Wszyscy znamy i często bezmyślnie powtarzamy powiedzenie: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”, oznaczające, że to, czego człowiek doświadczy, nauczy się w dzieciństwie, decyduje o jego późniejszych zachowaniach. Taka postawa odnosi się również do naszych pasji i ideałów, którymi zarażamy się w młodości, a potem – w życiu dorosłym – postanawiamy je rozwijać. Jednak zanim przejmiemy stery w swe ręce i siłą własnej woli będziemy dążyć do wytyczonych celów, konieczne okazuje się wsparcie, zaangażowanie, upór i samozaparcie mam, tatusiów, dziadków, cioć i wujków, by dziecięce pasje nie wypaliły się przy pierwszych trudnościach. Zastanówmy się zatem, które znane nam wybitne osobistości swoją drogę do sukcesu zaczęły dzięki rodzinie? Jak wychować nasze dzieci, co przekazywać wnukom, aby w życiu kierowały się pasją i dążyły do spełniania marzeń?
To im zawdzięczają swoje osiągnięcia
Wielu sławnych ludzi – naukowców, sportowców, piosenkarzy, aktorów – niejednokrotnie w osobistych wywiadach podkreśla, że to dzięki rodzinie osiągnęli sukces. Oczywiście, najważniejsze były ciężka praca i determinacja, ale często potrzebowali oni kogoś, kto zaszczepił w nich pasję i pociągnął za rękę.
Przykłady powyższej tezy odnajdziemy między innymi w sporcie – Kamila Skolimowska, siostry Radwańskie, Iga Świątek czy Robert Lewandowski. Piłkarz w wywiadzie dla „The Playiers’ Tribune” podkreśla, że swój sukces zawdzięcza przede wszystkim rodzicom, którzy codziennie zawozili go na treningi, czekali 2 godziny i wracali z nim do domu. I wcale nie robili tego, aby został sławny – ale aby miał możliwość spełniania swoich marzeń. W rozmowie sportowiec przytacza ciekawą anegdotę, która pokazuje, jak bardzo jego tata go wspierał. W tym samym dniu, w którym młody Robert miał przystąpić do I Komunii Świętej, odbywał się ważny dla niego mecz. Tata piłkarza poprosił księdza proboszcza o przełożenie ceremonii na wcześniejszą godzinę, aby Robert mógł wziąć udział we mszy oraz w rozgrywkach sportowych. Ksiądz się zgodził, a drużyna Roberta wygrała mecz. Sam piłkarz mówi na temat swojego ojca: „To on położył mi piłkę u stóp i nigdy nie pozwolił zapomnieć, dlaczego w nią gram. Nie dla tytułów. Nie dla pieniędzy. Nie dla chwały. Nie! Gram, bo to kocham. Dziękuję, tato!”.
W świecie muzyki wielkie wychowawcze sukcesy osiągnęły rodziny Straussów, Bachów (Jan Sebastian był synem muzyka Jana Ambrożego Bacha, jego bracia i trzej synowie również zostali muzykami) i Mozartów. Najwybitniejszym przedstawicielem tego ostatniego rodu był obdarzony niezwykłym talentem Wolfgang Amadeusz Mozart – niektórzy twierdzą, że do dzisiaj nie narodził się kompozytor, który by mu dorównał. Ale jego zamiłowanie do muzyki nie wzięło się znikąd. Był synem Leopolda Mozarta, niemieckiego kompozytora, który zaszczepił w nim miłość do muzyki, jednocześnie będąc surowym i wymagającym nauczycielem. Gry na klawesynie Wolfgang uczył się od piątego roku życia, a jako jedenastolatek potrafił grywać na nim z zamkniętymi oczami duety. Już w wieku 5 lat skomponował swoje pierwsze dzieło muzyczne.
W przypadku Mozarta mamy jednak do czynienia z czymś, czego nie powinniśmy fundować naszym wychowankom. Jego ojciec, przelewając na niego swoje ambicje, odebrał kompozytorowi dzieciństwo, czego skutkiem były problemy psychiczne w życiu dorosłym. Z drugiej strony, być może tylko dzięki temu świat może usłyszeć dzisiaj jego genialne kompozycje. Zaplecze muzyczne w rodzinie miała również Justyna Steczkowska, jedna z ważniejszych postaci polskiej estrady. Mama piosenkarki była nauczycielką muzyki, natomiast tata – dyrygentem. Razem stworzyli rodzinny zespół muzyczny, który był motorem rozwoju talentu Justyny na skalę krajową, a nawet międzynarodową.
