Nie-typowi
Na początku rodzicielstwa każdy ma nadzieję prawidłowo pokierować rozwojem swej pociechy, pozwolić jej na rozwinięcie skrzydeł, a zarazem ukształtować osobę przejawiającą określone – doceniane przez rodziców lub prezentowane przez nich – cechy. Niekiedy okazuje się jednak, że założony plan bierze w łeb, zawodzą sprawdzone metody wychowawcze, przekazywane z pokolenia na pokolenie triki okazują się nic nie warte, nie wnoszą nic pozytywnego dobre rady teściowych, mam, sąsiadów… Niewiele pomaga intuicja. Nawet zdobywana naprędce dodatkowa wiedza psychologiczno-pedagogiczna okazuje się mało przydatna.
Dzieje się tak w sytuacji, gdy na świat przychodzi człowiek odmienny w swym biologicznym funkcjonowaniu od ogólnie przyjętej normy, czyli większości – człowiek „neuronietypowy”. Może to być dziecko z diagnozowanym do niedawna zespołem Aspergera, czyli – mówiąc językiem aktualnej klasyfikacji ICD – „w spektrum autyzmu”, dziecko z ulubionym przez nauczycieli zespołem nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi – ADHD, dziecko z rozległą dysleksją lub zaburzeniami integracji sensorycznej, np. w zakresie czucia powierzchniowego, czy nadwrażliwością słuchową. Z tego typu odmiennością w zakresie wrażliwości i działania układu nerwowego boryka się od kilku do kilkunastu procent wszystkich dzieci, nawet jeśli ich deficyty nie są łatwo zauważalne i nie podlegają diagnozowaniu. Rodzice takich maluchów muszą zmierzyć się z niełatwym zadaniem kształtowania ich charakterów w nietypowych „warunkach neurologicznych”. Nie pomagają w tym zwykle społeczne oczekiwania ani nadzieje dziadków na grzecznego, ułożonego wnuka. Najczęściej w pierwszej chwili bezradny okazuje się także system edukacji: panie przedszkolanki niemal codziennie zgłaszają negatywne zachowania malca, narzekają na jego nieposłuszeństwo, rodzice rówieśników zaczynają uszczypliwie komentować niewydolność wychowawczą rodziców i domagać się odizolowania ich świetnie rozwijających się pociech od specyficznych malców. Z każdym dniem rodzice czują się coraz bardziej zmęczeni, bezsilni i beznadziejni… Sytuacja jest szczególna, zatem i strategia musi być specjalna!
Primum non nocere
Pierwszą zasadą postępowania rodziców powinno stać się oszczędzanie dziecku cierpienia, dążenie do tego, by nie pogłębić jego dysfunkcji, nie sprowokować symptomów zaburzeń współwystępujących (np. zaburzenia opozycyjno-buntowniczego, depresji, lęków czy zachowań autodestrukcyjnych), ale zapewnić w miarę bezpieczne (pod względem fizycznym, ale także psychicznym!) warunki jego funkcjonowania. Dla kształtowania osobowości nie-typowego dziecka najważniejsza jest wczesna i dogłębna diagnostyka (konieczne są w tym celu wizyty u lekarzy specjalistów, psychologa, psychiatry oraz w poradni psychologiczno-‑pedagogicznej). Diagnoza pozwala określić, jakie warunki sprzyjają, a jakie przeszkadzają dziecku w rozwoju; jest również konieczna, by uzyskać opinię lub orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, co pomoże placówce edukacyjnej dopasować swe działania do potrzeb specyficznego ucznia. Jeśli przeszkodą w kształtowaniu charakteru młodego człowieka okaże się nadmiar bodźców, rodzice powinni stworzyć dla niego mniej stymulujące środowisko domowe. Jeśli natomiast nieustannie musi on realizować jakieś aktywności i wyzwania, należy mu ich dostarczyć, np. w postaci zajęć dodatkowych, uprawiania sportu czy rodzinnych przedsięwzięć w plenerze. Tak czy inaczej diagnoza najczęściej generuje konieczność zmiany rodzinnych przyzwyczajeń, sposobów spędzania wolnego czasu, a nawet tradycji – czyli rewolucję!
