Tylko dwie ręce!

16 sierpnia 2023

Czy wielodzietność może uczyć odpowiedzialności?

Tylko dwie ręce!

16 sierpnia 2023

Tylko dwie ręce!

Tylko dwie ręce!

Czy wielodzietność może uczyć odpowiedzialności?

Czasem – choć coraz rzadziej – daje się słyszeć głosy, że rodziny (dokładniej: rodzice!) wielodzietne są nieodpowiedzialne. A bo w takiej rodzinie trudniej o zapewnienie każdemu z dzieci należytej uwagi, jeszcze trudniej o zapewnienie każdemu potomkowi dobrego startu w samodzielną przyszłość... Wiadomo! – rodzic ma tylko dwie ręce i tylko 24 godziny. A tu tymczasem cztery/osiem/dziesięć buzi do wykarmienia, osobników do przytulenia, życiorysów do ogarnięcia po prostu! Każdy wielodzietny ojciec czy matka przyzna to uczciwie, że tego się zrobić nie da. Bywa, że w tej kwestii dajemy ciała na całej linii. Kilka przykładów z mojego własnego podwórka (na stanie pięcioro dzieci): nie udawało nam się (czas przeszły, bo od trzech lat realizujemy obowiązek szkolny w edukacji domowej) być na zebraniach rodziców u wszystkich dzieci. Zawsze któreś zostało bez swojego przedstawiciela. Bilanse zdrowotne ma zrobione tylko dwoje najstarszych, reszta – nigdy nie udało mi się zajrzeć na czas w książeczkę zdrowia. Dentyści, okuliści i inni -iści – chodzimy na raty! W danym miesiącu idą ci, którzy mają najpilniejszą potrzebę. Bywa też, że przeciągamy pójście do specjalisty aż do momentu, kiedy już „nie ma innego wyjścia”, „muszę”, „strasznie mnie boli”, „spuchło”. Czytałam książki regularnie wieczorem przed snem tylko dwójce najstarszych...

Trzeba się więc odpowiedzialnością podzielić i to nie tylko ze współmałżonkiem, ale często z babcią, dziadkiem, panią do pomocy czy starszakami w rodzinie. Skoro zatem nie dajemy rady ze swoją rzeczywistością, nie potrafimy rzetelnie wypełnić swoich obowiązków, tak od A do Z, czy jesteśmy – my, rodzice wielodzietni – dobrym materiałem ku temu, aby dzieci mogły się od nas uczyć odpowiedzialności?

Otóż śmiem twierdzić, że rodzina wielodzietna to najlepsze środowisko do tego, aby pokazać dziecku, że jest odpowiedzialne za siebie, ale też za drugiego człowieka. Mało tego – ponieważ rodzina wielodzietna to w pewnym sensie bezustanny chaos, gdzie rzadko kiedy to, co planujemy, uda się zrealizować, nauka wiarygodności, sumienności i rzetelności to pewien naturalny bonus tego chaosu właśnie!

Zacznijmy od tego, co już tutaj padło. Rodzic ma tylko dwie ręce, a doba 24 godziny. Załóżmy przy tym, że nie ma ani babci, ani innej osoby do pomocy. Najczęściej wtedy starsze dzieci w rodzinie służą swoimi umiejętnościami młodszym. Wdrażanie się do pomocy zaczyna się od „przytrzymaj”, potem następuje „pomóż mu założyć”, a kończy się tym, że dziecko samo wie, co i kiedy trzeba zrobić. Gdy gdzieś wychodzimy z domu, zwłaszcza zimową porą, sprawne ubranie się do wyjścia w rajstopki (o zmoro!), kombinezony, czapki, szaliki, rękawiczki, zimowe buty to umiejętność kluczowa. Rodzic najczęściej planuje wcześniej, kogo i w jakiej kolejności ubrać, aby cała operacja nie trwała zbyt długo, bo nic tak Polaka nie złości, jak fakt, że jest mu za gorąco. Przeciągnięcie akcji ubierania się o kolejne minuty może skończyć się wielkim płaczem i to nie jednego dziecka, a kilkorga! Stąd mama lub tata – niczym dyrygent w czasie koncertu – mówi każdemu, co, komu i kiedy założyć, sam przy tym najczęściej ubiera to najmłodsze. Rozsądny starszak dla własnego dobra pomoże ogarnąć średniaka, inaczej i jemu po prostu będzie gorąco jak w Afryce. Pomaganie w opiece nad młodszymi to zatem wartościowa i odpowiedzialna rola. Czego się tutaj uczy dziecko? Na pewno empatii – skoro mnie jest gorąco, to młodszakowi też, obok mnie są inni, słabsi, którzy potrzebują pomocy.

Nauka odpowiedzialności w sytuacjach opiekuńczych polega przede wszystkim na dobieraniu dziecku prostych zadań, z których może się wywiązać. Da mu to przy tym nie tylko poczucie sprawczości, ale również wdroży go w coś, czego niestety nikt w szkole nie uczy – bycia w relacji z drugim człowiekiem, wrażliwości na jego potrzeby.

Dzieci uczą się, że ich działania wpływają na całą rodzinę, a nie tylko na ich własny życiorys. Rodzina jest wielkim organizmem, skomplikowaną maszynką, w której trybiki dopasowują się do siebie. Delegowanie zadań opiekuńczych dzieciom starszym w większej rodzinie może być postrzegane jako odbieranie im ich dzieciństwa, wyręczanie się czy też przeciążanie, zmuszanie do szybszego dorastania. Oczywiście może tak być, jeśli nie zachowujemy zasady złotego umiaru. Trzeba też pamiętać, że dzieci to jednak dzieci i powinny być zawsze pod nadzorem dorosłych. Rozsądny opiekun także szybko się orientuje, komu jakie obowiązki może powierzyć. W dużych rodzinach jest sporo tarć, dlatego czasem lepiej, żeby Staś męczył się sam z wkładaniem butów niż prosić Jasia, aby wyręczył Stasia, skoro widzimy, że na ogół relacje tych dwojga kończą się awanturą czy docinkami. Co najciekawsze, dzieci uczą się troski od siebie nawzajem.

