Nie ma co wyrzekać i załamywać teatralnie ręce. „Ta dzisiejsza młodzież” – która budzi tyle niepokoju rodziców i wychowawców – nie zrodziła się w powietrzu. Dźwigają ciężary, które często my sami uwiesiliśmy na nich jak przeciążone tornistry. Oczywiście nie wszystko i nie zawsze zależało od któregoś z nas – jednak to my jako pokolenie sprowadziliśmy do naszego życia wiele z patologii, które dopiero u młodych wydają swoje owoce.
Co poszło nie tak? Aby to stwierdzić, warto sprawdzić – jak audytor robiący przegląd obiektu – newralgiczne punkty w tym, co ludzkie. Kłopot bowiem polega na tym, że obecny kryzys wymywa z młodych ludzi to, co ludzkie. Pozostawia „ludzi wydrążonych”.
Bezsenność sieci
Człowiek to animal rationale, czyli rozumne „zwierzę”. Oznacza to najpierw, że z powodu cielesności nasze związki z przyrodą są dość ścisłe (w Biblii Kohelet powie nawet mocno: „Los synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt”). Dzisiaj słyszymy o tym często w związku z ekologią – ale pragnienie „życia zgodnie z naturą” pozostaje utopią, jeśli na co dzień zamiast naturalnych przemian dnia i nocy, czuwania i snu, rześkości i zmęczenia, ciepła i zimna – panuje nad nami „bezsenność” sieci internetowej. Jest to główny – choć nie jedyny – czynnik, który obecnie niszczy proporcję pracy i odpoczynku. Fascynacja nieprzerwanym „dzianiem się” w sieci rozmów, gier, niusów itp. jest tak silna, że naturalna potrzeba snu staje się jakby wrogiem, którego odpędza się „energetykami” (środki pobudzające, do niedawna używane jedynie przez pewne grupy ludzi w fazach spiętrzenia pilnych prac, stają się codziennością w „ciągu” weekendowego szaleństwa… przy komputerze).
Zauważmy, że uderzyło to ostatnio w sposób wyjątkowo zmasowany w młodzież szkolną: wraz z lockdownową koniecznością lekcji online pękały ostatnie bariery ograniczeń w korzystaniu z komputera i sieci. Długie godziny przy komputerze od samego rana, ubiegały zwykle na wielu kanałach: podczas gdy na jednym ciągnęła się lekcja, na innych równocześnie trwały gry, rozmowy etc. Dosłownie były to wielogodzinne ćwiczenia w uzyskiwaniu braku skupienia, w przebodźcowaniu, w rozproszeniu na wielu migających treściach, nakładaniu się śmiesznego z poważnym, głupiego z mądrym. Wyobraźmy sobie lekcję prowadzoną na rondzie w środku wielkiego miasta w godzinach szczytu…
Chodzi nie tylko o nieefektywność tamtej nauki online – lecz o złe nawyki w korzystaniu z możliwości internetowego „miasta, które nigdy nie śpi”. Do związanego z tym zjawiska psychicznej „bezsenności” (braku regularnego oczyszczenia psychiki w śnie) dodajmy znane efekty długiego przebywania w rzeczywistości wirtualnej – najważniejszym z nich jest, w przypadku dzieci, brak rozwoju w odróżnianiu wyobrażeń od rzeczywistości, ze wszystkimi tego konsekwencjami, jak w fascynacji manipulowaniem już nie tylko własnym wyglądem, ale i np. tożsamością płciową.
Ile człowieka w człowieku?
Teraz czynnik drugi: formy życia specyficzne dla człowieczeństwa. Człowieka wyróżnia przede wszystkim rozumność – która umożliwia poznanie, czym coś jest, zanim ocenimy, czym to coś jest „dla nas”. Na tym pierwszeństwie poznania (prawdy) przed ocenianiem i przeżywaniem (w świetle własnych potrzeb) wyrosła cała nasza cywilizacja – ale dzisiaj jest ono kwestionowane lub bagatelizowane.
To samo dotyczy wolnej woli. Rosnąc człowiek może oraz powinien rozwijać przestrzeń spraw, w których podejmuje decyzje w sposób przemyślany, zgodnie z dobrem moralnym i sumieniem – a nie z powodu nacierających emocji.
I jeszcze trzeci aspekt ludzkiej natury: jej charakter społeczny. Chodzi w sumie o praktyczne przyznanie, że mamy wrodzone obowiązki i korzyści z racji przynależenia do różnych społeczności, zwłaszcza do rodziny i do społeczeństwa-civitas.
