O (samo)wychowaniu

20 grudnia 2022

O tym, co w wychowaniu najważniejsze.

O (samo)wychowaniu

20 grudnia 2022

O (samo)wychowaniu

O (samo)wychowaniu

O tym, co w wychowaniu najważniejsze.

Nigdy bowiem nie będzie dobrze rządzić innymi ten,
kto nie umie dobrze rządzić sobą.
o. Jacek Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza

Praca wychowawcza, którą wykonujemy wobec powierzonych nam dzieci, czasem wydaje się być rodzajem poligonu doświadczalnego. Metodą prób i błędów rozpoznajemy, jak osiągnąć pożądane zachowania, a w jaki sposób uniknąć kłopotliwych reakcji naszych pociech. Nie jest to łatwe i wydaje się, że im dzieci są starsze, tym sprawa jest bardziej skomplikowana. Współcześnie dostępnych jest mnóstwo źródeł, w których możemy wyczytać bardzo konkretne wskazówki lub nieco mniej konkretne idee i metody. Skupieni na tym, by jak najlepiej ukształtować charakter naszych dzieci (albo przynajmniej sprawić, by zachowywały się „jak trzeba”), zapominamy często o trosce o niemal najważniejszy element procesu wychowawczego, mianowicie – o nas samych.

Szczęśliwy rodzic = szczęśliwe dziecko – czy to wystarczy?

I pewnie teraz myślicie sobie, drodzy czytelnicy, że „jasne, trzeba zadbać o swoje potrzeby, swoją kondycję, swoją równowagę emocjonalną, wysypiać się i w ogóle szczęśliwy rodzic = szczęśliwe dziecko, ale tym razem nie w tym rzecz. Współczesne trendy wskazują na każdym kroku, że trzeba koniecznie zaspokoić swoje potrzeby i z takim dopiero „napełnionym kubeczkiem” brać się do troski o wychowanie dzieci. Jest w tym wiele racji, ale nie można na tym poprzestać. Dużo ważniejszą sprawą jest bowiem to, czy wychowawca troszczy się o… swoje własne wychowanie.

Zdawać by się mogło, że proces kształtowania charakteru kończy się, kiedy jesteśmy już dorośli, jako tako uformowani, a wpływ innych ludzi na nas (przynajmniej oficjalnie) minimalizuje się. Umiemy podejmować autonomiczne decyzje, za które odpowiedzialność spada tylko na nas. Wychowanie się skończyło, teraz to my będziemy kształtować kolejne pokolenia. Jednakże praca nad własnym charakterem, zachowaniem nie kończy się w momencie ustania regularnych zewnętrznych wpływów (ze strony rodziców, dziadków, innych wychowawców). A przynajmniej nie powinna.

Samowychowanie – nie tylko intelekt, lecz także wola

Zapomnieliśmy dziś chyba trochę o bardzo ważnej idei samowychowania. Owszem, mówi się wiele o rozwijaniu potencjału, pracy nad sobą, szlifowaniu kompetencji, samokształceniu, jednakże te wszystkie pojęcia odnoszą się najczęściej do podnoszenia kwalifikacji, kształtowania intelektu tak, by sprawdzić się w przeróżnych warunkach. Jako że nowoczesny świat wzdryga się na samą myśl o tak anachronicznych pojęciach jak cnoty, łatwo zrozumieć, czemu o samowychowaniu zbyt głośno się nie mówi. Bo też ma ono kształtować nie tyle intelekt, co wolę. Niekoniecznie będzie podnosić nasze kompetencje w jakiejś dziedzinie (choć ostatecznie może się do tego przyczynić), ale będzie długą, żmudną pracą nad osiąganiem cnót, a więc stałych wewnętrznych dyspozycji do czynienia dobra. Cnota to nie tylko dobry nawyk (choć i te są potrzebne!), nie pewien automatyzm, ale cecha naszej woli, którą ukształtowaliśmy tak, że będzie wybierać dobro. Samowychowanie będzie więc polegało na pracy nad kształtowaniem cnót. I – co ważne – będzie trwało całe nasze życie.

