Jesper Juul – poczytny pedagocelebryta

16 sierpnia 2023

O modnym wśród rodziców autorze - z innej strony.

Jesper Juul – poczytny pedagocelebryta

16 sierpnia 2023

Jesper Juul – poczytny pedagocelebryta

Jesper Juul – poczytny pedagocelebryta

O modnym wśród rodziców autorze - z innej strony.

Nie ma dzieci, są ludzie – pisał Jesper… zaraz, nie żaden Jesper Juul, tylko nasz Janusz Korczak, i to już sto lat temu. Jednak Juul, który podpisał swoją najbardziej popularną książkę Twoje kompetentne dziecko hasłem Dlaczego powinniśmy traktować dzieci poważniej, współbrzmi w tym punkcie z polskim autorem. Bohater artykułu, nieżyjący od czterech lat Duńczyk, to gwiazda wydawnictw pedagogicznych od lat 90.  aż po dzień dzisiejszy. Z pewnością nie ustępuje popularnością Korczakowi, a za sprawą sprawnego pióra, dobrego marketingu wydawniczego oraz (rzecz kluczowa) umiejętności inspirowania czytelników z pogranicza XX i XXI wieku, w przeciwieństwie do Korczaka, stał się wręcz pedagocelebrytą. Okładkowe dane mówią: szefujący międzynarodowej sieci poradni wychowawczych Family-Lab, terapeuta rodzinny i pedagog o światowej renomie. Juul jest autorem must have na półeczkach zatroskanych rodziców, a jako promotor i odstąpienia od wychowania, i wzmacniania odpowiedzialności dziecka z pewnością zaintryguje czytelnika „WychowujMY!”.

Szarlatan? Geniusz? Filozof? Ślepy przewodnik ślepych? Mówca motywacyjny? Czym zasłużył sobie na kapliczki na wystawach księgarń? Moim celem w tym tekście jest postarać się odsiać to, co cenne i uniwersalne, od rażących błędów – na tyle, na ile odniesienie się do szeregu książek jest możliwe w jednym artykule.

Kilkanaście lat temu recenzowałam świeżo wydaną książkę Juula i byłam ujęta uniwersalnością i świeżością jej przekazu. Jako początkująca specjalistka i mama czułam, że dostaję klucz pozytywnego podejścia do problemów, które mogą pojawić się w rodzinie. Kiedy dotarły do mnie głosy o kontrowersyjności Juula, byłam szczerze zaskoczona. Po latach, wracając do tych książek, widzę sprawy nieco inaczej. Juul ze swoją ciekawą narracją, wyglądem dobrodusznego pedagoga i opowieścią o olbrzymim, międzynarodowym doświadczeniu zachodniego specjalisty trafia w pokoleniową potrzebę. Jest ciągle żywa, więc unieśmiertelnił się (przynajmniej do czasu zmiany kulturowej). Niczym Jungowski archetypiczny Mędrzec mówi pogubionym rodzicom i... specjalistom, jak myśleć. A że jest przy tym akceptujący, przyzwalający na błędy, otwierający na opcje, uwalniający od konieczności bycia skutecznym… chce się go słuchać. Ujęty autentycznie niezwykle celnymi tezami (autor ma dar do trafnych sformułowań) czytelnik przyjmie również zawarte w tekstach nieścisłości, sprzeczności i... bzdury.

Świat według Juula

Przez wieki rodzina była jasną strukturą władzy, która funkcjonowała, ale rzadko dawała osobiste szczęście i spełnienie. Celem była bezkonfliktowość, więc każdą różnicę zdań czy odmienność traktowano jako zagrożenie i dowód, że proces wychowawczy odnosi porażkę. W związku z tym obmyślono metody, zgodne z ówczesnym autorytarnym sposobem myślenia: by przykroić dziecko do jednego wzorca, niczym obrabiany przedmiot. Miało ono być uległe w rodzinie – jednostce nadzoru, gdzie kontrolujący rodzic wyznacza granice dzieciom. W celu ukształtowania dziecka musiał je krytykować i karać oraz upewnić się, że uznaje ono swoją winę i wstydzi się złych uczynków. Stary świat usprawiedliwiał każdą metodę jej skutecznością – a im silniejsza presja, tym silniejsze podporządkowanie. Ale nie współpraca.

