Mamy dziesięcioro dzieci w wieku od 5 do 25 lat, więc jestem przede wszystkim praktykiem, choć nie tylko jako ojciec dużej rodziny. Od kilkunastu lat jestem zaangażowany w stowarzyszenie Akademia Familijna, w którym prowadzimy kursy dla rodziców i małżonków. Poza tym – doradztwo rodzinne, a od pewnego czasu – wydawnictwo, czyli tematem rodzin i ojcostwa rzeczywiście zajmuję się na co dzień.
Jaki jest wpływ ojca na sferę wychowawczą?
W naszym gronie jest jasne, że uczestnictwo ojca w wychowaniu dzieci ma bliski związek ze sposobem ich funkcjonowania w sferze wartości i wiary. Po pierwsze – od strony wartości religijnych – ojciec jest obrazem Pana Boga. W różnych sytuacjach widać, że kiedy jest nieobecny albo jawi się jako postać negatywna, dzieciom trudno jest zrozumieć, dlaczego Pan Bóg ma być osobą pozytywną, dobrą, która chce naszego dobra. Jeżeli z kolei mężczyzna jest religijny, klęka do modlitwy, ma w ręku różaniec, wówczas jego przykład bardzo silnie działa na dzieci.
Bardzo istotny, nawet największy, jest wpływ ojca na dzieci podczas ich dorastania. W czasie Pierwszej Komunii nie ma buntu przeciwko wierze, prawie nie zdarzają się różnice zdań między rodzicami a dziećmi w kwestii przystąpienia do Komunii. Natomiast w późniejszym okresie wpływ rodziców na dorastające dzieci to jest wyzwanie, i właśnie przykład ojca ma ogromne znaczenie dla ich wchodzenia w świat dorosłych. Ojciec jest wtedy kojarzony przede wszystkim ze światem zewnętrznym, ze światem dorosłych, mama – bardziej z domem rodzinnym, chociaż obie te sfery oddziaływania uzupełniają się.
Jeśli chodzi o wpływ ojca na przekazywanie dzieciom wiary, zaskakująco wyraziste były dla mnie wyniki badania przeprowadzonego w Szwajcarii. Trudno jest zmierzyć siłę wiary w ludziach – można mierzyć deklaratywnie, na ile wartości wiary są dla ludzi istotne. W badaniu wykonanym w Szwajcarii mierzono częstość praktyk religijnych zarówno wśród protestantów, jak i katolików – pytano ich, jak często praktykują. Z udzielanych odpowiedzi wynikało, że jeżeli mama i tata regularnie praktykowali, to regularnie praktykującymi było 33% dzieci, nieregularnie – 41%, w ogóle nie praktykowało – ponad 20% (widać od razu, że już między pokoleniami mamy stratę, nawet jeżeli rodzice oboje są praktykujący).
Bardzo zaskakujące były odpowiedzi na pytanie: co się dzieje, kiedy tylko matka jest praktykująca, a ojciec nie praktykuje? Okazuje się, że wówczas tylko 2% dzieci jest ludźmi regularnie praktykującymi, a prawie 40% praktykuje nieregularnie. W sytuacji kiedy ojciec jest praktykujący, a matka nie, 44% dzieci to regularnie praktykujący, a 22% nieregularnie praktykuje. Trudno mówić o zaskoczeniu, kiedy oboje rodzice są niepraktykujący – wówczas szansa na praktykowanie wiary przez dzieci jest mała. Oczywiście należy zaznaczyć, że dzieci, na szczęście, nie są w tej kwestii zdeterminowane bagażem wynoszonym z domu – jest to tylko pewna predyspozycja. Ponadto wielu – myślę, że też wielu z nas, przedstawicieli naszego pokolenia nie pochodzi z rodzin bardzo religijnych, więc stan ten można przełamać. Chodzi jednak o to, że w ogólnokrajowym wymiarze społecznym – statystycznie rzecz biorąc – widać, że przykład rodziców jest bardzo duży i – jak wynika z badania – postawa ojca jest decydująca.
