Jadąc nad morze spodziewamy się, że nasze dzieci oddadzą się bez reszty uciechom w tej wielkiej piaskownicy, jaką są polskie plaże, a my w spokoju poczytamy albo popatrzymy w bezkres fal. I nikt nie będzie wołał co chwilę: „Mama! Tata!”, bo każdy zajmie się robieniem swojego zamku. Tak zakładaliśmy, wybierając dość spokojne i oddalone od wielkich miast okolice Ustki. Nic jednak nie poszło zgodnie z planem, a mimo to minione wakacje możemy zaliczyć do udanych. Właśnie dlatego polecam Pomorze Środkowe na wyjazdy z dziećmi.
Przygotowania i plany
Zbierając informacje o Pomorzu Środkowym planowaliśmy z grubsza kilka atrakcji: kąpiel w morzu (wiadomo!), odwiedzenie regionalnego muzeum, żeby pokazać dzieciom dawne sprzęty i zabudowania, zabawy na świeżym powietrzu (do samochodu zmieściły się nie tylko trzy piłki, ale jakimś cudem także rower). Poza tym w rozkładzie mieliśmy muzeum Witkacego w Słupsku, wizyty w kilku zabytkowych kościołach i w pałacu Gryfitów. Na papierze wygląda to dość imponująco.
Co się nie udało
Dzieci w ramach swojej wrodzonej (po kim odziedziczonej? – pytam czasem ich ojca) przekory oświadczyły jednak już pierwszego dnia, że nie będą kąpać się w morzu, bo jest zimne i ma fale. I takie glony zielone. Drugiego dnia padało. Trzeciego był SOR, czwartego szerszenie, piątego padało, szóstego zamiast Witkacego oglądaliśmy muzealny kącik zabaw i zagryzaliśmy wargi w bezsilnej złości. Siódmego i ósmego padało… Reszty naprawdę nie pamiętam.
Wakacje nad morzem, każdy dłuższy wyjazd z dziećmi, to dla rodzica próba sił, test cierpliwości (nie ma takiego prymusa, który by go zaliczył), tor przeszkód, labirynt pełen wyzwań, seria przebiegłych pułapek i, nierzadko, krwawa łaźnia lub zupełnie nie metaforyczna gorączka sobotniej nocy przez trzy dni z rzędu. Dobre miejsce na wyjazd, dziś piszę to z pełną świadomością, można poznać po tym, że jest miło MIMO WSZYSTKO. Dlatego zapraszam Państwa w okolice Ustki!
Co się udało i dlaczego wrócimy
Wielką zaletą okolic Ustki i Słupska jest płaski krajobraz – idealny na rowerowe wycieczki (także na rowerze biegowym) i spacery nawet z takimi wędrowcami, którzy jeszcze słabo chodzą. Im dalej od samego morza (już kilka kilometrów w głąb lądu), tym bardziej puste drogi i mniej turystyczne wsie pełne budynków z pruskiego muru.
Sama Ustka wita turystów dwiema przyjaznymi, piaszczystymi plażami – jedną tuż obok deptaka, przy przyjemnej promenadzie z rozbudowaną infrastrukturą pamiątkowo-gofrową, drugą – Zachodnią – oddaloną nieco, ale z doskonałym podejściem, mniej uczęszczaną i zdecydowanie spokojniejszą.
Na tych, których męczy gwar i pewna nadpodaż rozrywki znana z Łeby, Mielna czy Władysławowa, Ustka będzie działała kojąco. To oczywiście miejscowość nadmorska ze swoimi wadami i zaletami, ale też przede wszystkim niewielkie, spokojne miasto z miłą i nie bardzo pstrokatą promenadą Marynarki Polskiej. W porcie nie jest tłoczno: spragnieni rozrywki mogą przepłynąć w głąb morza jednym ze statków wycieczkowych (przed piracką galerą ostrzegam jednak tych wszystkich, których nie bawią żarty z teściowej i inne kawały z brodą), zagrać w cymbergaja w bocznej uliczce albo wejść do jednego z turystycznych, tymczasowych muzeów.

Gastronomicznie, zwłaszcza z dziećmi, Ustka zdecydowanie staje na wysokości zadania – oprócz dorsza z frytkami i gofrów ze śmietaną zjemy tu w jednej z trzech cukierni Mistral lokalne krówki, lody i desery. Znajdziemy normalne restauracje (w nadmorskich miejscowościach nie jest to tak oczywiste, jak można by oczekiwać) z cenami, które nie zwalają z nóg. W Bryzie cofniemy się nieco w czasie, ale nakarmimy wszystkie głodne żołądki klasycznym menu baru mlecznego. Nic dziwnego, że na molo, w porcie i wśród rybackich domków częściej spotyka się tu rodziny niż rozbawioną młodzież (która też ma swoje miejsce pod słońcem, wszyscy pamiętamy, skąd przychodzimy!).
Na koniec jeszcze słowo o okolicach Ustki – nieszczęsnym Słupsku, w którym widać ślady dawnej wielkości, a który po wojnie padł ofiarą architektonicznego barbarzyństwa, Swołowie, w którym znajduje się muzeum regionalne, a także odbywa się Etnobaltika – festiwal twórczości ludowej z potańcówkami, warsztatami i doskonałą strefą dla dzieci, Pęplinie, w którym można kupić miód słodki jak... miód czy Starkowie z Muzeum Śledzia. Wszystkie te miejsca warte są odwiedzenia, poświęcenia chwili na miłe spacery, dobre jedzenie i beztroską zabawę. O to przecież chodzi w wakacjach. Nawet wtedy, kiedy zamiast Witkacego jesteśmy zmuszeni oglądać tylko malarskie impresje naszych latorośli.