Prawdziwie szczęśliwe dzieciństwo

16 lutego 2023

Rozmowa z Wacławem Czakonem, prezesem lubelskiej Fundacji Szczęśliwe Dzieciństwo

Prawdziwie szczęśliwe dzieciństwo

16 lutego 2023

Prawdziwie szczęśliwe dzieciństwo

Prawdziwie szczęśliwe dzieciństwo

Rozmowa z Wacławem Czakonem, prezesem lubelskiej Fundacji Szczęśliwe Dzieciństwo

Z Wacławem Czakonem, psychologiem, prezesem lubelskiej Fundacji Szczęśliwe Dzieciństwo, rozmawia Anna Trzos-Mularczyk

ATM: Proszę opowiedzieć o samych początkach Fundacji, która przecież działa już ponad 30 lat.

WCz: Pomysł na założenie fundacji zrodził się w latach 80-tych, w czasach studenckich. Już wtedy rozpoczęliśmy różne działania z młodzieżą. Pracowaliśmy z dziećmi, które trzeba było wspierać. Otrzymywaliśmy dużą pomoc od Kościoła lubelskiego. Pierwszą świetlicę otworzyliśmy w 1985 roku, na ul. Zielonej, przy Towarzystwie św. Brata Alberta. Kiedy zmieniła się sytuacja polityczna w Polsce w 1989 roku, zaraz we wrześniu spisaliśmy akt notarialny, powołujący w sposób formalny fundację, a rok później zostaliśmy wpisani do rejestru, otrzymując osobowość prawną.

ATM: Czy fundacja od początku nosiła nazwę Szczęśliwe Dzieciństwo? Co oznacza w Pana przekonaniu szczęśliwe dzieciństwo?

 WCz: Z nazwą wiąże się ciekawa historia. Prawnik, który pomagał nam opracować statut, zadzwonił któregoś dnia do mnie, informując, że musiał podać nazwę Fundacji i wymyślił „Szczęśliwe Dzieciństwo”. Nie zmieniliśmy jej, ponieważ okazała się bardzo dobra i wiele mówiła o naszej działalności. Dzieciństwo jest szczęśliwe, gdy dzieci są kochane. To jest w gruncie rzeczy najważniejsze dla człowieka: być kochanym. Można też szerzej powiedzieć, że człowiek w dzieciństwie otrzymuje wszystko to, czego mu potrzeba. Dzieci potrzebują rodziny – podstawowej grupy, gdzie czują się bezpieczne, gdzie otrzymują pomoc, gdzie wspiera się ich rozwój. Wzrastają w aurze miłości i akceptacji. Każdy z nas chce się rozwijać, stawać się coraz lepszym, więcej wiedzieć i umieć. Tym bardziej dziecko czuje taką potrzebę. Szczęśliwe dzieciństwo to też sytuacja, w której ktoś mnie docenia, cieszy się z moich sukcesów, zauważa moje „małe kroczki”.

ATM: Realia wychowywania dzieci zmieniły się na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Czy rozumienie szczęśliwego dzieciństwa uległo zmianie? Czy dziś dziecko odczuwa jakieś braki pomimo tego, że tak wiele posiada, np. dzięki rozwojowi technologii?

WCz: Człowiek ze swojej natury, także mały człowiek – dziecko, ma podstawowe potrzeby ontyczne: miłości, relacji, wspólnotowości – przede wszystkim rodziny, rozwoju, wychowywania w poczuciu godności. To, że ktoś mnie wychowuje, inspiruje, sprawuje nade mną władzę, nie ogranicza mojej wolności. Tak było, jest i będzie. Te podstawowe potrzeby nie ulegną zmianom. Jeżeli wychowawca rozumie, że potrzeby wewnętrzne są niezmienne, to warunki zewnętrzne, mimo że są zmienne, nie będą znacząco wpływały na proces wychowawczy. Jedne okoliczności są współcześnie sprzyjające, inne trzydzieści lat temu utrudniały wpływ wychowawczy na dzieci lub młodzież – i odwrotnie. Istotą sprawy jest to, czy wychowawcy, rodzice są świadomi tego, co jest niezmienne w człowieku i czego potrzebuje, zwłaszcza tam, gdzie proces wychowawczy się intensyfikuje, np. w szkole.

ATM: Na jakie potrzeby odpowiadała fundacja trzydzieści lat temu, kiedy powstała?

WCz: Od samego początku wiedzieliśmy, że nie chodzi jedynie o działania opiekuńcze i organizowanie czasu wolnego. Priorytetem było wychowanie, którego chcieliśmy się podjąć. Rodziło się pytanie: jak to zrobić dobrze?

