Krwawe ślady na ciele i duszy

23 października 2023

Autoagresja i samookaleczenie u nastolatków

Krwawe ślady na ciele i duszy

23 października 2023

Krwawe ślady na ciele i duszy

Krwawe ślady na ciele i duszy

Autoagresja i samookaleczenie u nastolatków

Wszyscy moi pacjenci, zwłaszcza młodzi, zostają na długo w mojej pamięci. Każdy z nich zapisuje się we mnie swoją unikalną wrażliwością, mądrością i dużym cierpieniem. Są jednak przypadki, które szczególnie mocno zapamiętałam, które mnie poruszyły i uruchomiły najczulsze struny smutku i współczucia.

Julka (imię zmienione) przyszła do mnie w wieku 11 lat; śliczna dziewczynka, nad wiek rozwinięta, z mądrymi oczami i wielką wrażliwością. Na pierwszym spotkaniu z satysfakcją pokazała mi stare oraz świeże cięcia na przedramieniu i udach. Niektóre z nich były bardzo głębokie i na pewno wymagały interwencji lekarza. Przypalenie papierosami, rozległe „zdrapki” czy domowe tatuaże robione chyba cyrklem i atramentem z długopisu.  Z maleńkiej torebki wyjęła cały arsenał przedmiotów do okaleczeń: żyletkę, nożyk, temperówkę, a nawet brzytwę.

Jej historia życia była bardzo skomplikowana i naznaczona wieloma traumami: porzuceniami, przymusowym pobytem w domu dziecka i opinią dziecka zagrożonego demoralizacją. W tak młodym wieku!  Julka zapisała mi się w pamięci nie tylko z powodu głębokości ran, ale dlatego, że nikt nie widział ogromnego cierpienia tej dziewczynki, skupiając się na wulgarnym języku, napadach złości czy „złym” zachowaniu. Jej historia tylko połowicznie zakończyła się szczęśliwie. W wyniku wielu podjętych działań terapeutycznych i kompleksowej opieki wielu specjalistów przestała się samookaleczać, jednak z objawami wynikającymi z traumy będzie jeszcze walczyć przez dłuższy czas.

To tylko jeden z przykładów moich młodych pacjentek, które mają problem z samookaleczaniem. Ponad 80% dziewczyn, które przychodzą do mojego gabinetu, dokonuje różnego rodzaju cięć swojego ciała czy działań autodestrukcyjnych. Nie mają tak trudnej historii jak Julka. Pochodzą z pełnych rodzin, na pierwszy rzut oka mają troskliwych rodziców… Często wtedy pojawia się pytanie: o co chodzi, z czego to wynika?

Przyczyn może być wiele, ale najważniejsze z nich rodzą się już w najwcześniejszym dzieciństwie.

W kontakcie z niemowlęciem matka czy ojciec intuicyjnie przyjmują i interpretują stany emocjonalne dziecka. Rodzic z miłością i zrozumieniem pochyla się nad łóżeczkiem i nazywa, co się właśnie dzieje z maleństwem: Ale jesteś zmęczony, Płaczesz, może jesteś głodny albo boli cię brzuszek, Uśmiechasz się, super. Dodatkowo rodzice uczą swoje pociechy regulacji swoich stanów, pokazują, jak radzić sobie z trudnymi emocjami, złością, smutkiem czy gniewem. Dzieje się to cały czas, nieustająco, z przerwami na karmienie czy sen. W ten sposób dzieci poprzez odzwierciedlanie i modelowanie uczą się własnych stanów emocjonalnych i uczuć. W pierwszym roku życia dziecko poprzez stawianie pierwszych kroków zaczyna samodzielnie kształtować relację z rodzicami oraz z całym otaczającym je światem. Jeśli ten proces jest prawidłowy, młody człowiek dostaje stabilny posag, który go chroni i z którym może wyruszyć w swoją indywidualną drogę.

Jeżeli ten proces nauki na którymś etapie został zaburzony (konflikty między rodzicami, rozwód, mało czasu poświęcanego dziecku), młody człowiek będzie musiał borykać się z niewystarczającym wyposażeniem wewnątrzpsychicznym. Nie będzie rozumiał emocji, nie będzie radził sobie z nimi albo nie będzie wiedział, jak regulować swoje stany w zetknięciu z wymaganiami stawianymi przez otoczenie. Może się wtedy zdarzyć, że takie dziecko będzie reagowało agresywnie, pojawią się zaburzenia zachowania, będzie zamykało się w sobie, stając się apatyczne i depresyjne. Często rodzice mówią, że: tak się starali i że dali dziecku wszystko. Ale rodzic, który często sam ma problemy z interpretacją tego, co z nim się dzieje, nie potrafi nauczyć dziecka tego, czego sam nie umie. Dlatego – w przeważającej większości – pracę terapeutyczną z dzieckiem zaczynam od odesłania całej rodziny lub jednego z opiekunów na terapię.