Po rewolucji kulturowej wielu rodziców zapragnęło demokratyzmu w swoich domach. Zrodziło to nowe problemy: w niektórych obszarach życia rodzinnego wyłącznie dorośli mogą ponosić odpowiedzialność. Tak jest z atmosferą życia rodzinnego – opartą na odpowiedzialności rodziców i jakości ich relacji. Podobnie cel równouprawnienia płci nie dopasował się do potrzeb rodziny, powodując osłabienie mężczyzn i degradację celu ich funkcjonowania do „spełniania potrzeb kobiety”, co również nie jest dobre dla rodziny (o drogach wyjścia pisze autor w książce Być mężem i ojcem). Społeczeństwo uwierzyło, że odrzuciło konformizm, ale czym prędzej przywiązało się do nowego, związanego z wejściem w fałsz bycia zawsze miłym i pozbawionym agresji konformistą. Do tego doszedł rozbuchany konsumpcjonizm.

Rodzicielstwo to tymczasem dobre, uwzględniające potrzeby wszystkich, przywództwo. Lepiej, gdy nieuniknione konflikty są uznane za część życia. Mogą nas wiele nauczyć, przysłużyć się dojrzewaniu wszystkich, a przede wszystkim pozwalają być autentycznymi – a to najbardziej spaja relacje. Dlatego „w czasie, gdy dzieci są dla rodziców najbardziej kłopotliwe, są dla nich najbardziej wartościowe”. Dzieci z zasady mają zmysł wspólnotowy i współpracują. Robią to jednak na dwa sposoby: zgrywając się z dorosłych poprzez naśladowanie ich albo komunikowanie zachowaniem ważnych treści w formie zachowań opozycyjnych. Wystarczy uważnie odbierać komunikaty dziecka, by je zrozumieć. Ma ono wrodzoną kompetencję do tego, by wyrażać swoje potrzeby – ale nie jest ich świadome, czasem myląc je z tym, czego akurat chce. Dziecko musi mieć poczucie, że ma coś do zaoferowania swojej rodzinie, że ma dla niej wartość. Kluczowym dobrem jest integralność psychiczna dziecka, raniona i naruszana przez podważanie jego autonomii, potrzeb i skrajanie ich do wizji dorosłych. Potrzebuje ono być zauważane w swojej wyjątkowości, nie skrajane do wzorca. Tymczasem – znów po korczakowsku – dziecko traktowane z szacunkiem – szanuje, o które się dba – dba o innych; a to krytykowane jest krytyczne, obdarzane nieufnością – nieufne itp. Uszanowane w swojej równej do dorosłej godności (co nie oznacza równego traktowania, ale poważne traktowanie) będzie autentyczne i to największa wartość, umożliwiająca głębokie relacje. Drogą do tego jest komunikacja możliwie jednoznaczna i osobista, ze świadomością własnych potrzeb.

Co tu się nie zgadza?

Wizja historii społecznej, do której Juul się odwołuje, pełna jest schematyzmu – odzwierciedla wizję skandynawską, feministyczną, rewolucyjną. Choć autor odrzeka się od krytykowania, nie mamy problemu z wyczytaniem, komu zdecydowanienie kibicuje. Nie chcielibyśmy być rodzicami z jego przykładowych scenek „starego świata”. Mający reprezentować opisane powyżej totalitarne zorientowanie są zwyczajnie chamscy wobec dzieci (pardon, ale trudno znaleźć lepsze określenie) – są przerysowani i nie wydają się realistyczni. Dzieci za to są zasadniczo niewinne, współpracujące i chcące jak najlepiej – wyidealizowane… Pachnie to manipulacją. Zwykły savoir vivre zmieniłby w tych przykładach bardzo wiele.

