Książę, księżniczka i wierni poddani?

16 września 2021

Czy życie codzienne to bajka?

Książę, księżniczka i wierni poddani?

16 września 2021

Książę, księżniczka i wierni poddani?

Książę, księżniczka i wierni poddani?

Czy życie codzienne to bajka?

Był sobie książę… Żyła sobie raz księżniczka… Tak zaczyna się wiele pięknych baśni obliczonych na zgrabną fabułę i słodki happy end. Znamy je z dzieciństwa, kochamy bez zastrzeżeń i wzruszamy się w oczekiwaniu na finałowe zdanie: „żyli odtąd długo i szczęśliwie...”

Czy życie codzienne to bajka? Z punktu widzenia wychowawczego, niekoniecznie. Wie o tym każdy, kto gram za późno zorientował się, że jego córka najchętniej występuje w roli księżniczki, a syn wymaga, by traktowano go jak księcia. Bo w tym scenariuszu ustawień pokoleniowych dla innych domowników pozostaje już tylko mniej atrakcyjna rola, rola zbiorowa – wiernych poddanych. W dodatku często zalęknionych, czy nie dosięgnie ich królewski gniew.

Na szczęście wystarczy uświadomić sobie kilka zasad, aby nie doprowadzać do sytuacji, kiedy to dziecko króluje w rodzinie, a rodzice, dziadkowie i dopasowane do ustalonego schematu ciotki uganiają się jak służący, wyczekując kolejnych poleceń lub spełniając zachcianki. Jeśli boimy się objawów niezadowolenia i dąsów własnych dzieci, za każdym razem, kiedy próbujemy egzekwować jakieś oczywiste zasady dobrego zachowania, jest to znak, że czegoś w naszym wychowaniu zabrakło. Czego? Wyjaśnijmy to sobie, bo przecież nie możemy sprawy tak zostawić. Skonstruujmy plan naprawczy:

Po pierwsze: to najpierw rodzic musi mieć przemyślaną i zdefiniowaną świadomość wagi słowa „autorytet” w wychowaniu. Jeśli jako dorośli hołdujemy zasadzie, że nikt dla nas nie jest autorytetem, że nie ma takich osób, od których moglibyśmy się czegokolwiek nauczyć, jeśli nikt nie zasługuje na nasz podziw, na uwagę, jeśli nikomu nie przyznamy nigdy racji, bo sami wszystko wiemy najlepiej – będzie trudno. Będzie trudno stać się autorytetem dla własnego dziecka, zwłaszcza wtedy, kiedy wyrośnie z wczesnodziecięcego, naturalnego uwielbienia dla mamy i taty. Nie uznając sami żadnych zewnętrznych autorytetów (również moralnych czy religijnych) będziemy automatycznie niewiarygodni, próbując postawić się w takiej roli wobec naszego dziecka. Wtedy każde, nawet bardzo rozsądne, polecenie może być zlekceważone, bo autorytet zdania dziecka stanie ponad naszym. A jeśli już trzymamy się bajkowej metafory synka-księcia czy córki-księżniczki, oznacza to ni mniej, ni więcej, że król, który liczy się ze zdaniem mądrych doradców, jest władcą sprawiedliwym i roztropnym, a król sam przemądrzały i zawsze niezależny to zwykły tyran.

Zatem – zweryfikujmy swoją postawę, znajdźmy jednak kogoś choć gram mądrzejszego od nas w jakiejś dziedzinie i pokażmy dziecku, że ten ktoś jest dla nas autorytetem. Autorytetem a nie idolem oczywiście, ale to już inna kwestia, na inny artykuł.

Po drugie: do słowa „autorytet” dodajmy słowo „szacunek”. I tu znów, niestety, najpierw praca domowa do odrobienia dla nas, rodziców. Czy jest w naszym otoczeniu ktoś, kogo darzymy szczerym szacunkiem? Czy dziecko to widzi? Czy bywa świadkiem sytuacji, kiedy słuchamy bez przerywania, pomagamy, zatrzymujemy się nad czyimiś sprawami czy problemami? Czy nawet zwykłą postawą ciała, gestem, uprzejmym głosem albo uśmiechem jesteśmy w stanie oddać komuś szacunek, może nawet pierwszeństwo? Zwłaszcza kiedy dotyczy to naszych rodziców – dziadków dziecka? Zagmatwane relacje rodzinne mogą czasem uniemożliwiać idealne zachowanie w tym względzie, ale w takim razie przynajmniej spróbujmy powstrzymać się od lekceważących czy ironicznych komentarzy na temat członków rodziny, zwłaszcza dziadków, kiedy są obok dzieci. Jeśli nie stać nas na powściągliwość w okazywaniu braku szacunku krewnym, musimy liczyć się z tym, że konsekwencją takiej postawy może być lekceważenie, które okażą nam wkrótce nasze dzieci.

Po trzecie: cierpliwość. Słowo klucz do życiowego sukcesu. Cierpliwość kropli drążącej skałę. Dobrze wiemy, że większość konfliktów z dzieckiem-królem w domu wywoływana jest właśnie na tym tle. Bo nasz „król” chce już, natychmiast i gniewa się, kiedy zwlekamy ze spełnieniem zamówienia. Nierzadko na scenę wkraczają wtedy krzyki, łzy, napady teatralnej histerii czy inne demonstracje, a biedny rodzic naprawdę nie wie, gdzie oczy podziać, zwłaszcza kiedy taka scena wymuszenia „na już” rozegra się przy zdziwionych znajomych albo w miejscu publicznym. Codzienne lekcje cierpliwości przy zabawie, rysowaniu, układankach, grach planszowych, nauce czy drobnych pracach domowych są nie do przecenienia. Bo cierpliwość uczy pokory wobec rzeczywistości. I wtedy małemu „królowi” korona sympatycznie zsuwa się z czoła.

Oczywiście znacznie łatwiej o taką dobrą lekcję w domu, gdzie dorośli dają przykład cierpliwości, starając się nie wymuszać zainteresowania innych krzykiem czy nerwowymi wybuchami.

Po czwarte: codzienny savoir-vivre, czyli przestrzeganie zwykłych zasad dobrego wychowania i dobrego smaku. W częstym użyciu powinny być u domowników zwroty: dzień dobry, proszę, przepraszam, dziękuję, miłego dnia itp. Jesteśmy narodem w sercu Europy, cywilizowanym, od ponad tysiąca lat włączonym w krąg kultury zachodniej, więc nie ma powodu, żebyśmy używali w domu wulgaryzmów, wydzierali się na siebie, obrażali czy walczyli o miejsce w domowym stadzie jak jaskiniowcy. Dziecko wychowywane w rodzinie, gdzie wobec wszystkich osób przestrzega się codziennie elementarnych zasad kultury, jest znacznie mniej skłonne do walki o pozycję króla, bo ma pewność, że i tak dostanie wystarczającą dawkę szacunku i względów oraz że jego potrzeby będą dostrzeżone, a ostatecznie zaspokojone.    

Małgorzata Nawrocka


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 16 września 2021