Młodsze pociechy często patrzą na swoje starsze rodzeństwo jak na wzór do naśladowania. Moja najstarsza córka jest książkomaniaczką. Możecie wierzyć lub nie, ale czasem jest to aż frustrujące, kiedy na przykład wołam na obiad i słyszę w odpowiedzi jedynie: „muszę doczytać do końca”. Ale są też ewidentne plusy, na przykład wtedy, gdy czyta młodszej siostrze, młodszemu bratu na dobranoc. Ten zwyczaj czytania młodszakom podpatrzyli też chłopcy, którzy również czytali najmłodszym bliźniakom. Dodam, że niektóre książeczki (wśród nich Dobranoc, gorylku wydawnictwa Dwie Siostry) mają od zaczytania przetarte okładki i są już chyba naszą rodzinną relikwią.

Oprócz czynności opiekuńczych, które może sprawować starsze rodzeństwo, jedną z najważniejszych zadań wspomagających rozwój odpowiedzialności w młodym człowieku jest wykonywanie obowiązków domowych. To ważne przede wszystkim dla utrzymania porządku w domu. Prosty przykład – nasza siedmioosobowa rodzina latem używa siedem par butów pełnych, siedem par klapków, siedem par sandałów... Wiadomo, że mama nosi jeszcze szpilki, chłopcy mają swoje buty do kopania piłki, a tata specjalne trepki do koszenia trawy. Pomijam kwestię, gdzie to wszystko trzymać..., ale wyobraźcie sobie, że tylko dwa typy obuwia każdego członka rodziny z jakichś przedziwnych powodów nie znalazły swojego miejsca stałego stacjonowania i po prostu leżą w hallu... Przejścia nie ma po prostu! Jakie zatem mamy wyjście? Albo akceptujemy ten obuwniczy rozgardiasz, albo przydzielamy zadanie chowania butów jednemu z dzieci. Podobnie z ładowaniem brudnych naczyń do zmywarki, segregowaniem i wynoszeniem śmieci, robieniem prania, wyjmowaniem prania z suszarki i segregowaniem tegoż, sprzątaniem własnych pokojów i, co najgorsze ze wszystkiego... myciem toalety! U nas w rodzinie – jeśli idzie o to ostatnie – jest kolejka i każdy ma swoją szansę tydzień po tygodniu na zostanie królem czystości.

Przydzielenie dziecku obowiązków domowych dostosowane musi być oczywiście do jego wieku, jednak jestem zwolenniczką, żeby każde dziecko – nawet już dwulatek – miało jakieś swoje zadanie. W ten sposób wyrabiamy w potomkach nawyki i kiedy są już nastolatkami, najczęściej nie buntują się na to, że muszą coś w domu robić. Wyobrażam sobie, że moje przyszłe synowe nie będą miały do mnie pretensji, że ich mężowie im nie pomagają w pracach domowych. Mam nadzieję, że będą mieli we krwi jako oczywistą oczywistość, że pranie samo się do pralki jednak nie wkłada. W ten sposób, ucząc zwłaszcza nastolatki obowiązkowości, sprowadzamy je trochę na ziemię i pokazujemy, że każdy z członków rodziny ma w nią jakiś swój wkład osobisty.

Dzieci często się buntują na przydzielone zadanie. Słyszymy najczęściej wtedy: „dlaczego znowu ja?”, „a ona ma łatwiejsze zadanie”. Musi więc rozdzielaniu obowiązków towarzyszyć tłumaczenie, kto i dlaczego tak, a nie inaczej. Bywa też, że dzieci wzajemnie zrzucają na siebie winę, ale te co bardziej odważne zarzucą rodzicom, że z powodu obowiązków domowych nie odrobiły lekcji albo nie wykonały innej ważnej czynności. Warto wtedy przytrzymać nerwy na wodzy, najczęściej chodzi tu tylko o testowanie granic. Jeśli jednak wokół tego tematu nazbiera się więcej dziecięcych uwag, trzeba zastanowić się lub przeorganizować system. Świetnie się do tego nadają rodzinne narady. Są okazją do tego, by każdy członek rodziny mógł się wypowiedzieć, zgłosić swoje zażalenia i wynegocjować dobre dla siebie warunki. A co, gdy dziecko notorycznie nie wywiązuje się z powierzonych zadań? O! To najlepsza wychowawczo sytuacja z możliwych! Pozwalamy ponieść konsekwencje. Nieopróżniona zmywarka zemści się szybko na delikwencie, podobnie niewykonanie prania czy… nieumycie toalety. Koniec końców, każdy z nas lubi zjeść na czystym talerzu w czystych ubraniach.

Odpowiedzialność zaczyna się więc tam, gdzie dziecku pozwolimy na samodzielność – tak w podejmowaniu decyzji, jak i przyjmowaniu ich konsekwencji. U wielodzietnych dzieje się to w sposób naturalny. Wbrew pozorom dwie wiecznie czymś zajęte ręce mamy lub taty bardzo pomagają w tym dorastaniu do bycia sumiennym, rzetelnym, kimś, na kogo po prostu możemy liczyć.  

Monika Moryń


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 16 sierpnia 2023