Czas nas uczy… pokory
Kolejny krok do sukcesu stanowi akceptacja odmienności i diagnozy dziecka przez rodziców oraz najbliższe otoczenie. Trzeba pogodzić się z tym, że córka borykająca się z dyskalkulią najprawdopodobniej nie zostanie wybitną ekonomistką, zapewne również nie wyrośnie na rzetelnego handlowca…, ale może okaże się muzycznie uzdolniona, choć pracującym w banku rodzicom słoń nadepnął na ucho. Można być pewnym, że syn z ADHD narazi rodziców na nieprzyjemności w szkole, o ile w ogóle będzie w stanie wysiedzieć na lekcjach w ławce po 45 minut. Zapewne jego relacje z rówieśnikami okażą się problematyczne. Trudno będzie wykształcić w nim takie cechy, jak dokładność, wytrwałość czy uważność, może jednak nadarzą się w jego życiu okazje, w których wykazanie się odwagą i gotowością do podjęcia ryzyka będzie kluczowe. A może któreś z jego brawurowych, nieszablonowych pomysłów przyczynią się do opracowania nowej technologii lub stworzenia dzieła sztuki? „Aspergerowca” z kolei niełatwo będzie nauczyć empatii i innego sposobu postrzegania świata niż jego własny. Jeśli rodzice marzyli, że synek będzie w swej klasie duszą towarzystwa, to po jakimś czasie zorientują się, że tolerancję okazywaną mu przez kilkoro rówieśników należy postrzegać jako sukces.
Historia, jak się zdaje, uczy nas na co najmniej kilku przykładach, że taka akceptacja jest możliwa. Podobno matka Tomasza Edisona, kiedy został on (najprawdopodobniej z powodu symptomów ADHD i dysleksji) usunięty ze szkoły, zorganizowała mu nauczanie domowe. Gdy surowy ojciec nie mógł znieść ekscentrycznych zachowań syna i jego eksperymentów (np. wytwarzania iskier w wyniku pocierania kotem… o kota), wygospodarowała Tomaszowi pomieszczenie w piwnicy, aby tam, nie stwarzając zagrożenia dla domowników, mógł w minilaboratorium prowadzić swe nowatorskie próby. Gdyby owi rodzice oczekiwali od najmłodszej ze swych siedmiorga pociech, że będzie równie pilnym i zdystansowanym uczniem co poprzednie, gdyby uwierzyli w opinię nauczycieli, że Tomasz jest zbyt głupi i nieokrzesany, by nauczyć się czegokolwiek, prawdopodobnie zaprzepaściliby szansę na wychowanie wynalazcy.
Rodzic dziecka o nietypowym wzorcu rozwoju musi pogodzić się z rozczarowaniami i nastawić na kolejne. Musi także mieć świadomość, że ukształtowanie charakteru takiej osoby pochłonie dużo więcej czasu i uwagi, wymusi dużo więcej kreatywności oraz cierpliwości niż wychowanie „normalnego” dziecka (no właśnie – normalnego, czyli przeciętnego!). Być może tu właśnie pies jest pogrzebany! Warto skupić się na rozwijaniu mocnych stron dziecka, a tylko trochę energii poświęcić na niwelowanie deficytów – nie naginać potomka na siłę do normy, ale docenić jego oryginalność i specyficzne predyspozycje (np. świetną pamięć, sprawność fizyczną, niebywałą wyobraźnię, fiksację na punkcie określonej dziedziny wiedzy lub zagadnienia). Nie ma sensu z dyslektyka robić mistrza ortografii, lepiej sprawdzić, jaki skutek przynoszą w jego rękach narzędzia do majsterkowania!