Wychowanie a samowychowanie

Czemu właściwie mowa o samowychowaniu (dotyczącym raczej ludzi dorosłych), kiedy chcemy mówić o wychowaniu dzieci? Są tu przynajmniej dwa powody. Po pierwsze, wychowanie ma dążyć ku samowychowaniu. Chodzi o to, by dzieci ukierunkować w taki sposób, aby gdy nasze zewnętrze oddziaływanie się zakończy, umiały one (i widziały taką potrzebę!) pracować dalej nad zdobywaniem cnót, kształtowaniem własnej woli. By wiedziały, co jest prawdziwe i dobre i potrafiły opanowywać przygodne pragnienia. Zatem – wychowanie ma prowadzić do samowychowania. Drugi powód może być dla nas teraz dużo bardziej aktualny. Mianowicie: bez podjęcia samowychowania, bez pracy nad sobą nie jest możliwie skuteczne wychowywanie.

Rządzenie i wychowanie

Cytat, którym otwieram niniejszy artykuł, pochodzi z tekstu wielkiego autora i klasyka myśli wychowawczej, o. Jacka Woronieckiego. Stworzył on na początku ubiegłego stulecia uniwersalne dzieła, które, dziś odkrywane, zaskakują swoją aktualnością i trafnością. W jednym z nich, zatytułowanym Umiejętność rządzenia i rozkazywania, o. Woroniecki pokazuje, jak skutecznie kierować powierzonymi nam ludźmi. I o ile książka nie dotyczy jedynie wychowywania dzieci, da się jednak do niego w całości zastosować. Autor omawia w niej wszystkie elementy skutecznego sprawowania władzy (a więc rządzenie, rozkazywanie i karcenie), podając praktyczne wskazówki i zauważając prawdopodobne słabości każdego z jej aspektów. Wychodzi jednak od sprawy nadrzędnej, mianowicie od cechy, która jest nieodzowna dla każdego wychowawcy, czyli od roztropności.

Roztropność i długomyslność

Dzięki roztropności człowiek potrafi skutecznie rządzić nie tylko innymi, lecz także (a może przede wszystkim) sobą. Z ową cnotą wiąże się umiejętność dobierania odpowiednich środków do osiągnięcia założonych celów oraz przewidywanie. Tu z kolei miejsce na długomyślność, czyli posiadanie bardzo szerokiej perspektywy działań wychowawczych. Człowiek, cechujący się długomyślnością wie, do jakiego celu prowadzi swoich wychowanków i zdaje sobie sprawę z tego, że nie dotrze do niego zbyt szybko, zatem nie może oczekiwać natychmiastowych rezultatów swoich działań (to szalenie trudne w byciu wychowawcą). Jednocześnie podejmuje decyzje nie pochopnie, ale w sposób przemyślany i podporządkowany nadrzędnemu celowi, nawet jeśli okoliczności wydają się bardzo mocno w tym przeszkadzać. Nie da się w taki sposób podchodzić do pracy wychowawczej bez solidnej refleksji i nieustannej pracy nad sobą, która pozwoli zachować spokój i pohamować emocjonalne reakcje w nerwowych sytuacjach, których regularnie dostarczają nam wychowankowie.

Rządzenie a posłuszeństwo

Właściwe rządzenie ma wytworzyć nastrój ładu i porządku, który będzie skłaniał do posłuszeństwa. Ów porządek nie będzie statyczny, utwierdzony raz na zawsze, ale dynamiczny – wychowawca (rządzący) ma czuwać nad tym, aby zmiany szły zawsze we właściwym kierunku. Nie oznacza to, że ma on robić wszystko sam i czuwać nad każdym krokiem wychowanków, bo to nie będzie kształtować ich samodzielności. Takie samoograniczenie wymaga nieustannego czuwania nad sobą (zwłaszcza u osób z temperamentem cholerycznym). Właściwe rządzenie to też działanie zawsze obmyślone i przygotowane, ale bez zwlekania: to jest coś, czego bardzo chcemy nauczyć nasze dzieci i nic lepiej tego je nie nauczy, jak nasze konsekwentne postępowanie w ten właśnie sposób.