Dostępne są wyniki badań dotyczących zjawiska specyficznie amerykańskiego, tzn. masowych strzelanin, bulwersujących co pewien czas opinię publiczną, które nierzadko mają miejsce w szkołach. Kiedy zbadano sprawców tych zdarzeń, okazało się, że żaden z nich nie miał w domu silnego i zaangażowanego ojca; w domach tych byli ojcowie albo słabi, albo nieobecni, albo w ogóle niefunkcjonujący w rodzinie.
Kiedy świat zainteresował się ruchem Black Lives Matter, zauważono bardzo nieśmiało (temat został szybko zakrzyczany, bo rasowy), że tylko 30% czarnoskórych dzieci wychowuje się w rodzinach, w których mieszkają na stałe z mamą i tatą – biologicznymi rodzicami, żyjącymi w sformalizowanym związku. Natomiast 70% tych dzieci znajduje się w sytuacjach innych, co oznacza oczywiście bardzo konkretne konsekwencje dla funkcjonowania tych rodzin.
Nie znaczy to, że mamy są nieważne. U dzieci wychowywanych bez matek występują inne trudne zjawiska: zaburzony rozwój emocjonalny i językowy, trudności w budowaniu podstawowych więzi, podwyższony poziom lęku, większe ryzyko wykorzystywania. Z kolei w rodzinach funkcjonujących bez ojca dzieci wykazują: niższe wyniki w nauce, gorszy stan zdrowia, większą skłonność do różnego rodzaju uzależnień, przedwczesną inicjację seksualną, brak umiejętności podejmowania rozsądnego ryzyka, czyli wchodzenie w różnego rodzaju negatywne sytuacje finansowe i zdrowotne, trudniejsze przechodzenie przez okres dorastania, uboższe umiejętności rozładowywania stresu i to – o czym wspomniano wcześniej – słabsze praktykowanie wiary.
Są to bardzo konkretne dane, pochodzące głównie ze Stanów Zjednoczonych, gdzie temat ten jest dogłębnie badany z powodu masowości tego zjawiska w pewnych środowiskach i jego ogromnych kosztów społecznych. Niestety, wyniki tych badań są od razu zakrzykiwane i uznawane za przesadne, niemniej wynika z nich jednoznacznie, że gdybyśmy wzmacniali ojców, mielibyśmy znacznie mniej problemów społecznych.
Dlaczego dzisiaj niełatwo być ojcem?
Trudności zaczynają się od zbudowania męskiej tożsamości. Nie da się być ojcem, nie mając jasnej tożsamości męskiej. Można być jakimś rodzicem A, rodzicem B, ale jeżeli mówimy o ojcostwie, które ma pewną specyfikę, to buduje się ono na męskości.
Co to w ogóle znaczy dzisiaj być mężczyzną? Skoro jesteśmy wymienni zawodowo, czasami nawet podobnie się ubieramy, w domu równo dzielimy obowiązkami, więc niełatwo odpowiedzieć na to pytanie. Bo co robił mężczyzna w przeszłości? Wychodził i orał ziemię, z mieczem lub widłami szedł na wroga, który atakował – to było jasne.
Dawnych wzorców naszych ojców, a już na pewno dziadków, nie da się przenieść do współczesności. Mój dziadek nie miał nawet telefonu stacjonarnego, nie borykał się z tym, że dzieci odrywam siłą od ekranu i nie kłopotał wieloma innymi podobnymi sytuacjami. Kiedyś niebezpieczeństwa, jeśli się pojawiały, były wyraźnie widoczne. Dziś różne zagrożenia, które dotyczą naszych rodzin, są często ukryte i przez długi czas można ich nie zauważyć.
I w końcu kwestia ponadczasowa – jako mężczyźni nie mamy takiej pomocy biologicznej, jak matki w stawaniu się mamą, bo jej dziecko pochodzi fizycznie bezpośrednio z niej, często jest karmione piersią, mama w naturalny sposób jest przygotowywana na jego przyjęcie, a mężczyzna, który się nie stara, może zupełnie zignorować swoje ojcostwo. Może uznać, że jeśli będzie zarabiał i utrzymywał rodzinę, to też będzie ojcem.
