Pojawienie się na świecie dziecka to rewolucja. Młodzi rodzice, nawet jeśli rzetelnie się do tego przygotowywali, często czują się przytłoczeni i… niekompetentni. Bez znaczenia staje się to, że przeczytali stosy mądrych książek i poradników, szukali informacji i świetnie skompletowali wyprawkę. Mały Człowiek wywraca ich życie do góry nogami. Nic nie mogło ich przygotować na to, jak bardzo będą zmęczeni i niepewni; jak bardzo będą się bać o swoje Maleństwo.
Ten początek rodzicielstwa (kolejne dzieci na szczęście już nieco mniej wywracają zastany porządek rzeczy) bywa – co tu kryć – dość trudny. Skomplikowane może stać się także poukładanie na nowo relacji z własnymi rodzicami i teściami-dziadkami dziecka. Co może w tym przeszkadzać?
Dziadkowie w naturalny sposób pragną pomóc swoim postawionym w kryzysowej sytuacji dzieciom przez dzielenie się doświadczeniem. To oczywiście rzecz bardzo pozytywna. Jednakże sposób, w jaki to zrobią, ma tu kluczowe znaczenie.
Żadnych uwag?
Ludzie w kryzysie (a tym – oczywiście w pozytywnym znaczeniu – jest właśnie pojawienie się nowego członka rodziny) są wrażliwi. Łatwo zachwiać ich pewność i poczucie kompetencji. Nawet luźna uwaga o brudnej bluzeczce, płaczu dziecka czy sposobie pielęgnacji szybko przekształcić się może w odbiorcy w komunikat: NIE RADZISZ SOBIE. A to potem bardzo trudno wyrzucić z niewyspanej głowy. Co więc robić? Jak pomóc?
Pierwsza sprawa – nie kwestionować wyborów rodziców (oczywiście jeśli nie wiąże się to z jaskrawą krzywdą dziecka – zakładamy sytuacje standardowe, kiedy rodzice robią wszystko najlepiej jak potrafią) i zapewnić, że radzą sobie świetnie. Jeśli krytykować – to decyzje, rozwiązania, a nie samych młodych rodziców.
Odpowiadać na pytania
Jeśli takie się pojawią, będą wyrazem niepewności. Zatem, żeby odpowiedź nie została odebrana jako krytyka, dobrze spytać najpierw „A ty, co sądzisz? Na pewno masz jakiś pomysł.” I ustosunkować się do odpowiedzi, podsuwając optymalne rozwiązanie.
Ktoś powie, że to wszystko to takie „cackanie się z dorosłymi ludźmi”. Coś w tym pewnie jest.
Jednakże doświadczenie pokazuje, jak te pierwsze miesiące i lata rodzicielskiej drogi bywają naznaczone ciągłą niepewnością rodziców, którą zupełnie nieświadomie pogłębiają dziadkowie ich dzieci.
Brudna bluzeczka
Swego czasu koleżanka – mama dwojga dzieci – opowiadała mi, jak to w początkach macierzyństwa, po narodzinach pierworodnego, odwiedzała ją dość często jej mama. I pewnego dnia trafiła akurat na czas tuż po obiedzie i wszedłszy do mieszkania rzuciła: czekaj Kasiu, przebiorę go, co będzie w takiej brudnej bluzce leżał.
Kasia (koleżanka), która przed kilkoma minutami skończyła nierówną walkę o to, by jej siedmiomiesięczny pierworodny zjadł choć trochę obiadu, do dziś pamięta „brudną bluzeczkę” i wręcz kompulsywnie stara się, by owa bluzeczka już zawsze była czysta (choć sama uważa to za irracjonalne). Jednakże w jej głowie „brudna bluzeczka” stała się synonimem jej rodzicielskiej niekompetencji.
Partnerzy w drodze wychowania
Nie jest oczywiście tak, że dziadkowie zawsze pogłębiają tylko lęki i poczucie zagubienia swoich dorosłych dzieci. Na szczęście znakomita większość stara się tego nie robić i mając świadomość „stąpania po grząskim gruncie” bycia babcią czy dziadkiem umiejętnie wspiera swoje dzieci na początku ich rodzicielskich dróg.
W tym procesie niewątpliwym wsparciem jest zmiana relacji do dorosłego dziecka. Dla mnie, jako młodej mamy, była to właśnie chyba największa i najbardziej umacniająca zmiana. Z córki swoich rodziców stałam się partnerem – innym rodzicem, który może czerpać z doświadczenia tych (swoich rodziców), którzy na drodze wychowania kolejnego pokolenia są w zupełnie innym punkcie. Ta zmiana jest bardzo istotna. Młody rodzic ma poczucie sprawczości i kompetencji w wyborze swojej ścieżki: może korzystać z doświadczenia i rad rodziców, ale może je też odrzucić, jeśli uzna je za sprzeczne z dobrem swojej rodziny. Ma do tego pełne prawo i nie musi się podporządkować oczekiwaniom czy opiniom swoich rodziców. To nie jest już relacja podrzędna, rodzic-dziecko, oparta na posłuszeństwie.
Jeśli obie strony (rodzice i dorosłe dzieci) ten fakt zaakceptują, łatwiej będzie im się dogadać i wspierać wzrastanie kolejnego pokolenia.