Jako mama nietypowego chłopca sądzę, że najważniejsze i zarazem najtrudniejsze jest dla rodziców odnalezienie w sobie pokory. Dojście do momentu, w którym zamiast się buntować, przyjmujemy potomka „z dobrodziejstwem inwentarza”, decydujemy się zawalczyć o jego szczęście i jak najlepsze funkcjonowanie. A to oznacza, że rezygnujemy z poczucia rodzicielskiej omnipotencji, a nawet… kompetencji. Godzimy się z koniecznością korzystania z pomocy (lekarzy, terapeutów, psychologów i innych specjalistów) oraz nieustannego dokształcania się. Uświadamiamy sobie, że nieraz będziemy musieli przezwyciężać opory tkwiące w dziecku czy „wstydzić się” za jego zachowanie, wchodzić w rolę rzecznika i obrońcy ucznia ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Rodzice pierworodnego „nie-typowca” zapewne z większym bólem zadają sobie pytanie: Dlaczego właśnie nas to spotkało?, ale być może łatwiej im pogodzić się z faktem, że „trafiło im się” specyficzne dziecko, lżej zauważyć deficyty w obrębie własnych umiejętności – rodzic, którego metody sprawdziły się już w wychowaniu dwojga poprzednich, fantastycznie funkcjonujących pociech, przyjmuje tę wiedzę z zaskoczeniem i smutkiem. Rodzic-pedagog, prowadząc dziecko na pierwszą z niezliczonych terapii, czuje się, jakby dostał od losu policzek.
Uzbrajanie w cierpliwość i… różnorodność
Pomocą w doskonaleniu nietypowych charakterów może okazać się udział w rozmaitych aktywnościach i specjalistycznych zajęciach terapeutycznych. Należy się jednak przygotować, że wiele z nich nie przyniesie żadnego efektu lub nie zainteresuje dziecka, spowoduje jego niechęć. Często okazuje się, że rozwój w pożądanej sferze przebiega żmudnie i bardzo powoli: umiejętność dostosowywania się do zasad panujących w grupie nie pojawia się u dziecka z dnia na dzień; nauka prawdomówności, panowania nad złością czy rozładowywania napięcia w akceptowalny sposób może trwać latami. Dlatego warto próbować różnych rodzajów aktywności, wybierać terapie stosowne do zaburzenia, ale także formy rozwijania zainteresowań i spędzania wolnego czasu dedykowane „przeciętnym” dzieciom – np. zajęcia sportowe czy artystyczne.
Aby trenowanie pożądanych cech okazało się skuteczne, należy jednak pamiętać, że liczy się nie ilość oddziaływań, ale ich jakość, ciągłość i atrakcyjność dla dziecka. Oferta zajęć wspomagających rozwój jest obecnie ogromna, jednak niektóre należy wziąć pod uwagę w pierwszej kolejności. Nieodzowne w przypadku dzieci z niepełnosprawnościami i zaburzeniami zachowania wydaje się wdrożenie indywidualnej psychoterapii, która pomoże im zaakceptować własną odmienność, wskaże „narzędzia” do radzenia sobie z negatywnymi emocjami, przekona o konieczności społecznego dostosowania, nauczy relaksacji i podniesie samoocenę. Większość neurologicznych dysfunkcji powiązana jest z zaburzeniami integracji sensorycznej. Trening SI pomaga dzieciom wyeliminować przetrwałe odruchy niemowlęce, usprawnia ruchowo, uczy zaufania do przestrzeni i synchronizowania zmysłów podczas poruszania się w niej, niweluje nadwrażliwości, przekonuje do wytrwałości. Trening umiejętności społecznych (TUS) polega natomiast na praktycznym rozwiązywaniu w grupie typowych problemów występujących w życiu rodzinnym oraz koegzystencji z rówieśnikami, a także na realizowaniu codziennych wyzwań stojących przed każdym człowiekiem (jak np. organizacja spotkania lub wyjścia do kina, przygotowanie posiłku, pranie) – pod okiem terapeutów młodzi uczestnicy muszą poradzić sobie z tymi sytuacjami samodzielnie. Ćwiczą w ten sposób współdziałanie, uczą się tolerancji, prezentacji na forum, kontrolowania własnych emocji. Podobny efekt daje przynależność do drużyny harcerskiej. Założenia ruchu skautowego oparte na hierarchii i behawioralnych zasadach (proste reguły, nagrody za ich przestrzeganie i negatywne konsekwencje płynące z ich pogwałcenia) w połączeniu z poczuciem solidarności i współodpowiedzialności oraz możliwością uczenia się od rówieśników i ich naśladowania – niejednokrotnie okazują się zbawienne dla „nie-‑typowców”, którzy w tych warunkach, przekonani o poszanowaniu dla ich podmiotowości, zwykle funkcjonują dużo lepiej niż w szkolnych klasach, odkrywając swe prawdziwe atuty i zawierając autentyczne przyjaźnie.
