Poniedziałkowe poranki przestały być tymi najtrudniejszymi, kiedy okazało się, że to właśnie w te dni tygodnia do przedszkola przychodzi Pan Maciek – nauczyciel wychowania fizycznego i jedyny mężczyzna, którego na swojej przedszkolnej drodze spotykają dzieci. „Ten pan Maciek to musi być gość…!” – powtarzamy z mężem z nieukrywanym podziwem za każdym razem po wysłuchaniu tego, co o nim mówią, i z jaką uwagą słuchają go trzy-, cztero- i pięciolatki. Pan Maciek się nie wygłupia, nie zdrabnia, „nie pajacuje” – jest poważny i poważnie podchodzi do kwestii sprawności ruchowej dzieci. Sposób prowadzenia zajęć czy fakt, że pan Maciek jest jedynym mężczyzną w przedszkolu, sprawia, że dzieciaki otaczają go taką atencją? Najpewniej jedno i drugie. Ten przykład jest chlubnym wyjątkiem na mapie męskich autorytetów XXI w.
Tata w krótkich spodenkach
Trudno na osi czasu wskazać moment, kiedy to zaczęło się dziać – kiedy ojcowie wyszli ze swoich tradycyjnych ról i zaczęli chcieć być kumplami swoich dzieci. Nie będziemy odtąd rozróżniać tego, czyja opinia ma znaczenie – w duchu wzajemnego szacunku i uznania oboje mamy rację: ja i moje dziecko. Nie czas na poważne rozmowy, gdy ucieka dzieciństwo – będę w nim razem z moimi dziećmi; będę jeździł gokartami, grał w paintballa i tolerował wulgaryzmy w ustach moich dzieci (przecież mnie też się zdarza!). Pod choinkę napiszemy list z prośbą o Play Station do wspólnej gry, a do stołu wigilijnego założymy modny t-shirt i bluzę – wystarczy już tej atmosfery dorosłości. Pytasz mnie, synu, dlaczego nie możesz mówić do mnie po imieniu? Wiesz, w końcu jestem od ciebie… W sumie nie, nie jestem. Od dziś dla ciebie: Artur.
„W ten sposób zubożona zostaje ta jedyna, wyjątkowa więź, jaka łączy dziecko i ojca oraz dziecko i matkę. Każde dziecko tylko jednego mężczyznę na świecie w ścisłym znaczeniu może nazywać «tatą» i tylko jedną kobietę «mamą». Zubożenie tej wyjątkowej relacji dziecka do matki i ojca obniża ich autorytet i jest w jakiś sposób krzywdzące.” – napisze o. Józef Augustyn SJ. I dalej: „Rezygnacja z autorytetu, przejawiająca się kumplowską więzią z dziećmi, jest dla nich szczególnie krzywdząca. Ojciec nie może udawać, że jest starszym kolegą swojego dziecka”. Okazuje się, że próba wypłaszczenia ról i pozycji w rodzinie tak naprawdę niesie za sobą wyłącznie ciągnięcie w dół wszystkich elementów rodzinnej układanki. Na tym zabiegu nikt nie korzysta – wszyscy tracą.
Kiedy dowódca batalionu maszeruje tyłem do bitwy
Na tej samej osi czasu jesteśmy w stanie za to dokładnie wskazać moment, gdy autorytetowi mężczyzny został zadany bolesny cios, którego skutki możemy obserwować w każdą niedzielę. 30 listopada 1969 r. w kościołach katolickich rozpoczęto odprawianie Mszy Św. według „Nowego Porządku” (Novus Ordo Missae), czyli w takiej formie, w jakiej dziś msze odprawiane są w znakomitej większości kościołów. Nie jest to miejsce na opis tego, na czym konkretnie polegała reforma papieża Pawła VI. Warto jednak zatrzymać się nad jedną zasadniczą zmianą: odtąd kapłan – dotychczas zwrócony twarzą do ołtarza – będzie odprawiał mszę patrząc na ludzkie twarze, a nie Boskie Oblicze.