 

Rozkazywanie

Rozkazy powinny być z kolei wydawane po uprzednim ich przemyśleniu, a wyrażane stanowczo i nieodwołalnie. O. Woroniecki zauważa, że kiedy wychowawca musi zmienić rozkaz, bo ten okazał się błędny lub pochopny, bardzo traci na autorytecie. Dlatego też sprawne wydawanie poleceń wymaga od nas samych wielkiej dyscypliny, a nie działania pod wpływem chwilowych emocji – jakże wielkie to wyzwanie dla samowychowania! Ponadto rozkazujący powinien „dawać rozkaz i siłę z rozkazem”. Cóż to znaczy? Chodzi o to, że musi być wiadomo, że wychowawca nie ma wątpliwości co do tego, że dziecko spełni nakaz i mocno w nie wierzy. Poza tym dziecko musi widzieć, że cele, którym ma służyć, są dobre i ważne dla wychowawcy i dla niego samego. Często bowiem okazuje się, że duża ilość nieprzemyślanych (i ostatecznie zbędnych) rozkazów, które mają „trenować” posłuszeństwo dziecka, tak naprawdę mocno owo posłuszeństwo osłabia.

Karcenie – pokora i opanowanie

Ostatnim elementem sprawowania władzy jest karcenie. To wydaje się być współcześnie temat niemal tabu. Z każdej strony słyszymy o „wychowaniu bez kar i nagród” i kiedy wychowanek dopuści się konkretnego przewinienia, często czujemy się bezsilni lub też rezygnujemy z wyciągania konsekwencji. To właśnie zbytnia pobłażliwość jest według o. Woronieckiego główną wadą karcenia, bo nie tylko działa negatywnie wobec całej społeczności, do której należy winowajca, ale przede wszystkim krzywdzi jego samego, nie pozwalając mu się poprawić. A więc uznać trzeba, że karcenie jest nieodłącznym elementem wychowania.

Jeśli jednak ma ono rzeczywiście pozytywnie wpływać na proces wychowawczy, paradoksalnie więcej wymaga od karcącego niż od karanego. Otóż w pierwszej kolejności wymaga bowiem pokory. Pokory wychowawcy, rozumianej jako uznawanie dobra w drugim człowieku i umiejętność chwalenia. Tylko człowiek, który potrafi uznać dobre strony drugiego, będzie umiał zwrócić uwagę na jego błędy tak, by ów się nie zniechęcił, ale by wzrastał. Karcić należy tak, by dziecko mimo wskazania uchybień czuło się podniesione na duchu i zdolne do zadośćuczynienia i poprawy. To z kolei wymaga od wychowawcy rzeczy niezwykle trudnej, mianowicie – karania nie pod wpływem gniewu. Nie muszę chyba wskazywać, jak bardzo jest to trudne, ale – jest niezbędne. Kiedy czujemy gniew, musimy odłożyć upomnienie do czasu opanowania. Skuteczność kar jest bowiem wprost proporcjonalna do panowania nad sobą wychowawcy. Ojciec Woroniecki wspomina o jeszcze jednej, niezwykle trudnej dla wychowawców sprawie, związanej z karceniem: dobrze wykonana kara ma być zupełnym zadośćuczynieniem i nigdy więcej nie możemy wypominać danego przewinienia wychowankom.

Widzimy więc, że podstawowe aspekty sprawowania władzy rodzicielskiej (wychowawczej) wymagają naszej nieustającej pracy nad sobą. Pracy, która pozwoli nie tylko wzrastać naszym podopiecznym, lecz także będzie drogą naszego ciągłego osobistego rozwoju. Wychowanie nieodzownie wymaga samowychowania.

Patrycja Przybysławska


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 20 grudnia 2022