ATM: Jest wiele definicji wychowania, w zależności od tego, kto jest ich autorem i w ramach jakiej koncepcji światopoglądowej je formułuje. Jak Państwo chcecie wychowywać dzieci i młodzież?

WC: Odpowiedź jest prosta: to antropologia chrześcijańska. Są to fundamentalne kwestie w procesie wychowania. Jeśli przyjmujemy, że człowiek ma duszę, to należy rozumieć osobę jako jedność cielesno-duchową i tak ją wychowywać. Wychowawca nie powinien ignorować faktu, że uczeń posiada nie tylko ciało, które widzimy i którego doświadczamy jako pierwsze, ale także nieśmiertelną duszę. Jeśli pominiemy aspekt duchowy osoby, nie będziemy mogli skutecznie inspirować wychowawczo.

ATM: Czyje nauczanie stało się inspiracją dla tworzących program wychowawczy Fundacji Szczęśliwe Dzieciństwo?

WCz: Inspiracją dla nas byli zawsze wielcy wychowawcy, tacy jak kardynał Stefan Wyszyński i Jan Paweł II, w ich personalistycznym ujęciu wychowania. Wielu było teoretyków i praktyków, którzy tworzyli swoje systemy wychowania, jak Jan Bosko, Marcelina Darowska, ks. Markowski. Inspirowaliśmy się również harcerstwem oraz ks. Blachnickim, czyli Oazą. Adaptowaliśmy takie elementy, które wpasowywały się w tworzony przez nas program wychowawczy. Wzorców były wiele, a my w latach 80 bardzo szybko zorientowaliśmy się, że potrzebujemy wsparcia, bo nasze działania nie są skuteczne. Był to czas intensywnego szukania inspiracji i fundamentu metodologicznego: liczne spotkania i rozmowy, korzystanie z literatury, ewaluacja działań i efektów pracy. Pojawiały się problemy, z którymi musieliśmy się na bieżąco mierzyć i szukać odpowiedzi. Tak naprawdę trwa to do dziś, chociaż obecnie taka weryfikacja naszych działań jest prostsza, ponieważ posiadamy odpowiednie narzędzia pomiaru i monitorowania.

ATM: Czy współczesna młodzież jest zła, gorsza od tej, z którą pracowaliście ponad trzy dekady temu? A może jest gorzej przygotowana do życia, mniej odpowiedzialna?

WCz: W mojej ocenie współczesna młodzież więcej wymaga od rodziców, wychowawców, nauczycieli. Kiedyś kultura społeczna dawała przyzwolenie na tresurę młodego człowieka: masz się ubierać w konkretny sposób, nie pyskować, dostosować do oczekiwań. Robili to wszyscy: ojciec, matka, nauczyciel, sąsiadka itd. Kultura, która ustawiała młodego człowieka w konkretnej pozycji społecznej, uczyła konkretnych zachowań, często przy użyciu agresywnych metod, także przemocy fizycznej. Ona upadła, ponieważ z założenia była nieludzka: nikt nie lubi, gdy się poniża jego godność, krzyczy na niego, używa przemocy fizycznej. Dziś form bezpośredniego nacisku wychowawczego nie ma, wobec czego młodzież ma szansę stawiać pytania, nie zgadzać się, buntować. To specyfika rozwojowa młodego człowieka, a wychowawca powinien wyjaśnić, przekonać, pokazać właściwe drogi, wspierać. Najważniejsze jest nawiązanie relacji: młody człowiek musi ufać dorosłemu, chcieć zapytać, zwrócić się do niego w każdej sytuacji. Czym jest relacja? Nie jest to tylko miło spędzany czas wolny na zabawie, „chichraniu się”. Relacja nawiązuje się wówczas, gdy młody człowiek ufa dorosłemu, nie boi się zadawać pytań, a odpowiedzi są przez niego interioryzowane – przyjmowane za własne. Nie wytworzy się dobrej relacji z młodym człowiekiem w otoczeniu kłótni, awantur, agresji, w grupie, w której niedobrze się dzieje. Dlatego ważne jest stworzenie dobrego środowiska do zaistnienia relacji. Negatywne zachowania są często wyrazem frustracji, która wynika z niesłuchania, niezrozumienia i braku akceptacji.

ATM: Kim są dzisiaj czterdziesto-, trzydziestolatkowie, którzy byli wychowankami Fundacji? Czy docierają do Was „informacje zwrotne”w postaci szczęśliwych dorosłych ludzi, realizujących swoje życiowe powołania, spełniających marzenia, których na pewnym etapie ich życia wychowywaliście?