Kiedy potrzebny jest ojciec?
Im dziecko jest starsze, tym ważniejszy staje się ojciec w jego życiu. Oczywiście ważny jest zawsze, już od momentu poczęcia, ale to, czy akceptuje dziecko, jak rozmawia z jego mamą, jak ją traktuje, ma wpływ na późniejsze funkcjonowanie dziecka. Kłopot polega jednak na tym, że ojcowski zapał i przekaz społeczny na ten temat skupiają się na ojcostwie małych dzieci.
Jest dużo czasopism, poradników, blogów, bardzo mało jest jednak publikacji ojcowskich na temat ojców nastolatków, ponieważ pochwalenie się, jak to fantastycznie jest być ojcem nastolatka nie jest proste, bo nie zawsze ojciec ma dużo sukcesów. Co w związku z tym robią ojcowie? Uciekają. Gdzie odnoszą sukcesy? Na pewno w pracy. Tam są sprawczy – mówią, jest robione, zarządzają, działają, prowadzą projekty, które idą do przodu. A w domu? Często idzie do tyłu – dziecko miało dobre oceny, a teraz ma gorsze! Było grzecznym dzieckiem, a źle się odzywa! To gdzie jest ten postęp? Łatwiej się zająć pracą. Paradoks polega na tym, że dzieci nastolatki, które zachowują się tak, jakby nie potrzebowały ojców i rodziców, w tym momencie najbardziej ich potrzebują.
Dla dzieci to jest mocowanie się ze światem, również mocowanie się z samym sobą. One właśnie teraz muszą określić siebie na nowo. Dziecko, które przechodzi bezboleśnie okres dorastania, prawdopodobnie nie dorasta prawidłowo, bo dziecko musi się zmierzyć ze światem. Jeśli rodzic mówi: u nas nie ma żadnego kryzysu nastolatka, to nie wiadomo, czy zna swoje dziecko, czy ten nastolatek późno dorasta i co naprawdę się z nim dzieje.
Jakie są zadania ojca jako strażnika?
Tytuł mojego wystąpienia na konferencji zaczerpnąłem z książki Jamesa Stensona Ojciec – strażnik rodziny, którą wydaliśmy jako Wydawnictwo Wardakowie. Na początku tytuł ten uznałem za defensywny, bo dlaczego mam być tylko obrońcą? Ale autor książki naprawdę bardzo dobrze wyjaśnia, co to znaczy być strażnikiem, a nie obrońcą – właśnie strażnikiem.
Kiedyś bycie strażnikiem było oczywiste: nacierał wróg i trzeba było się obronić. Groził głód, trzeba było brać się do roboty i więcej pracować w polu. Dzisiaj jest to mniej oczywiste. Jednak autor mówi, że każdy mężczyzna ma instynkt chronienia innych, który być może dziś już trochę osłabł. Wydaje się jednak, że nadal jest w nas taki instynkt, który prowadzi do działania, kiedy widzimy zagrożenia. Kłopot polega na tym, że duża część dzisiejszych zagrożeń jest albo długofalowa, albo w ogóle niewidoczna. W związku z tym część ojców jest uśpionych. W domu nie ma głodu, dzieci są ciepło ubrane – więc co się dzieje? Nic się nie dzieje. Ale jak się zacznie dziać, to jest już trochę za późno na reakcję.