Nie inaczej bywa w polityce. Brytyjska Premier Margaret Thatcher od dzieciństwa miała w rodzinie do czynienia z działalnością polityczną, ponieważ Alfred Roberts, jej ojciec, czynnie udzielał się w społeczności lokalnej. I mimo że była to tylko aktywność radnego, wykuła „Żelazną Damę”. Z kolei Emmie Watson, gwieździe Hollywood, w drodze do kariery pomogła babcia. Wystarczył tylko jeden krok – przyprowadziła jedenastoletnią dziewczynkę na casting, po którym otrzymała ona główną rolę w filmie.
Co zrobić, aby i moim dzieciom się chciało?
Powyższe przykłady pokazują, że można zarazić dziecko swoją pasją, ale również pomóc mu zrealizować jego własne marzenia. Wielkie rzeczy powstają w ciszy, dlatego powinniśmy pamiętać, aby już w naszych czterech ścianach uczyć dzieci wytrwałości, pracowitości i ponoszenia konsekwencji swoich działań. Angażujmy je w codzienne prace domowe, organizujmy domowe zajęcia sportowe, wprowadźmy harmonogram dnia, w którym jest czas na przyjemności i obowiązki. Jeżeli je tego nauczymy, to gdy zaczną angażować się we własne pasje, będą realizować je z podobną uporczywością i systematycznością, z jaką zbierały zabawki z podłogi.
Pamiętam z dzieciństwa, że najpierw babcia, a potem mama miały „uciążliwe” dla mnie zasady, których nie można było łamać: „do stołu siadamy wszyscy razem”, „dopóki nie posprzątasz, nie wyjdziesz ze znajomymi”, „najpierw pacierz, potem śniadanie”, „dostaniesz, ale musisz podzielić się z rodzeństwem”, „jak idziesz na dwór, to tylko w czapce, szaliku i rękawiczkach”, „najpierw lekcje, potem przyjemności”, „pieniądze nie rosną na drzewach, trzeba na nie zapracować”. I oczywiście: „kiedyś mi za to podziękujesz”. Miały rację. Dziś dziękuję.
Dzięki tym zasadom dziś potrafię odpowiednio zorganizować sobie czas, znaleźć w życiu priorytety oraz dążyć do postawionych celów. Niestety, często w XXI wieku mamy tendencję do pozornego ułatwiania sobie życia. Myślimy, że jeśli damy dziecku telefon, komputer, dostęp do różnych serwisów, to wystarczy. Jednak, aby rozwinąć prawdziwe pasje, musimy się im poświęcić, ofiarować czas i energię. Wożenie dzieci na treningi i próby, pierwsze koncerty i mecze w dalekich miejscowościach dezorganizuje co prawda życie rodziny, a nierzadko wymaga też od rodziców dużego samozaparcia i rezygnacji z własnych potrzeb. Powinniśmy jednak być przykładem i pokazywać dzieciom siłę, jaką jest rodzina. Nie idealna, ale taka, która potrafi sobie poradzić nawet z porażkami. Dzięki temu, kiedy nasze dziecko się przewróci – w którymkolwiek momencie życia – będzie wiedziało, że trzeba wstać i iść dalej, a w kryzysie zwróci się do nas o pomoc.
Nauczmy się motywować nasze dzieci. Nigdy nie mówmy „nie dasz rady”, „to nie dla ciebie”, „nie mamy na to czasu i pieniędzy”. Starajmy się pokazywać, że nie ma w życiu rzeczy niemożliwych, a droga do sukcesu wymaga ciężkiej, niezłomnej pracy. Mam znajomego, który proszony o radę za każdym razem odpowiada: „kulturalnie, ale trzeba się pchać do przodu. Spróbuj, bo inaczej nie będziesz wiedziała, czy warto było”. Dlatego uczmy nasze dzieci, że warto inwestować w siebie, że warto kierować się prawdą i warto po każdym upadku wstać, żeby spróbować raz jeszcze.