WCz: Tak! Ja sam obserwuję w mediach społecznościowych moich byłych wychowanków. Ostatnio widziałem zdjęcia pewnej dziewczyny, dziś ponad czterdziestoletniej, której historia zapadła mi głęboko w pamięć. Osobiście wyjaśniałem kiedyś jej sytuację w szkole. Dostała jedynkę za brak butów, które zjadły jej szczury. Warunki w domu były tragiczne. Obecnie mieszka za granicą, założyła bardzo dobrze funkcjonują rodzinę, . A druga historia to historia dziewczyny, która po śmierci mamy w wieku 18 lat została rodziną zastępczą dla rodzeństwa. Wyszła za mąż za chłopaka z tego samego środowiska, który obecnie zajmuje wysokie stanowisko w dobrej firmie. Mają trójkę fantastycznych dzieciaków, tworzą piękną rodzinę. Tych historii jest dużo i one bardzo cieszą. Niektórzy są wychowankami fundacji krótko, a inni zostają u nas na dłużej, a nawet stają się naszymi pracownikami lub współpracują z nami na różnych płaszczyznach.

ATM: Fundacja to nie tylko dwie świetlice, które prowadzicie przy parafii Najświętszego Serca Jezusa oraz św. Mikołaja. Jakie inicjatywy powstały w międzyczasie w ramach działalności fundacji?

WCz: W pewnym czasie mieliśmy nawet 23 świetlic, które realizowały nasz program, ale one bardzo szybko usamodzielniały się. W pewnym momencie wystandaryzowaliśmy z miastem program funkcjonowania tych placówek wsparcia dziennego, z którego ostatecznie zrezygnowaliśmy. Drugą rzeczą, którą robimy, jest Akademia Młodzieżowa skierowana do osób w wieku 13-17 lat. Jest to program o charakterze „szkoły życia”, bardzo dobrze dopracowany. Obecnie Akademia działa przy pięciu lubelskich parafiach. Trzecią ścieżką programową jest Centrum Dobrego Wychowania w Motyczu. Jest to oferta skierowana przede wszystkim do szkół, które bardzo chętnie i masowo z niej korzystają. Czwartym pomysłem, obecnie na etapie wdrażania, jest propozycja dla rodzin. Inicjatywa zrodziła się na bazie Szkół Świętego Mikołaja, które od dwóch lat prowadzimy i zawsze zgłasza się na nie dużo więcej chętnych, niż możemy przyjąć. Tworzymy koncepcję o charakterze stałego działania, a nie jedynie cyklicznych kursów.

ATM: Fundacja ma charakter religijny. Czy w związku z tym posiadacie osobę duszpasterza, kapelana czuwającego nad Waszymi działaniami? Kto pracuje w świetlicach? Czy ta praca ma charakter wolontaryjny?

WCz: Obecnym duszpasterzem Akademii Młodzieżowej został mianowany przez kurię ks. Emil Szurma. Poza tym każde z działań i grup przy parafiach ma swojego duszpasterza skierowanego przez proboszcza miejsca. W świetlicach zaś pracują zatrudnieni pracownicy, którzy spełniają odpowiednie kryteria wykształcenia pedagogicznego. W każdej świetlicy działają także wolontariusze, których pomoc jest niezastąpiona w pracy z dziećmi.

ATM: Fundacja cieszy się uznaniem wielu środowisk, robicie wiele dobra dla lokalnej społeczności. Nie moglibyście działać na taką skalę, gdyby nie wsparcie finansowe w postaci grantów. Dlaczego to Wam konkretny grantodawca powierza, często niemałe, pieniądze?

WCz: Działamy od tylu lat i wierzę mocno, że to co robimy, robimy dobrze i mądrze. Mamy ciekawą i sprawdzoną ofertę wychowawczą, program, który przez tyle lat sprawdził się w różnych grupach dzieci i młodzieży. Piszemy spójne i logiczne wnioski, jesteśmy transparentni w kwestiach rozliczeniowych, a ci, którzy posiadają pieniądze, chcą przekazać je organizacjom, które dobrze je spożytkują. Wystarczy wejść na stronę internetową Centrum Dobrego Wychowania i zobaczyć, jak wiele ciekawych i rozwijających ofert proponujemy.

ATM: Cieszy mnie bardzo fakt, że fundacja w sposób jasny i wprost propaguje wartości chrześcijańskie, katolickie i w procesie wychowania dzieci i młodzieży je przekazuje.

