Nigdy się nie znudzi

7 listopada 2022

Książka najlepszą zabawką.

Nigdy się nie znudzi

7 listopada 2022

Nigdy się nie znudzi

Nigdy się nie znudzi

Książka najlepszą zabawką.

Czy książka może być dla dzieci zabawką? (Czy kiedykolwiek taką funkcję pełniła?) Czy może konkurować z interaktywnością tabletu i smartfona? Czy w dobie TikToka snująca się opowieść ma szansę przytrzymać uwagę młodego człowieka? Odpowiedziałabym krótko: to zależy! Od czego? Oczywiście od dziecka (także dorosłego, który jest pierwszym przewodnikiem dziecka po świecie książek) – i od samej książki!

Jest taki autor w literackim gwiazdozbiorze, którego książki śmiało można wypróbować na nawet najbardziej opornych osobnikach. To Hervé Tullet! Absolutny numer jeden, jeśli idzie o konkurowanie z tabletem. Autor ten swoimi propozycjami literackimi przeczy tezie, że książka jest czymś statycznym, co unieruchamia dziecko. Wręcz przeciwnie – jego książki zmuszają (!) do zabawy, aktywności. Można nimi grać, a czasem książka zagra czytelnikiem, dając mu prztyczka w nos. Jest tylko jeden minus czytania Tulleta – mały czytelnik będzie nim zamęczał rodzica. I na to jest rada – kiedy już znudzi nam się czytana po raz pięćdziesiąty książka owego autora, możemy sięgnąć po kolejną bez obawy, że nie dorówna poprzedniej. Jednak – do tytułów!

Naciśnij mnie (Babaryba) trafiła w nasze ręce jako pierwsza książka tego autora i szybko stała się numerem jeden! Pomysł na książkę jest banalnie prosty. Oto trzy kropki – żółta, niebieska i czerwona – stają się bohaterkami, które czytelnik może wprawić w ruch. Wystarczy, że wykona komendę: teraz naciśnij… potrząśnij… klaszcz… dmuchaj…, a potem przewróć kolejną stronę i zobaczysz, co się stało. Dziecko, jako ten ufny i naiwny odbiorca, jest zaskoczone, że kropki go „posłuchały”, i kiedy obrócił książkę w prawo, wszystkie spadły na ten właśnie brzeg. Czytelnik zostaje też pochwalony przez narratora, czyli czytającego rodzica, co sprawi mu dodatkową przyjemność. Być może książka stanie się okazją do twórczych zabaw, wszak namalowanie trzech kropek (czy też ich zwielokrotnienia) nie będzie stanowiło większej trudności nawet dla trzylatka. Czego potrzeba? Jedynie kartki, farb i wyobraźni.

Także w Turlututu. A kuku, to ja! (Babaryba) trzeba być aktywnym. Tym razem jednak czytający rodzic zostanie wciągnięty w interakcję. Dziecko otrzyma zadanie, aby czytającym potrząsnąć, przytulić go, pociągnąć lekko za ucho. Turlututu, czyli bohater książki, będzie sobie też stroił żarty z rodzica. Kiedy wypowiada zaklęcie „Abrakadabra”, rodzicowi wszystko zaczyna się zupełnie mylić – okulary stają się białą myszą, kwiatek – żółtym serem, ślimak nosi imię Pampuńć… Dziecko zaczyna śmiać się do rozpuku. U Tulleta bowiem dziecko staje się uczonym, dorosły – wariatem, a sam autor – bałwanem. Wszystko tu stoi na głowie! Także w kolejnej pozycji – A gdzie tytuł? (Babaryba).  Książka rozpoczyna się od zaskakującego dialogu bohaterów:

    – Hej, zobacz! Chyba ktoś teraz na nas patrzy…

    – Chłopaki, ale akcja! Chodźcie zobaczyć!

    – Tu są dzieci…

Mali czytelnicy, którzy nigdy nie czytali Tulleta, będą zdumieni tym, że zostają wciągnięci w fabułę i w pewnym sensie stają się bohaterami opowieści – tyle że po prostu stoją po drugiej stronie książki. Będą miały także okazję wspomóc pisarza w procesie tworzenia (a gdzie tytuł?, a gdzie strona tytułowa?). Dzięki Tulletowi dziecko zostaje także wprowadzone w… teorię literatury. Zderzy się z takimi pojęciami jak autor, bohater, fikcja, świat przedstawiony. Książki Tulleta udowadniają też, że nic nie jest brzydkie i że wszystko może się przydać, ze wszystkiego można stworzyć fascynującą historię. Każda plama staje się punktem wyjścia i jest atrakcyjna.