Na wszystkich tych odcinkach mamy od dawna kryzys. Poznanie prawdy zostało ograniczone do „stwierdzania faktów”, czyli doświadczalnej naukowości – albo wręcz w ogóle spostponowane względem „wyrażania emocji” (czyli oceniania przed zrozumieniem). Odkrywanie licznych uwarunkowań pracy ludzkiego mózgu jest dla niektórych dowodem na to, że człowiek nie odpowiada za swe decyzje, nie ma wolnej woli – więc nawet ze złymi skłonnościami nie można walczyć. Liberalny indywidualizm uznaje, że jednostka może swobodnie „inwestować” swe zaangażowanie w te czy inne wspólnoty, zależnie od swego prywatnego interesu.
Można zapytać, jakiego człowieka produkuje ta mieszanina idei, pozbawiająca go dociekania prawdy, zwalniająca z pracy nad sobą oraz przekonująca, że bycie w społeczeństwie to jakby inwestowanie w spółki na giełdzie, albo może „wcielanie się” w bohatera gier? Coraz mniej człowieka w człowieku.
Kłopoty ze sprawczością
To dobry moment, żeby zwrócić uwagę na czynnik czwarty: wymiary sprawczości. Nie można mieć zdrowego poczucia rzeczywistości, jeśli się za coś nie odpowiada, z określonymi, widocznymi skutkami zaangażowania i zaniedbania. Co więcej, ta odpowiedzialność – i satysfakcja w przypadku powodzenia musi rosnąć wraz z człowiekiem. Otóż jeśli najpierw bardzo długo takiej konfrontacji brak, a potem nagle przychodzi ona jako zespół wymagań trudnych do natychmiastowego spełnienia, ucieczka w wyuczoną niesprawność jest ogromną pokusą.
Ale to nie wszystko: zmiana warunków życia sprawiła, że brakuje wymiany pokoleniowej, młodzi ludzie na ogół za długo są trzymani w poczekalni awansów i związanych z nimi odpowiedzialności. Sprawczość przychodzi za późno. Zbyt długo młodzi ludzie tkwią w poczekalni – gdzie zakazuje się ćwiczyć na poważnie ich odpowiedzialność i sprawczość. Gdy nareszcie mają zastąpić nas, starsze pokolenie, są już sami nauczeni siedzenia w poczekalni i frustracji.
To uboczny efekt dobrodziejstwa długowieczności obecnych pokoleń, w tym o wiele dłuższej zdolności do trwania na stanowiskach kierowniczych. Nigdy w dziejach ludzie młodzi – jako grupa – nie wchodzili tak późno w „dorosłe życie”. Tylko gdzie mają wchodzić, skoro miejsca awansu zawodowego są zajęte wyjątkowo długo?
Cel odkrywany czy wymyślany?
Jednak najważniejszy jest czynnik czwarty: kwestia celu życia. Cel to „przyczyna przyczyn”, ponieważ z powodu celu wszystko powstaje i działa. Ale są tu dwa problemy. Wśród nich – ten podstawowy: skąd bierze się cel? Młodzi ludzie nie wymyślają swej pomyłki w tej sprawie – biorą ją z przeciętnego sposobu myślenia dominującego u dorosłych. To dorośli bowiem myślą dziś najczęściej, że człowiek sam ustanawia, wymyśla sobie cele życiowe. Sytuacja, gdy cel niejako przychodzi sam, jest rozważana tylko jako katastrofa (z którą trzeba sobie poradzić). Tak więc dominuje przekonanie, że cel trzeba sobie wymyślić, a nie, że można go odkryć, że jest czymś wrodzonym. Starożytni wiedzieli, że pierwszym celem człowieka jest stać się człowiekiem jak najbardziej lub w pełni, rozwinąć ludzkie umiejętności (tego dotyczyła klasyczna paideia). Tymczasem człowiek dzisiejszy – zwłaszcza młody człowiek – jest przedmiotem „dopasowywania” do potrzeb rynku: idealne rozwiązanie to sprzedać chłopcu i dziewczynie jakiś „pomysł na życie”, tak żeby z jednej strony odpowiadał korporacjom, a z drugiej utwierdzał młodego w przekonaniu, że „spełnia swoje marzenia”.
Widać więc, że nadejście obecnego kryzysu młodzieży nie powinno być żadnym zaskoczeniem: tąpnięcie następuje w chwili, gdy na długotrwałe negatywne tendencje nałoży się nagła szeroka katastrofa (którą przeżywaliśmy m.in. w związku z covid-19). Kłopotem nie jest tąpnięcie, lecz „wydrążenie” człowieczeństwa, które w ten sposób dramatycznie się ujawnia.