Tak się złożyło, że przez większość lat mojej ponad dwudziestoletniej pracy pedagogicznej związany byłem ze szkołami, w których prowadzono wychowanie i kształcenie niekoedukacyjne, dziś określane jako edukacja zróżnicowana ze względu na płeć.
Realizowana ona była na różne sposoby, nie zawsze były to dwie zupełnie inne ścieżki kształcenia dziewcząt i chłopców z odrębnymi, wydzielonymi strefami. Nie miejsce tu na szczegółowy opis owych praktyk, natomiast w krótkim szkicu chciałbym zebrać kilka myśli związanych z tym tematem.
Żyjemy w czasach, w których bardzo niewiele osób ośmiela się podważać samą ideę masowej edukacji i związany z nią przymus szkolny (czy to w postaci obowiązku szkolnego, czy obowiązku nauki), jak również jej koedukacyjny charakter. Nieczęsto podejmuje się temat odrębnego kształcenia dziewcząt i chłopców oraz jego wpływu na efekty dydaktyczne i wychowawcze pracy szkoły. W Polsce, podobnie jak i w większości państw europejskich, kształcenie koedukacyjne uznaje się często za bezalternatywne, a na szkoły realizujące edukację zróżnicowaną ze względu na płeć patrzy się nierzadko z dużą podejrzliwością. W efekcie w całym kraju tego typu szkół jest niewiele.
Skąd koedukacja?
Wbrew utartym przekonaniom funkcjonującym w powszechnej świadomości, koedukacja – upowszechniona dopiero w drugiej połowie XX wieku – została przyjęta nie dlatego, że przeprowadzono rzetelne badania w tym obszarze, ale ze względów ekonomicznych (jest tańsza!) i ideologicznych. Joseph M. Barnils, szef Europejskiego Stowarzyszenia Edukacji Zróżnicowanej pisał, że „ten trend zaczął się stosunkowo niedawno, w połowie XX wieku. Na skutek nacisków ruchów feministycznych zmieniono system edukacji tak, by wyrównać szanse dziewczynek i chłopców. Postanowiono wtedy, że dzieci będą w szkołach robić dokładnie to samo”. Koedukacja miała być narzędziem do wprowadzenia równości społecznej i równości płci.
Tymczasem, aby przekonać się, że edukacja zróżnicowana nie jest kwestią ideologii, ale czymś naturalnym, wystarczy konstatacja, że kobiety i mężczyźni, dziewczęta i chłopcy różnią się między sobą. Wynika to z porządku naturalnego i biologii. A zatem dziewczęta i chłopców należy uczyć innymi metodami, dostosowanymi do specyfiki płci. Tylko wtedy można wydobyć z nich potencjał wynikający z ich odmienności, co jest właściwym celem kształcenia zróżnicowanego. Ponadto nie ma żadnych dowodów na to, że koedukacja prowadzi do budowania lepszych relacji między obu płciami. J.M. Barnils konstatuje: „Nie zostało udowodnione, że koedukacja doprowadziła do lepszego porozumienia między obu płciami. Nie ma również dowodów na to, że uczęszczanie przez dziewczęta i chłopców do tej samej klasy w jakikolwiek sposób przyczyniło się do nabrania przez nich szacunku do drugiej płci w większym stopniu niż ma to miejsce w przypadku uczniów z klas zróżnicowanych ze względu na płeć”. Wręcz przeciwnie, w klasach koedukacyjnych przedstawiciele obu płci bardzo często zamykają się w swoich grupach – co jest efektem rosnącej rywalizacji między nimi.
Płeć a nauczanie
Wielu specjalistów (oczywiście nie można tu mówić o ogólnym konsensusie panującym wśród badaczy) z dziedziny psychologii, pedagogiki, medycyny, opierając się nie na spekulacjach światopoglądowych, ale wynikach prowadzonych badań, sugeruje powrót do nauczania dziewcząt i chłopców w oddzielnych grupach klasowych, a nawet szkołach. Ich zdaniem płeć ma podstawowe znaczenie dla procesu nauczania. Za przykład niech posłużą ustalenia amerykańskiego specjalisty neurologii dziecięcej, Vernera S. Caviness’a, który w 1996 roku opublikował wyniki badań uzasadniających rozdzielenie dzieci w szkołach ze względu na płeć. Wyniki te wskazują niebagatelną, bo liczącą około sześciu lat, różnicę w czasie dojrzewania dziewcząt i chłopców.