W tym miejscu ważne jest podkreślenie, że opisana struktura psychiczna nie musi wynikać z zaniedbań rodzicielskich. Czasami rodzi się dziecko z tzw. trudnym temperamentem, i opiekunom niełatwo wtedy prawidłowo regulować jego stany emocjonalne. Pomimo starań i dużej uważności mama czy tata ponoszą porażkę.

Samookaleczanie u dzieci najczęściej kojarzone jest z ranami, które dziecko zadaje samo sobie ostrymi narzędziami. Nacięcia mogą być różnej głębokości, kształtu, znajdują się w różnych miejscach. Ale na ten temat należy spojrzeć nieco szerzej i zdać sobie sprawę, że samookaleczanie to niejedyny objaw problemów. Często występuje całe spektrum zachowań autoagresywnych, takich jak: oparzenia (papierosami, zapalniczką itp.), zadrapania, bicie samego siebie (uderzanie głową, pięściami), gryzienie, rozdrapywanie ran, oblewanie się substancjami żrącymi, celowe upadki, podduszanie itp. Częściej okaleczają się dziewczęta, jednak problem dotyczy również chłopców, chociaż w nieco innej formie. Płeć męska rzadziej wybiera samookaleczenia, kierując się bardziej w stronę innych form karania swojego ciała. Znam przypadki chłopców, którzy w nadmierny i niszczący sposób uprawiali sport, wybierając bardzo brutalne i wyczynowe jego formy. Wszczynali bójki lub prowokowali wypadki. Terapeuci zwracają też uwagę na nadmierne korzystanie z usług salonów tatuaży czy piercingu. Dotyczy to starszych nastolatków czy młodych dorosłych, ale często nosi znamiona jednej z form samookaleczeń.

Często rozmawiam z moimi pacjentkami o korzyściach płynących z tych działań. Proszę pamiętać – korzyści zawsze są, chociaż może nam się wydawać, że oprócz bólu niczego nasze dziecko nie doświadcza. Ale zawsze, kiedy człowiek się zrani, uwalniają się endorfiny, które mają nam pomóc przezwyciężyć ból fizyczny. Często też ból fizyczny jest łatwiejszy do zniesienia niż ból psychiczny. Ta naturalna substancja wytwarzana przez organizm uzależnia i często moje pacjentki mówią o konieczności cięcia, o przymusie, który trudno powstrzymać.

Po co to robią? Jakie są korzyści, o których mówią mi pacjenci?

  • poczucie się bardziej żywym lub – paradoksalnie – bardziej odrętwiałym;
  • zmniejszenie napięcia i stresu, szczególnie po niepowodzeniach;
  • oczyszczenie umysłu;
  • lepsze funkcjonowanie po okaleczeniu;
  • uwolnienie endorfin;
  • uspokojenie i odprężenie;
  • szybsze zaśnięcie;
  • zmniejszenie konfliktu wewnętrznego;
  • odwrócenie uwagi od innych problemów lub traumatycznych wspomnień.

Ale to są korzyści krótkoterminowe. Po chwili ukojenia pojawiają się trudne emocje lub doświadczenia. Często moje pacjentki mówią o wstydzie, że to robią. Najczęściej ukrywają blizny lub świeże ślady; ranią się więc w miejscach, które mogą zasłonić. Pilnują, żeby nosić tylko długie rękawy (nawet latem) lub starają się o zwolnienia z zajęć wychowania fizycznego, żeby uniknąć wspólnego przebierania się w szatni. Pojawia się również duże poczucie winy i samoobwinianie. Niemożność zaprzestania to rodzaj piętna, które młodzi ludzie noszą w postaci blizn trudnych do pozbycia. Do tego dochodzi izolacja i poczucie odrzucenia. To wszystko sprawia, że pojawia się jeszcze więcej napięcia, które musi znaleźć ujście. A jeśli dziecko nie opanowało umiejętności regulacji emocjonalnej, sięga po to, co ma w zasięgu i co umie najlepiej – cięcie. Powstaje więc samonapędzająca się spirala.

Zachowania autoagresywne są zaraźliwe i modne, szczególnie wśród dziewcząt. Młodzi ludzie dzielą się swoimi doświadczeniami i kręcą filmiki z poradami, jak to robić i czym. Są to informacje łatwo dostępne i często dziewczyny zaczynają się samookaleczać z ciekawości lub szukając pomocy. Miałam również przypadki, że moje młode pacjentki po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego, do którego trafiły np. z myślami samobójczymi, wychodzą z nowymi narzędziami na redukowanie napięcia i zaczynają się samookaleczać, bo pokazały im to koleżanki we wspólnej sali szpitalnej, poinstruowały, jak to robić i okazało się, że to „działa”.