WCz: Wychowawca powinien w sposób szczery i jasny przekazywać wychowankom także postawy i światopogląd, którym się w życiu kieruje. Skoro zależy mi na wychowaniu młodego człowieka, to znaczy, że dążę do przekazaniu mu pewnych koncepcji i prawd, w które wierzę i według których oni mogą także ułożyć swoje życie. Tutaj, w procesie wychowania, zaczyna się także świadectwo życia wychowawcy, rodzica lub lidera. Dziecko chce widzieć w kimś autorytet, któremu może zaufać i kogoś, kto od niego będzie mądrze wymagał i ustawiał mu, tak ważne w wychowaniu, granice. Przykładem może być program Akademii Młodzieżowej, który mimo stawiania wysokich wymagań bardzo pociąga młodych ludzi, którzy wciąż chcą więcej i oczekują od swoich wychowawców nieustannego działania. Jest to idealna sytuacja, kiedy wychowanek inspiruje do działania swojego wychowawcę. Obozy, zarówno zimowy jak i letni, to czas intensywny, po którym młodzież wraca zmęczona, ale szczęśliwa. Dlaczego tak jest? Jeżeli młodemu człowiekowi wyjaśni się zasady i powody działania oraz wskaże się konkretne korzyści, on będzie chciał to robić. Pilnujemy, aby na każdym etapie wychowywania człowiek wiedział, dlaczego i, dzięki tej wiedzy, chciał się uczyć, dojrzewać i działać.

ATM: Myślę, że wielu rodziców, zachęconych programem wychowawczym fundacji, chciałoby wiedzieć, co zrobić, aby np. Akademia Młodzieżowa pojawiła się w ich parafii.

WCz: Kluczową rolę odgrywa proboszcz, który będzie chciał mieć taką grupę młodzieżową w swojej parafii. Będzie gotowy ją na różne sposoby wspierać, także poprzez udostępnienie salki, opłacenie instruktora oraz przydzielenie duszpasterza. Przede wszystkim będzie przekonany, że taka forma wychowania młodzieży w jego parafii ma sens i jest potrzebna. Dzięki istnieniu różnych wspólnot w jednej parafii oferta skierowana do wiernych poszerza się i jest bardziej atrakcyjna. Parafia jest aktywna i otwarta na potrzeby wspólnoty.

ATM: Myśląc o historii fundacji i jej obecnym kształcie, czy jest coś, co dziś zrobiłby Pan inaczej?

WCz: Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Pracowałbym bardziej nad kadrą, bo zawsze jest deficyt dobrze przygotowanego personelu. A mieć odpowiednią kadrę, to móc się rozwijać. Kiedyś przez ponad 10 lat prowadziliśmy Niepubliczne Centrum Kształcenia Praktycznego, w którym szkoliliśmy wielu wychowawców do pracy z dziećmi i młodzieżą. Centrum niestety z powodów finansowych przestało istnieć. Być może to był błąd i należało dokonać większych starań, aby je utrzymać.

ATM: Kończąc naszą rozmowę chciałabym zadać osobiste pytanie: jak ocenia Pan swoje własne dzieciństwo i młodość? Czy, z perspektywy człowieka dorosłego, wieloletniego wychowawcy, ocenia Pan ten czas jako szczęśliwy?

WCz: Powstanie fundacji nie było jakąś opozycją do moich własnych doświadczeń z dzieciństwa. Nie chciałem udowodnić nikomu, ani też sobie, że można dużo lepiej wychowywać, niż sam byłem wychowywany, że można być dużo bardziej szczęśliwym dzieckiem, niż ja byłem. Moja własna historia o tyle ma znaczenie, że rozpocząłem studia, na których zrodził się pomysł powstania fundacji, w wyjątkowym czasie. Początek studiów to 1978 rok, Katolicki Uniwersytet Lubelski. Za dwa tygodnie Karol Wojtyła będzie wybrany na papieża. KUL tętnił życiem i nie było tygodnia, aby nie odbywało się jakieś spotkanie z ważnym, krajowym lub zagranicznym gościem. Liczne wykłady, sympozja, Tygodnie Eklezjologiczne, Społeczne. Studenci mieli wiele okazji uczestniczyć w wydarzeniach, w gruncie rzeczy, formacyjnych. A potem było bardzo wiele „przypadków”, które doprowadziły nas ostatecznie do decyzji o działalności społecznej i jej dalszemu kierunkowi w postaci Fundacji Szczęśliwe Dzieciństwo.

Anna Trzos-Mularczyk


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 16 lutego 2023