Badania porównawcze przeprowadzone w Australii przez The Australian Council for Educational Research (ACER) wśród 270 000 uczniów pokazują, że zarówno chłopcy, jak i dziewczęta, kształceni w klasach jednopłciowych, uzyskiwali w rankingu wyniki od 15 do 22 procent lepsze niż ich koleżanki i koledzy ze szkół koedukacyjnych. Nauka zaś dawała im więcej satysfakcji. Podkreślono, że możliwości edukacji koedukacyjnej są ograniczone znaczącymi różnicami w rozwoju poznawczym, społecznym i fizycznym dziewcząt i chłopców w wieku 12–16 lat. Lepsze wyniki w testach osiągają także uczniowie jednopłciowych szkół brytyjskich publicznych i amerykańskich katolickich. W badaniach prowadzonych na zlecenie Narodowej Fundacji Badań nad Edukacją porównywano efekty osiągane przez dzieci uczące się w tym samym typie szkół (tylko publiczne albo tylko prywatne). Jest to istotne, bo przeciwnicy jednopłciowej edukacji posługują się argumentem, że lepsze wyniki uczniów i absolwentów szkół jednopłciowych są związane z tym, że pochodzą oni z zamożnych rodzin, inwestujących więcej w edukację. Oczywiście dla niektórych wyniki te są nieprzekonujące.
Wydaje się jednak bezdyskusyjne to, że edukacja zróżnicowana pozwala na dostosowanie metod wychowawczych do obu płci – skutkuje to zmniejszeniem agresji i lepszą dyscypliną. Według J.M. Barnilsa „W szkołach koedukacyjnych w początkowej fazie nauczania chłopcy na ogół wypadają gorzej od dziewczynek. Ich możliwości przyswajania wiedzy i koncentracja rozwijają się wolniej. W efekcie chłopcy ponoszą częściej edukacyjne porażki i łatwiej zniechęcają się do szkoły. […] dziewczynki, które uczą się w żeńskich klasach, częściej wybierają studia matematyczno-przyrodnicze i karierę naukową niż ich koleżanki latami tłumione przez chłopców”.
Należy mieć na uwadze to, że edukacja zróżnicowana to nie tylko korzyści związane z osiągnięciami szkolnymi. Pozwala ona uczniom lepiej poznać swoje mocne i słabe strony, bez ulegania stereotypom płci. Korzystają na tym zarówno dziewczęta, jak i chłopcy. Z obserwacji prowadzonych w szkołach niekoedukacyjnych wynika, że chłopcy ze szkół jednopłciowych byli zdecydowanie bardziej zainteresowani aktorstwem, biologią i językami niż ich koledzy ze szkół koedukacyjnych, u których dominowało zainteresowanie matematyką i przedmiotami przyrodniczymi. Podobnie dziewczęta w żeńskich szkołach okazywały większe zainteresowanie matematyką i naukami przyrodniczymi niż dziewczęta w szkołach koedukacyjnych.
W 2005 roku naukowcy Stetson University na Florydzie ukończyli trzyletni projekt wstępny porównujący klasy jednopłciowe z koedukacyjnymi klasami w jednej z publicznych szkół podstawowych. Specjalnie na potrzeby projektu utworzono klasy monoedukacyjne, dbając o dobór wszystkich istotnych parametrów, które mogłyby mieć wpływ na wyniki badania: rozmiary klas były takie same, profil demograficzny był taki sam, wszyscy nauczyciele przeszli takie samo szkolenie na temat tego, co się sprawdza, a co nie w kształceniu dziewczynek i chłopców itp. Następnie przeanalizowano wyniki, jakie uczniowie poszczególnych klas uzyskali na teście FCAT (Florida Comprehensive Assessment Test), ze szczególnym uwzględnieniem odsetka uczniów ocenionych na najwyższym poziomie. Zauważono, że najlepsze wyniki uzyskało:
- 37 proc. chłopców w klasach koedukacyjnych;
- 59 proc. dziewczynek w klasach koedukacyjnych;
- 86 proc. chłopców w klasach jednopłciowych;
- 75 proc. dziewczynek w klasach jednopłciowych.