Patrząc na stare fotografie, na których uwiecznione są msze „przedsoborowe”, trudno oprzeć się wrażeniu, że oto na przedzie stoi kapłan skierowany w stronę Najświętszego Sakramentu, a za jego plecami tłum wiernych prowadzonych autorytetem kapłana ku Najwyższemu Kapłanowi. Dziś często księża robią wszystko, by zatrzymać wiernych przy Kościele – są w stanie przebrać się na kazaniach za zwierzęta, a na rzutnikach wyświetlać kreskówki dla dzieci – byle tylko wierni przychodzili. Schodząc z ołtarza – robią dokładnie to, czego współcześni ojcowie próbują z dziećmi – wypłaszczają role, chcą zatrzeć granice między wiernym a kapłanem, zamienić autorytet na partnerstwo. Skutek? Dokładnie odwrotny od zamierzonego – obserwujemy potężny odpływ wiernych z Kościoła. Nie ma wątpliwości, że na to zjawisko składają się jeszcze inne czynniki, jednak nie sposób pominąć koincydencji czasowej między odwróceniem kapłana tyłem do ołtarza a stopniowym odwracaniem się wiernych tyłem do Kościoła.
Służba, która uszlachetnia
Ze świecą szukać dziś współczesnych lektur dla chłopców, które odwoływałyby się do etosu rycerskiego i prezentowały wartości związane z czasami minionymi. Nie chodzi wszak o to, by pokazywać samych rycerzy – tu jeszcze nie jest tak źle i rycerski hełm czy drewniany miecz to wciąż jedne z popularniejszych pamiątek, z którymi młodzi przedstawiciele płci męskiej wyjeżdżają z Krakowa, co pokazuje, że rycerskie pragnienia nie tak łatwo wyrugować z młodej duszy. Prawdziwym skarbem na drodze rozwoju męskiego autorytetu wydaje się być badanie relacji rycerz – giermek. Wskazanie faktycznej podległości i służby – w dosłownym tego słowa znaczeniu – jako drogi uszlachetnienia. Służba, która we współczesnej kulturze ma konotacje raczej wyłącznie pejoratywne, w świecie rycerskim jest ścieżką, która z jednej strony uwypukla autorytet rycerza, ale z drugiej – kształtuje w giermku cnoty niezbędne do tego, by zasłużyć na wstąpienie do stanu rycerskiego. Historie giermków – a w późniejszych czasach adiutantów czy ordynansów, którzy znani byli dzięki temu, że sławni byli ich bezpośredni przełożeni – to dobra odtrutka na współczesne bajki dla dzieci, w których hierarchia, jeśli już jest prezentowana, nie stanowi systemu wzrastania i wzajemnego kształtowania cnót, a raczej jest okazją do gnębienia „tych, co poniżej”.
Przywódca stada
Czy zaznaczone tropy mają poprowadzić nas do wniosku, że potrzebujemy twardych, bezdusznych i wymagających ojców? Czy samo zwrócenie kapłana z powrotem w stronę ołtarza przywróci wiernych Kościołowi? Czy w świecie, w którym zabrakło rycerzy i ich giermków, nie istnieją już wzory i modele wzrastania w męskości? Wygląda na to, że przypuszczenia te są błędne. To, czego potrzeba w pierwszej kolejności do odbudowania męskiego autorytetu, to zmiana w sposobie myślenia o odpowiedzialności, jaką ponosi każdy mężczyzna – bez względu na to, czy jest ojcem czy kapłanem. Przywołany już o. Józef Augustyn SJ powie: „Autorytet ojcowski nie jest żadnym przywilejem w rodzinie, ale jest wyrazem służby i odpowiedzialności”. Ojciec przewodzi rodzinie i ponosi odpowiedzialność za zapewnienie jej bezpieczeństwa. Jest ostoją domowej hierarchii, drabiną, po której jego syn może się wspinać. Kapłan przewodzi wiernym i ponosi odpowiedzialność za doprowadzanie dusz do zbawienia. A nawet i Jasper Juul – pedagog, którego wiele postępowych tez budzi naturalny sprzeciw – dowodzi jednak, że ojcowska czułość, troskliwość i chęć bliskiego towarzyszenia dziecku nie wykluczają się z budowaniem autorytetu taty – wręcz mogą stać się drogą ku temu celowi, o ile ojciec uświadomi sobie, że jest – „przywódcą stada”. „Przywództwo nigdy nie będzie wyglądało już tak jak kiedyś. Ale ponieważ nadal go potrzebujemy, więc musimy popracować nad tym, żeby odkryć je na nowo”.