Rozmaite animaloterapie, czyli terapie opierające się na obcowaniu ze zwierzętami (np. hipoterapia – z końmi, dogoterapia – z psami, felinoterapia – z kotami), służą przezwyciężaniu lęków, pomagają się odprężyć, a jednocześnie stymulują ruchowo i sensorycznie, uczą uważności i otwartości – nieraz bowiem łatwiej ujawnić swe nastroje i emocje zwierzakowi niż innym ludziom… Umiejętność tresury psa czy jazdy konnej pozwala doświadczyć sprawczości i cieszyć się rozwojem swych kompetencji. Opieka nad własnym zwierzątkiem wymusza odpowiedzialność i systematyczność oraz wrażliwość na cudze potrzeby. Spośród sportów polecanych dzieciakom nieneurotypowym warto rozważyć zwłaszcza pływanie (wzmacnia współpracę półkul mózgowych, uczy wytrzymałości, pomaga rozładować nadmiar energii, niweluje stres) oraz judo (jako sport kontaktowy pozwala opanować dyskomfort związany z dotykiem czy dociskaniem, uczy przewidywania własnych ruchów oraz reakcji przeciwnika, wpaja szacunek do rywala i umiejętność kanalizowania własnej agresji, uodparnia na porażki).
Nic jednak nie zastąpi codziennego dialogu z rodzicami, wspólnego przepracowywania emocji, omawiania problemów, które dziecko napotkało w szkole, tłumaczenia „jak krowie na rowie”, jakie zachowania warto powtarzać, a jakich unikać. Nic nie zastąpi również modelowania, czyli uczenia się poprzez naśladowanie przykładu rodziców. Młody „adehadek” nie uporządkuje swego świata, widząc ojca śmiecącego w każdym kącie. Mała dyslektyczka nie zapała miłością do czytania ze zrozumieniem, obserwując mamę czytającą jedynie wpisy na Facebooku.
Nieustanne falowanie
Warto na koniec dodać, że kształtowanie charakteru dziecka neuronietypowego to wielkie wyzwanie, ale także źródło dumy oraz poczucia mocy, gdy rodzic ma szansę dostrzegać progres (nie chciał odrabiać lekcji, a teraz samodzielnie do nich siada i ma niezłe stopnie; poranne szykowanie się zajmowało 1,5 godziny, a dziś zaledwie 20 minut; niedawno miał tylko dwóch kolegów, a jednak został podzastępowym; kiedyś demolował otoczenie, gdy wpadł w złość – wczoraj pogodził się z kolegą, który go popchnął!). Z drugiej jednak strony rodzic „nie-typowca” postrzega swe życie jako wieczną amplitudę emocji. Od sukcesiku do klęski, od wychowawczej porażki po jakieś niestandardowe osiągnięcia… I tak w kółko. Bo w funkcjonowaniu tego typu dzieciaków zdarzają się regresy, okresy odreagowywania napięć, zaniżonej samooceny, momenty gorszego samopoczucia i funkcjonowania. Mój „AS” przeżywa akurat zniżkową fazę (bójka z kolegą, przeszkadzanie nauczycielowi, ekstremalne eksperymenty z ogniem…), nakłada się na to początek „okresu buntu”. Było naprawdę świetnie, a jest tak źle, że zastanawiam się, czy powinnam opublikować ten tekst. Bo co ze mnie za ekspert? Nadal nie udało mi się nauczyć syna niektórych podstawowych zasad! Pamiętajmy, że wobec biologicznej i kulturowej różnorodności świata w kwestii wychowania ekspertem w zasadzie tylko się bywa. W dodatku każdy rodzic może poszczycić się tym mianem jedynie w zakresie „obsługi” własnego potomka, a wychowawczy tryumf nigdy nie jest całkowity i ostateczny. W doskonaleniu nietypowych charakterów lepsza jednak amplituda niż krzywa Gaussa!