fizycznego) gry w dwa ognie czy ziemniaka, które mogą zająć dzieci na długi czas. Pierwsza z tych gier wymaga podzielenia grupy na dwie drużyny, które nawzajem zbijają się piłką w obrębie wyznaczonego boiska. Z kolei w ziemniaka może zagrać nawet kilka osób.
Gry i zabawy następnej kategorii są oparte na zdrowej rywalizacji. Znajdziemy tu proste aktywności, w których liczy się szybkość oraz np. umiejętność zastygania w bezruchu, takie jak Baba-Jaga patrzy. W innych oprócz szybkości będzie liczył się też spryt: można tu wymienić różne rodzaje berka, ciuciubabkę czy komórki do wynajęcia.
Nie da się ukryć, że lokalnym centrum zabawy w dużym mieście był kiedyś osiedlowy trzepak. Autorka ujmuje więc i zabawy na trzepaku: kogut i kury czy tramwaj. Są też opisane różne opcje gry w klasy oraz sposoby zabaw z wykorzystaniem gumy czy skakanki. Przypomniana została też zabawa w chowanego, wojnę czy podchody.
Osobną kategorię stanowią gry zręcznościowe. Najpopularniejszą z nich (choć chyba teraz jednak zapomnianą) jest gra w zośkę (a więc podrzucanie na różne sposoby – grupowo lub jednoosobowo – materiałowego woreczka wypełnionego grochem, kaszą lub czymś podobnym). Warto też przypomnieć sobie grę w kapsle czy w kamienie. Wszystkie te gry nie wymagają żadnego specjalistycznego sprzętu: wystarczy to, co można znaleźć na większości podwórek czy nawet na najprostszym placu zabaw.
Do ostatniej grupy opisywanych przez autorkę zabaw należą propozycje aktywności w czasie niepogody. Pewnie pamiętamy czasy, w których deszcz za oknem nie sprawiał, że zastygaliśmy na kilka godzin przed ekranem. Dziś często sami nie wiemy, co zaproponować naszym dzieciom, nauczonym już może, że niepogoda = oglądanie filmów. A może warto przypomnieć to, w co sami bawiliśmy się przed laty? Do wykorzystania są tu różne opcje, np. wszelkiego rodzaju zgadywanki, kalambury, gra w to, co widzę (jedna osoba opisuje przedmiot znajdujący się w pokoju, reszta usiłuje zgadnąć, co to) czy w kim jestem. Można też wykorzystać słowne zabawy: szubienicę, łańcuszek skojarzeń, telegram czy łańcuch słów. Można urządzić teatrzyk kukiełkowy (wcale nie potrzeba wielu rekwizytów, wystarczy koc zawieszony między krzesłami i pluszowe zabawki) czy teatr cieni. Jeśli bawi się razem większa grupa dzieci, można zagrać w głuchy telefon czy piekło-niebo. Albo też w pomidora, przy którym jest zawsze ostatecznie dużo śmiechu. Da się też przy pomocy kartki i długopisu rozegrać bitwę morską (statki!) czy bawić się w popularne nawet dzisiaj państwa-miasta.
Książka Katarzyny Piętki to nie tylko podróż w przeszłość, lecz także zbiór dobrze (ale nie nazbyt obszernie) opisanych aktywności, które można podsunąć naszym dzieciom. Nie chodzi o to, żeby animować czy kontrolować ich zabawę. Jednak rzucony pomysł może stać się źródłem ich własnej kreatywności. Ktoś może powiedzieć, że kiedyś nie potrzebowaliśmy ani książek ze zbiorem zabaw, ani dorosłych, którzy będą nam mówić, jak mamy się bawić. Owszem. Mieliśmy za to starszych kolegów i koleżanki, którzy angażowali i uczyli nowych zabaw. Teraz owi starsi koledzy często sami z różnych względów ich nie znają, dlatego warto podsunąć dzieciakom taką czy inną zabawę, choćby w formie opowieści „dinozaura”, jak to kiedyś „za moich czasów” się bawiliśmy. A nuż wykorzystają…