Pamiętajmy jednak, że stabilna psychicznie i mająca rodzicielskie wsparcie osoba, nawet jeśli podejmie taką próbę, nie będzie siebie ranić i nie podejmie kolejnych działań w tym kierunku. Samoregulacja i posag w postaci właściwych relacji z najbliższym otoczeniem, o którym pisałam wcześniej, zrobią swoje. Nawet presja społeczna, moda lub namowa koleżanek nie skłoni tych osób do robienia sobie krzywdy.

O czym nie mówią młodzi pacjenci? Dla mnie jako terapeuty ważne jest zagłębienie się w skrywaną motywację i podświadome powody zachowań autodestrukcyjnych. Cięcie to najczęściej sposób komunikowania się młodych ludzi, czyli pokazanie za pomocą ran, że cierpią i mają duże problemy ze sobą lub/i z otaczającym światem. Dzieci, które dorastały czując, że nikt nie zauważał ani tego, jak się czuły, ani ich cierpienia, mogą wręcz desperacko potrzebować, aby druga osoba zobaczyła lub zrozumiała ich problemy. Rany czy ślady po cięciach to napis: zauważ mnie, zauważ, że cierpię. Czasami, gdy nie są w stanie zidentyfikować lub przekazać swojego dyskomfortu, młodzi ludzie starają się, aby był on widoczny nie tylko dla innych, ale czasami także dla nich samych.

Samookaleczenia to często kolejny z etapów zwrócenia na siebie uwagi dorosłych, kiedy inne sposoby zawiodły. Rany tych dzieci są widoczne, nie są ukrywane pod długim rękawem, często są wręcz eksponowane. Spotkałam się też z innego typu motywacją – samookaleczaniem jako sposobem na karanie siebie. Dziecko bierze na siebie odpowiedzialność za to, co dzieje się w domu, i w momencie kłótni rodziców czy rozwodu myśli, że to jego wina i że zasługuje na karę za ten stan rzeczy. Karać można się praktycznie za wszystko: za bycie słabym, za mówienie o czymś wstydliwym, złą ocenę, brak relacji rówieśniczych lub za wszystkie swoje zachowania, nawet jeśli nam, dorosłym wydają się neutralne lub nawet pozytywne. Jeśli dziecko ma niską samoocenę i zaburzony obraz swojej osoby, łatwo wytworzyć w sobie nawyk karania siebie.

Co zrobić, kiedy zauważymy jakiekolwiek ślady działań autoagresywnych u swojego dziecka lub nastolatek sam przyjdzie do nas z taką informacją? Przede wszystkim – nie możemy robić wyrzutów i karać swojego dziecka za samookaleczanie. Może jest to oczywiste, ale spotkałam przypadki rodziców, którzy nakładali szlabany lub zabierali telefony w momencie, kiedy wyszło na jaw, że ich dziecko ma ślady po okaleczeniach. Co więcej, pamiętam przypadek ojca, który na widok świeżych ran pobił siedemnastoletnią dziewczynę i zamknął ją na dwa dni w pokoju. Konsekwencje tego czynu były katastrofalne dla tej młodej osoby i całej rodziny i pomimo że upłynęły trzy lata od tamtego czasu, nadal cały system rodzinny pracuje nad zminimalizowaniem tego fatalnego zdarzenia. Opresyjne przeszukiwanie pokoju też niewiele da, bo młodzi ludzie są mistrzami w znajdowaniu przedmiotów, którymi mogą się kaleczyć. W momencie kryzysu mogą wykorzystać paznokcie, zdzierając skórę i robiąc tzw. „zdrapki”.

Reagujmy, ale w sposób troskliwy i odpowiedzialny. Wiem, że rany u dziecka mogą budzić skrajne emocje i przerażenie u rodziców. Powstrzymajmy się jednak od impulsywnych reakcji, zachowajmy spokój i porozmawiajmy z dzieckiem bez obwiniania i oceniania. Nie oceniajmy przy dziecku również siebie, bo może to spowodować ogromne poczucie winy u córki lub syna, a w konsekwencji nakręcić spiralę, o której pisałam wcześniej. Jeśli rany są głębokie, zwróćmy się do lekarza w celu dokładnego ich zabezpieczenia lub zszycia. Dopilnujmy, żeby lekarz nie komentował lub nie oceniał – to też jest bardzo ważne. Ale przede wszystkim należy bezwzględnie zwrócić się o pomoc do psychoterapeuty. Dobrze dobrana terapia, włączenie rodziców w proces zdrowienia dziecka (nie bójmy się terapii rodzinnych, które przynoszą bardzo dobre rezultaty!) oraz ewentualna konsultacja psychiatry i przepisanie leków przyniosą w szybkim czasie efekty. Brak działania i pozostawienie dziecka samemu sobie to najgorsze, co możemy zrobić, to szybka droga do poważnych problemów i ewentualnego rozwoju zaburzeń osobowości, w tym osobowości borderline.

Magdalena Ossowska


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 23 października 2023