Czasem autor pospiesznie wetknie w narrację tezę, co do której nie bardzo wiadomo, skąd się wzięła, jak np. o wolniejszym dojrzewaniu chłopców od dziewczynek za sprawą… bycia chronionymi przez matki (nie, panie Juul, to biologia). Albo o zainteresowaniu dziećmi współczesnymi rozrywkami za sprawą braku autentycznego kontaktu (nie, to strzały dopaminowe). Czasem wplecie też normalizację zachowań, które w danym wieku jego zdaniem są naturalne, a z perspektywy czytelnika niekoniecznie powinny (jednym z najbardziej jaskrawych jest możliwość wypuszczenia 13-latki na imprezę z 20-latkami, „jeśli matka czuje, że ma na to zgodę”). Podobne pomysły nie stanowią jednak meritum książek.

Juulowi zdarza się głosić tezy wewnętrznie sprzeczne, typu trzeciej drogi (mniej więcej: „nie zastąpimy metody wychowawczej inną – wytyczymy granice nowego terytorium; nie będę nikogo krytykować – dawne metody były nieczułe i destrukcyjne, a Skandynawia ma najlepszą propozycję wychowawczą”). Czasem można je znaleźć na kartach różnych tomów, czasem – nawet na sąsiadujących stronach.

Napisze nam zatem, że musimy pożegnać się z prostym rozróżnianiem dobra i zła (Twoje kompetentne dziecko – oj…) – i że małe dziecko szuka u rodziców aż do skutku jednoznacznych informacji na temat dobra i zła (Nie z miłości). Wiele miejsca poświęca faktowi, że potrzebujemy zasad życia w społeczeństwie nadmiaru, które niszczy relacje, ale jeśli konsumpcyjny rodzic obkupuje swoje dziecko w zgodzie ze sobą, nie spotka go żadna szkoda [sic!]. Pisze, że w nieprzyjaznym środowisku pełnym napięcia i negatywnego przekazu uczenie się staje się stopniowo niemożliwe – i że przemoc była wyjątkowo skuteczna w zmuszaniu do konkretnych zachowań (więc powinniśmy przestać przywiązywać się do skuteczności). Jego zdaniem „nie istnieje już żaden kulturowy ani psychologiczny konsensus, na którym moglibyśmy się oprzeć” – ale wypisuje listę potrzeb bazowych, uniwersalnie koniecznych do zaspokojenia. Mówi o konieczności wypuszczenia z ręki władzy i kontroli w przypadku nastolatków – i że całkowite jest oznaką nieodpowiedzialności. Da się coś wypuścić z ręki „trochę”?

Ponadto filozoficznie Juul jest dzieckiem modernizmu i postmodernizmu, a jego tezy są nieostre. Opisywane zjawiska mają charakter procesualny, nieuchwytny. Większość tez niesie w sobie również opcję własnego zaprzeczenia – bez sprzeczności. Niestety, w psychologii nie jest to niczym dziwnym – i nie mam na myśli tutaj podważania jej naukowości à la Tomasz Witkowski. Akurat w tym obszarze przedmiot dziedziny jest podmiotem – i faktycznie widzę zasadność takiej nieostrości i procesualności. Przykładowo jest mądrość w nieostrych zdaniach typu: W związkach miłości odpowiedzialność za siebie jest nie tylko ‘moją rzeczą’. Zawsze dotyczy obu stron, bo odpowiedzialność, którą od siebie odsuwamy, spada na partnera.

Co nie znaczy, że nie przyłapiemy Juula na jeszcze jednym chwycie.

Sztuczki retoryczne ciepłego pedagoga

W horoskopach trafianie do odbiorcy opiera się na tzw. efekcie Barnuma, czyli tworzeniu takich zdań, z którymi niemal każdy się zgodzi, często podających ogólną prawidłowość jednocześnie z wyjątkiem. Coś w rodzaju: „jesteś miłym człowiekiem, choć miewasz gorsze dni”. Odnosi się to również do aforyzmów i przeróżnych mędrców w rodzaju Paulo Coelho – mówią to, co chcemy słyszeć, w jakimś sensie kojąc nas. Niby są wypowiedziane na zewnątrz, ale korespondują z potrzebami wewnętrznymi. Kto dobrze wyczuwa potrzeby serc, ten umie przemawiać do ludzi. Tę umiejętność Juul posiadł w doskonałym stopniu.