Oczywiście czasami trzeba chronić też fizycznie rodzinę i dzieci. Takie sytuacje w praktyce mogą się zdarzać – np. trzeba jeździć bezpiecznie samochodem, bo jeśli uprawiamy na drodze ułańskie szarże, to między innymi narażamy swoje dzieci, i to jest nieodpowiedzialne. Ojciec może nie pozwolić, by ktokolwiek, nie wyłączając dzieci, zagrażał lub denerwował żonę, np. kiedy wykończona mama właśnie chce się zdrzemnąć, a córeczka niesie 75 wersję rysunku, którą bezwzględnie musi właśnie w tej chwili pokazać mamie, tata może powiedzieć: Poczekaj, za 15 minut ta sprawa nadal będzie aktualna. Podobnie, mama wieczorem orientuje się, że dziecko nie zrobiło tego, co wynikało z jego dyżuru, i w związku z tym sama wkłada naczynia do zmywarki. A tata mówi: Stop! Ja go obudzę, bo nie zrobił. Więc przyjdzie i zrobi. Jeśli tata nie interweniuje, widzi potem wykończoną mamę, która czuje się odpowiedzialna za domowe sytuacje, często nawet niedostrzegane przez tatę.
Fakt, że pośrednio chronimy rodziny poprzez naszą pracę, oznacza, że chronimy je przed nędzą. Może tego nie dostrzegamy, bo wokół mamy naprawdę mało biednych rodzin. Czy ktoś z nas zna osobiście rodziny głodujące? Ja znam rodziny patologiczne, naprawdę głęboko patologiczne, ale nie takie, które głodują – więc gdybyśmy jako ojcowie przestali pracować (choć oczywiście najczęściej mamy też dzisiaj pracują), to narazilibyśmy rodzinę na problemy.
Jakie zagrożenia niesie dzisiejszy świat i czego powinien nauczyć dzieci ojciec?
Zagrożeń jest wiele – uzależnienia, przemoc, często cyberprzemoc. Z nowych badań dotyczących nastolatków wynika, że potężne jest zjawisko cyberbullyingu, a świadomość rodziców, że doświadczają go ich dzieci, jest dwa, trzy razy mniejsza od tego, co one deklarują.
Co w związku z tym jest istotne dla ojca? Ojciec nie tylko ma ochronić dzieci, ojciec je wzmacnia na przyszłość, żeby same potrafiły siebie bronić i tworzyć dobrze funkcjonujące rodziny. Więc czego powinien je nauczyć? Po pierwsze – dobrej pracy, choć jest to zjawisko, o którym bardzo rzadko dzisiaj się mówi. Powinien nauczyć je szacunku dla uprawnionych autorytetów. Jak dziecko ma szanować potem policjanta, sądy, urząd skarbowy, nauczanie Kościoła, jeśli nie szanuje rodziców? Oczywiście powinien nauczyć dzieci etycznego postępowania w różnych sytuacjach, np. poprzez to, że sam nie oszukuje, nie kombinuje, przyznaje się, jeśli czymś podpadnie jako tata.
Powinien nauczyć zdrowej pewności siebie i wiary w siebie, co jest niezwykle ważne, kiedy tak dużo mówimy o samoocenie. Jednak dbałość ta musi być adekwatna do rzeczywistości. Bardzo wielu rodziców zapewnia swoje dzieci, że są genialne w każdym wymiarze, tylko świat się na nich nie poznaje. Te dzieci rosną sfrustrowane i czekają, aż świat się na nich pozna, bo nauczyciele się nie poznali, trener się uwziął, proboszcz się uwziął i tak dalej. I potem żona się uwzięła i się na mnie nie poznała. Dzieci te cały czas czekają, kiedy na ich geniuszu pozna się świat, tak jak ich rodzice. Oczywiście każde dziecko ma swój geniusz, tylko trzeba dostrzec, że ma też i wady, z którymi należy walczyć, a nie utwierdzać je w przekonaniu, że jest idealne. Rozsądna ocena rzeczywistości przydaje się potem w różnych sytuacjach, także w wymiarze finansowym.
Ojciec powinien i może naprawdę być wzorem atrakcyjnej, odpowiedzialnej męskości, chociaż w dzisiejszych czasach mówi się o niej negatywnie – jako toksycznej, negatywnej, patriarchalnej. A przecież ojcostwo i męskość mają wymiary bardzo pozytywne, takie chociażby jak odpowiedzialność, męstwo i ochrona.
Tekst przygotowano na podstawie wystąpienia na konferencji Tato – bądź, prowadź, chroń z 21 października 2021 r.
Część druga - TUTAJ