Szczęście w rodzicielstwie

30 marca 2022

Wywiad z Moniką Krąglak

Szczęście w rodzicielstwie

30 marca 2022

Szczęście w rodzicielstwie

Szczęście w rodzicielstwie

Wywiad z Moniką Krąglak

Rozmowa z Moniką Krąglak, żoną, mamą sześciu chłopców, duolą, na co dzień zajmującą się wychowywaniem dzieci, autorką bloga o wielodzietnej codzienności, miłośniczką szycia, spacerowania, pieczenia i czytania książek.

A.TM: Moniko, kim jesteś? Co najważniejszego możesz o sobie powiedzieć?

M.K: Jestem przede wszystkim osobą wierzącą, żoną, mamą sześciu chłopców w wieku od 20 miesięcy do 12 lat. Na co dzień zajmuję się domem i wychowaniem dzieci. Piszę blog jako „Manymum”, jestem doulą i staram się działać w międzyczasie.

A.TM: Wyjaśnij, proszę, bo myślę, że nie wszyscy wiedzą, kim jest doula. Dlaczego nią zostałaś?

M.K: Zostałam nią pół roku temu, po ukończeniu kursu. Doula to kobieta, która wspiera drugą osobę w czasie ciąży połogu i porodu. Towarzyszy, pokazuje możliwości. Uważam, że kobiety potrzebują wsparcia i poczucia bezpieczeństwa w tym delikatnym okresie oczekiwania i wchodzenia w rodzicielstwo. Kiedyś kobiety miały swoje wioski – matki, babki, sąsiadki. Wszystkie były razem. Dziś brakuje nam kobiecego kręgu, pomocnej dłoni.

A.TM: Czy jako doula doświadczasz radości rodzicielstwa też z tej drugiej strony – osoby towarzyszącej młodej mamie?

M.K: Widzę i radość, i trudy. Jednak najbardziej lubię patrzeć na to, jak kobiety odnajdują w sobie nową siłę podczas stawania się matkami. Chęć towarzyszenia i pomocy była powodem, dla którego zostałam doulą.

A.TM: Głównym tematem naszej rozmowy jest szczęście w kontekście rodzicielstwa. Rozpocznijmy być może najtrudniejszym pytaniem: co to znaczy według ciebie być szczęśliwym człowiekiem?

M.K: Szczęśliwy to znaczy błogosławiony, obdarowany przez Pana Boga. Szczęśliwy człowiek to ten, który żyje w zgodzie ze sobą, swoimi wartościami i realizuje swoje powołanie. 

A.TM: Czy szczęście człowieka jest uwarunkowane także obdarowaniem przez inną osobę?

M.K: To trudne pytanie. Na pewno obdarowanie przez drugą osobę wpływa na nasze samopoczucie. Są ludzie samotni, którzy nie mają wokół siebie innych, którzy mogliby ich obdarować, a mimo to nie tracą nadziei i walczą o swoje szczęście, tu na ziemi. Wiedzą, że to szczęście nie leży w drugim człowieku.

A.TM: Co w takim razie znaczy być szczęśliwą mamą, szczęśliwym rodzicem?

M.K: Myślę, że szczęśliwa mama to osoba, która żyje w zgodzie ze sobą i swoim powołaniem. Nieustannie czerpie dobro dla siebie z wychowywania dzieci, zajmowania się nimi,  bycia w ich towarzystwie pomimo trudów dnia codziennego. Droga macierzyństwa bywa trudna, ale nie oznacza braku szczęścia, ponieważ nie jest ono zależne od naszych emocji. Widzę, że aby być szczęśliwym, trzeba trwać w permanentnym zadowoleniu i uniesieniu. Oczywiście, radość świadczy o naszym aktualnym poczuciu szczęścia, ale nie może być ono zależne od zewnętrznej radości. 

A.TM: Szóstka dzieci. Gratuluję tak dużej gromadki. Czy od początku mieliście taki plan?  Co przede wszystkim wpłynęło na  obecny kształt waszej rodziny?

M.K: Zawsze lubiłam dzieci i na początku naszego związku ustaliliśmy z Marcinem, że będziemy mieli 3–4 dzieci. Wtedy byłam przekonana, że czwórka dzieci to dużo, ponieważ sama mam tylko jednego brata. Żyłam w środowisku, gdzie wiele małżeństw miało czworo i więcej dzieci. Widziałam szczęście z bycia ze sobą i z relacji panującej między rodzicami i rodzeństwem. To wzbudziło we mnie pragnienie, aby tak wyglądała i nasza rodzina.

Z biegiem lat Pan Bóg otwierał nas bardziej na swój plan, który ma względem naszej rodziny. Nasze założenie z początku związku było odpowiednie dla nas w tamtym momencie. Z czasem Bóg otworzył nasze serca na pragnienie, aby pojawiły się kolejne dzieci, dał siły i możliwości. Za każdym razem rozważamy wolę Boga względem nas i odczytujemy ją jako dobro dla nas. On ma plan bardziej bogaty niż ten, który sobie stworzyliśmy.

A.TM: Wielu z nas bywa w swoim rodzicielstwie sfrustrowanych, zmęczonych lub smutnych. Jaką masz receptę na trudy i gorsze dni, które przychodzą na każdego tatę i każdą mamę?

M.K: Przede wszystkim codziennie wieczorem „oddelegowuję się” na modlitwę osobistą. I to jest mój czas, w którym najwięcej czerpię i „ładuję swoje baterie”. Oddaję Bogu trudy dnia i dzięki niemu patrzę na nie z innej, bożej perspektywy. Takie spojrzenie pozwala zobaczyć bogactwo i owoce ciężkich chwil i tego, co po ludzku nie wyszło tak, jak zaplanowałam. To moja podstawa podstaw.