Tullet przeznaczony jest jednak raczej dla młodszych dzieci, choć jako mama wielodzietna muszę przyznać, że także starszaki uwielbiają tego autora i czasem do niego wracają. Dla nich jednak mam inną propozycję, która jest odpowiedzią na ewentualne „nudzi mi się”. Bruliony zabaw… wydane kilka lat temu przez Wilgę uratowały nam sporo przed- i popołudni. Znaleźliśmy też w nich wiele przyjemności. Ktoś koniec końców wpadł na ten szalenie prosty i oczywisty pomysł, aby stworzyć kolekcję naszych-rodziców zabaw, a także przygotować je na zasadzie „wyrwij stronę i baw się”. Uroku dodaje tej publikacji także fakt, że została wydana na pożółkłych kartkach, jakby żywcem wziętych ze strychu. A w książkach nasze ulubione zabawy! W Brulionie zabaw dla każdego są to na przykład: kółko i krzyżyk, szubienica, statki, kropki, państwa-miasta,  w Brulionie zabaw w podróży – głuchy telefon, połącz kropki, łapki, labirynty, zaś w Brulionie zabaw podwórkowych dla każdego – komórki do wynajęcia, berek ganiany, wywołuję wojnę przeciwko – piwko!, podchody, skakanie w gumę, Baba Jaga patrzy, chowany, klasy, wyścigi na kapsle… Okazuje się, że dzieci sporo tych zabaw jednak znają. Z chęcią korzystają z tego gotowego katalogu! Dodatkowo podanie dzieciom na talerzu gier (gotowe plansze, które jednak warto skserować, aby dłużej posłużyły) sprawia, że chętnie do nich wracają. Pomysł na książkę został przez rynek wydawniczy podchwycony. Powstały publikacje podobne: Gdy rodzice byli dziećmi (MAC), Brulion kultowych zabaw (Ibis), Wielka księga gier i zabaw. Poradnik, jak aktywnie spędzać czas (Nowik).

Nie wszystkie zabawy jednak muszą się wiązać z ruchem. Na nudę i na kiepską pogodę dobrze sprawdzają się wszelkiego rodzaju książeczki aktywnościowe. Mam na myśli takie pozycje, które zachęcają do działania, jak Zrób to krok po kroku Clary Lidstrom i Annakarin Nyberg (Zakamarki). Podążając za ilustracjami, dzieci mogą same zrobić szczudła, skarbonkę, zegar, a nawet stojak na przybory do pisania.

Przy biurku bądź stoliku przytrzymają młodego czytelnika wszelkie łamigłówki, krzyżówki, kolorowanki czy labirynty. W tych ostatnich specjalizuje się Thomas Flintham. Jego Labirynty nie z tej ziemi (Nasza Księgarnia) przyprawiają o zawrót głowy (na polskim rynku ukazały się także Łamigłówki nie z tej ziemi oraz Labirynty i łamigłówki nie z tej ziemi). Przede wszystkim jest to zeszyt z zadaniami ujętymi aż na dziewięćdziesięciu stronach. Tytułowe labirynty są jednak niezwykłe, bo utworzone z macek ośmiornicy, promieni słonecznych czy rogów zwierząt. Po tym skomplikowanym świecie naszym przewodnikiem jest Mały Rycerz oraz Astropiotrek. To oni przeżywają przygody, które my im umożliwiamy, rozwiązując kolejne zadania. Udanej zabawie towarzyszy okazja do ćwiczenia spostrzegawczości, rozwijania wyobraźni przestrzennej oraz logicznego myślenia.

Gdyby ktoś miał mało labiryntów i dodatkowo chciał, aby dziecko przy okazji czegoś mądrego się też dowiedziało, powinien zaopatrzyć się w Nić Ariadny. Mity i labirynty Jana Bajtlika (Dwie Siostry). Pomysł na książkę wyrasta tutaj z mitu o Ariadnie i jej nici, dzięki której Tezeusz mógł bezpiecznie wyjść z labiryntu właśnie. Także czytelnik wędruje przez kolejne strony tej książki, jednocześnie poznając gęsto zaludniony bogami, herosami, stworami mitologicznymi świat Greków. Ot, na ten przykład pierwsza rozkładówka! Przedstawia model świata według starożytnych, na który naniesiono wizerunki bogów. Kiedy wodzimy palcem po ścieżkach labiryntu, co rusz natykamy się na oblicza bogów (przy nich umieszczono drobne dopiski), ale także poznajemy, jak żyli Grecy, co ich zajmowało. Adnotacja umieszczona przy ikonkach odsyła nas na ostatnie strony, gdzie możemy się dowiedzieć więcej. To jedna z tych książek, w których można się zatopić na długie godziny!

Łączenia nauki z zabawą możemy się dopatrzyć także w, chyba już kultowej, Matematyce ze sznurka i guzika. Zabawach w liczenie, mierzenie i układanie Kristiny Dahl, Matiego Leppa (Zakamarki). Książeczka ta sprawdzi się raczej dla młodszych dzieci (4–8 lat). Autorzy zachęcą nas do uważnego przyglądania się światu w poszukiwaniu zagadnień matematycznych. Kto by pomyślał, że królowa nauka może się kryć w ubraniach czy na ścianach domów? Będziemy więc liczyć dziurki w guzikach, przyglądać się sprzętom domowym w poszukiwaniu kwadratów, kół i trójkątów, segregować buty w pary. Jeśli jeszcze mamy w domu więcej dzieci – świetną zabawą okażą się zawody na spostrzegawczość. Warto jednak zawczasu zastanowić się, jak rozwiążemy potencjalne konflikty typu: to nie fair! I tak mogłabym wymieniać i wymieniać, a artykuł mógłby wypełnić cały numer „WychowujMY!”. Książka bowiem z powodzeniem może służyć za zabawkę i jako wstęp do zabawy! Szczególnie dzisiaj, kiedy autorzy okazali się tak bardzo kreatywni, pomysłowi, że chciałoby się zamieszkać w księgarni, aby móc doświadczać, oglądać, sycić zmysły całym tym bogactwem, które nam proponują.

Monika Moryń


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 7 listopada 2022