Należy pamiętać, że uczniowie ci uczyli się według takiego samego programu nauczania, w tej samej szkole, w której zdecydowana większość uczniów miała problemy w nauce albo problemy z zachowaniem. Wielu spośród chłopców, którzy uzyskali najlepsze wyniki w klasach jednopłciowych, uprzednio, w klasach koedukacyjnych, opatrzono etykietą „ADHD” lub „ESE” (Exceptional Student Education – uczniowie ze specjalnymi potrzebami w nauce).
A jednak różni
Z czego wynikają i czym skutkują te różnice? Przyczyn jest bardzo wiele. Dzisiaj jednak próbuje się negować rzeczy najbardziej oczywiste. W tym miejscu ograniczę się tylko do różnic uchwytnych nawet dla zwolenników „szkiełka i oka”, omówionych m.in. w książce Równi, ale różni. Perspektywy edukacji zróżnicowanej, wydanej w 2007 roku przez Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli. Naukowcy wykazali różnice w budowie mózgu (np. funkcje postrzegania u kobiet kontrolowane są w obu częściach mózgu, zaś u mężczyzn odpowiada za nie tylko lewa półkula), organizacji i sposobie działania autonomicznego układu nerwowego chłopców i dziewcząt – u dziewcząt większą rolę odgrywa układ przywspółczulny (np. reguluje procesy trawienia, obniża ciśnienie krwi, rozszerza naczynia krwionośne), zaś u chłopców współczulny (np. zwęża naczynia krwionośne, przyspiesza akcję serca). Przejawia się to chociażby w sposobie okazywania i przeżywania uczuć. Różnice widoczne są również w stylach uczenia się i rozumowania. U chłopców dominuje rozumowanie dedukcyjne, u dziewcząt indukcyjne. Uczennice wolą konkretne, zaś chłopcy abstrakcyjne przykłady. Ci drudzy mają lepszą wyobraźnię przestrzenną, natomiast trzy razy częściej niż u dziewcząt występują u nich problemy z wysławianiem. Do dziewcząt należy mówić ciszej niż do chłopców, dziewczęta efektywniej pracują w pomieszczeniach, w których temperatura jest o kilka stopni wyższa niż ta optymalna dla chłopów. Obydwie płcie inaczej reagują na sytuacje stresowe. Chłopcy szybciej się nudzą podczas zajęć (dziewczęta w klasach koedukacyjnych tracą na tym, że nauczyciele znaczną część swojego zaangażowania kierują na dyscyplinowanie chłopców), potrzebują też większej przestrzeni do nauki i więcej ruchu od swoich koleżanek. Chłopcy podobno chętniej wykorzystują do nauki język kodowany (np. diagramy), zaś dziewczynki wolą tekst pisany. Pracując w grupach, chłopcy tworzą zależności o charakterze hierarchicznym, zaś dziewczęta wolą struktury bardziej elastyczne. Można by wymieniać jeszcze długo i pewnie równie długo dyskutować o każdej z tych różnic. Powinny one skłaniać również do dyskusji o zróżnicowaniu metod nauczania i innej organizacji pracy dziewcząt i chłopców, którzy – należy o tym pamiętać – są równi, ale różni.
Zakończenie
Celem osób działających na rzecz edukacji zróżnicowanej nie jest eliminacja kształcenia koedukacyjnego z polskich szkół. Nawet oddzielenie od siebie w procesie edukacji dziewcząt i chłopców nie gwarantuje automatycznego sukcesu, konieczna jest chociażby wiedza na temat roli, jaką w nauce odgrywają różnice płci. Przede wszystkim jednak – zdrowa antropologia oparta na realistycznej filozofii. Wiedzę tę, w pewnym zakresie, można wykorzystać również w klasach koedukacyjnych. Warto zadbać o jej upowszechnianie w środowisku nauczycielskim, chociażby poprzez studia podyplomowe, szkolenia czy seminaria.