A stąpając bardziej po ziemi, myślę, że ważne jest, aby znajdować chwilę dla siebie. Ja mam kawę, którą piję podczas drzemki najmłodszego i gdy starsze dzieci zajmują się sobą lub są poza domem. Staramy się także spędzać wieczory z mężem: kładziemy młodsze dzieci wcześniej spać, a starsze, jeśli nie zasną, czytają książki w swoich pokojach. Ten czas spokoju i ciszy jest dla nas bardzo cenny. Możemy wtedy porozmawiać, podsumować cały dzień, podyskutować, czasem coś obejrzeć lub po prostu pobyć razem. To jest najważniejsze, aby znajdować momenty dla siebie, dla małżeństwa. Czasami zostawiam wszystko i zajmuję się tym, na co mam aktualnie ochotę, co sprawia mi frajdę czy stanowi odskocznię – książką, szyciem. To wszystko po to, aby nie zapomnieć, że wciąż jestem sobą, Moniką, która ma swoje pasje, hobby.

A.TM: A czy macie jakieś wspólnie realizowane pasje, hobby? Czy dzielicie się nimi z innymi?

M.K: Tym, co daje nam wytchnienie i radość, są spacery po lesie. Oboje z mężem jesteśmy harcerzami i wspieramy synów na początku ich przygody w harcerstwie. Lubimy jeździć rowerami i zapraszamy naszych znajomych do wspólnego spędzania czasu.

Lubimy być w naszym domu, ale lubimy też z niego wychodzić, wyjeżdżać, poznawać nowe miejsca, zwiedzać, spotykać się ze znajomymi. Staramy się dzielić z innymi tym, co jest dla nas ważne i bliskie.

A.TM: Jakim rodzicem jest twój współmałżonek? Czym imponuje ci w swoim rodzicielstwie?

M.K: Marcin imponuje mi swoim spokojem, który wnosi w naszą rodzinę, i cierpliwością, którą posiada. Widzę, że chłopcy bardzo czerpią z tych cech swojego taty. Jest mi najbliższym człowiekiem tu na ziemi, świetnie mnie rozumie, zna mnie na wylot. Często jest moją „deską ratunkową” w trudnych momentach. Myślę, że też jest szczęśliwym, spełnionym człowiekiem, zrealizowanym tatą i mężem. Owszem, bywa zmęczony, bo jak każdy, ma dużo obowiązków, ale to nie wpływa na jego szczęście. Widzę, że lubi nasze życie.

A.TM: Co was jako rodziców najbardziej uszczęśliwia?

M.K: Jestem szczęśliwa, gdy patrzę na swoje dzieci i widzę, jak mnie „przerastają”. Jak widzę, że są dużo dalej niż ja, będąc w ich wieku: na drodze wiary, relacji z Panem Bogiem, dojrzałości w spojrzeniu na świat. Jest dla mnie wręcz niesamowite i wzrusza mnie, że oni są tak wspaniali – pomimo trudów, jakie wnoszą w moją codzienność. Gdy z nimi rozmawiam, jestem przekonana, że są to po prostu fantastyczni ludzie.

A.TM: Jesteś dumna ze swoich synów?

M.K: Codziennie mam powody, aby być z nich dumna. Dziś wstali przede mną, pozwalając mi trochę dłużej pospać, bo wiedzieli, że w nocy często wstawałam do młodszych dzieci. Zrobili śniadanie, spakowali jedzenie do śniadaniówek i obiad do termosów. Ja tylko wstałam, ubrałam się i z nimi wyszłam. Także liczne rozmowy, w których poznaję ich światopogląd, charakter, są dla mnie bardzo poruszające i sprawiają, że jestem z nich dumna.

A.TM: Czy jest jakaś książka, film, wykład, do którego wracacie? Coś, co wam pomogło, wsparło w waszym rodzicielstwie?

M.K: Wiele książek czytam, ale nie ma takiej, którą w całości adaptuję do swojego macierzyństwa, takiej, którą uważam za niezbędną. Z książek, z których dużo skorzystałam, jest Kiedy Twoja złość krzywdzi dziecko. Poradnik dla rodziców. Jest to książka, która pozwala uporządkować własne emocje i zauważać, kiedy i z jakiego powodu występują. Kiedy pojawiało się drugie dziecko czytałam także Rodzeństwo bez rywalizacji. Do dziś korzystam z opisanych w niej przykładów sytuacji i sposobów radzenia sobie w nich.

A.TM: Albert Schweitzer, filozof, lekarz, pastor, noblista powiedział, że „szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli”. Czy ta teza sprawdza się w waszym rodzinnym doświadczeniu?

M.K: Bliższa mi jest teza, że miłość to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli ją się dzieli. I z taką zgadzam się w 100 procentach. Nie da się miłości podzielić tak, aby się nie pomnożyła, nie objęła coraz większej liczby osób.

A.TM: Wielodzietność jest sposobem na życie?

M.K: Wielodzietność jest jedną z wielu dróg, bardzo wartościową i wiele mi dającą. Jest realizacją mnie samej. Jeśli ktoś czuje powołanie do wielodzietności, to nie ma się czego bać. Odczuwamy, że Bóg nam bardzo błogosławi i każde kolejne dziecko przynosi jakieś zmiany, również materialne: podwyżki, nowe rozwiązania zawodowe, większy dom, lepsze perspektywy.

A.TM: Dziękuję za rozmowę!

Anna Trzos-Mularczyk


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 30 marca 2022