Kto czytuje Korczaka, a nie jedynie cytaty z Korczaka, wie, że jego ton często jest… marudny? Zrzędliwy? Pełen skargi? Korczak pisze z lekkim wyrzutem wobec dorosłych i świata, jaki stworzyli. Przekaz jest podobny – sposób wyrazu inny. Świat również bardzo się zmienił i wydaje się, że spełnienie marzeń pedagogów nadal jest odległe. Korczak widział rodziców nieświadomych, niedbałych, niewrażliwych. Juul widzi rodziców, którzy próbują przeróżnych metod stworzonych przez stulecie, a nadal harmonia rodzinna i wychowawcza skuteczność wydają się raczej punktami, niż stałą linią życia. Współczuje im. Pochyla się nad ich trudem, doradza, ale i dzieli się mądrościami typu „nie ma jednej drogi, znajdź swoją i wybacz sobie, jeśli nie zawsze będzie skuteczna”. OK, to daje przestrzeń. Ale co znaczy? Chyba tylko „właśnie to, czego potrzebuje zagubiony w wielości dróg rodzic, który czuje, że mu nie wychodzi i się tym zadręcza – by się uspokoić”. W sumie to coś już jest, to ma swoją funkcjonalność. Juul działa więc terapeutycznie na skołatane nerwy. Na szczęście – nie tylko po to może dojrzały, myślący czytelnik sięgnąć po jego książki.

Mądrość i głupota

Czy można czytać Juula? Można, ale – na litość – nie tylko Juula, a nawet wiele więcej niż Juula. Jak to, skoro ma w sobie błędy i sprzeczności? Głos Juula to syreni śpiew, który uwodzi i może nasz rodzinny statek wyprowadzić na skały. Ot, np. „zaufanie – nastawienie rodziców, że dziecko w ramach swoich możliwości zrobi to, co najlepsze” – niebezpieczna rzecz, to zaufanie. Pamiętajmy jednak, że Odyseusz, najmądrzejszy człowiek starożytności (tudzież najsprytniejszy) wysłuchał śpiewu syren. I ja również, z pewnym oprzyrządowaniem krytycznym, zachęcam do zapoznawania się z tym autorem. Głos Juula jest też kołysanką dla umęczonego rodzica, służącą zebraniu sił i przystąpieniu w pogodnym nastroju do kolejnego dnia, ponieważ jest mistrzem pozytywnego pedagogicznego aforyzmu. Np. Dzieci traktowane z troską i szacunkiem zaczynają robić to, o co proszą rodzice. Nie zawsze i bez zachwytu, ale z reguły tak. Całkiem przytomnie!

Są w jego książkach autentyczne skarby i cenne spostrzeżenia, dosłownie kłody pod nogi idealistycznej rewolucji antypedagogicznej (którą sam pchnął do przodu). Tezy Agresji – nowego tabu? są bardzo odważne z perspektywy promowanego gdzie indziej idealizmu i (niejawnie) sentymentalizmu. Przykładowo Ludzie o zdrowym poczuciu własnej wartości rzadko mają problem z agresją własną i cudzą – to przecież antidotum na terror poprawności politycznej epoki śnieżynek. Czasem właśnie dzięki swojej niespójności Juul wytacza działa przeciw głupocie, którą sam promował. Daje wskazówki do wyjścia z labiryntu wychowawczych zapętleń i potrafi zauważyć, do jakich ślepych zaułków doprowadziły niektóre z założeń współczesności (np. deprecjacja roli mężczyzny, próba wyrugowania ze społeczeństwa agresji rozumianej jako gniew, przesadny demokratyzm w relacjach rodzinnych, uległość wobec dzieci). Ostatecznie – tu Juul ma rację – nie bójmy się czytać autorów, z którymi nie we wszystkim możemy się zgodzić. To rozwija, pomagając chociażby wyklarować własne stanowisko.

Katarzyna Wozinska


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 16 sierpnia 2023