Uzdrawiająca moc słowa

16 lutego 2023

O literaturze terapeutycznej

Uzdrawiająca moc słowa

16 lutego 2023

Uzdrawiająca moc słowa

Uzdrawiająca moc słowa

O literaturze terapeutycznej

Literatura dla dzieci po 1989 roku zdecydowanie się rozpsychologizowała. To prawda, że twórcy (np. Danuta Wawiłow, Irena Jurgielewiczowa) już wcześniej dostrzegali, iż dziecko jest istotą posiadającą swoje uczucia, doświadczenia, przeżycia. Dopiero jednak w ostatnich latach odkryto, że dziecko ma też emocje, z którymi czasem trudno jest mu sobie poradzić. Autorzy szybko więc tę lukę uzupełnili, proponując najmłodszym literaturę terapeutyczną, choć oczywiście nie tylko tę.

Dziecięcych dramatów, dramacików i traum jest naprawdę sporo. Mało tego, sprawdza się też zasada, że małe dziecko to mały problem, duże dziecko – duży problem. Maluszki najczęściej zmagają się z tym, co wiąże się z ich rozwojem. Dziś możemy znaleźć literackie odpowiedzi na prawie każde możliwe pytanie. Jeśli twoje dziecko ma problem z siusianiem, wystarczy zajrzeć do książki, która wyjaśnia maluchowi, że ten oczywisty proces fizjologiczny nie jest niczym strasznym. Jeśli twój maluch będzie miał wizytę u dentysty, w szpitalu, urodzi mu się rodzeństwo, będzie szedł do przedszkola…, również znajdziesz książeczkę, która pomoże rozbroić jego ewentualne lęki. Tego typu literaturę na własny użytek nazwałam literaturą oswajającą. Publikacje te najczęściej mają formę obrazkowych poradników dla dzieci i jest ich naprawdę na rynku księgarskim mnóstwo, dlatego w tym artykule nie będę się nimi zajmowała. Zainteresowanych odsyłam do mojego bloga Czytanki-przytulanki, gdzie kilkakrotnie zajmowałam się tematem książeczek oswajających właśnie.

Starsze dzieci z kolei wchodzą już w relacje i to w tym względzie pojawia się najwięcej trudności. Do nich dochodzą jeszcze sprawy zewnętrzne, światowe, które mogą podważać poczucie bezpieczeństwa dziecka. Książki w tej grupie wiekowej są o wiele ciekawsze i najczęściej mają formę fabularnych opowieści o rówieśnikach, z którymi czytelnik może się utożsamić i, co za tym idzie, przeżyć pewne trudności „na sucho”, towarzysząc bohaterowi.

Jedną z autorek, które w tym względzie cenię najbardziej, jest Katarzyna Ryrych. To prawdziwy diament na literackiej scenie, przede wszystkim ze względu na wyjątkową wrażliwość na sprawy dzieci, ale także czujność i gotowość pisania wyłącznie o tym, czego polska literatura dla dzieci wciąż jeszcze boi się dotykać. Autorka Wyspy mojej siostry interesuje się losem dzieci wykluczonych przez chorobę, niepełnosprawność i biedę! Te właśnie tematy urastają w jej powieściach do rangi najważniejszych. Jedną z piękniejszych jej książek jest Łopianowe pole. Szczególnie nauczycieli młodszych klas szkoły podstawowej zachęcam do zapoznania się z tą lekturą. Ryrych bardzo ciekawie prowadzi narrację. Odnosimy wrażenie, że oto przyglądamy się, niczym okiem kamery, pewnemu podwórku. Dlatego zwłaszcza na początku wydaje nam się, że wątki kolejnych dzieci są ze sobą dość luźno powiązane. Mali bohaterowie mieszkają w szarych domach, a od południowej strony podwórko sąsiaduje z domem Czarownicy. Dzieci są wyjątkowe pod wieloma względami. Czarownica powie o nich: „Mam wrażenie, że czas się tu zatrzymał. Są [dzieci] dokładnie takie same jak sto lat temu… (…) Bawią się w Indian, grają w dwa ognie (…). I kochają zwierzęta”. Wyjątkowość dzieci z podwórka przy Łopianowym Polu wynika jednak bynajmniej nie z tego, że potrafią się bawić z dala od technologii. Każde z nich przeżywa jakąś trudność. Magda opiekuje się niewidomą siostrą, Krecią, nieraz rezygnując z dziecięcych rozrywek. Szopen nie potrafi grać dobrze w piłkę nożną, gra za to świetnie na fortepianie, to jednak czyni go niebywale samotnym. Brudny Harry Potter po prostu chodzi brudny, ale czy to jego wina, skoro mieszka w domu, który domem nazywany być nie powinien… Do tego codziennie odprowadza rodzeństwo do przedszkola, bo mama musi zarabiać na chleb w Zieleni Miejskiej. Jest i Jack Sparrow noszący na głowie chustkę ukrywającą łysą głowę oraz Najgrubszy, którego ojciec wciąż się upija. Czuły narrator pokazuje nam, jak w świat dzieci wpisuje się świat przyrody, każdemu bowiem z dzieci przypisane zostało zwierzątko przeżywające podobne trudności. Dzieci wcale się nie żalą, lecz zwyczajnie psocą i wymyślają niestworzone historie. Raz gotowe są sądzić, że weterynarz, dr A. Kula, to prawdziwy Drakula, później z kolei uważają, że starsza pani jest czarownicą i naprawdę lata na miotle. Magiczność zdecydowanie wisi nad Łopianowym Polem, jednakże wynika ona przede wszystkim z serdeczności, dobrych intencji, pragnienia niesienia drugiemu pociechy, otuchy i pomocy. Tak jak w życiu – smutek miesza się tu z radością, troska z pomocą, dramaty z poczuciem humoru. Nad wszystkim unosi się ogrom ciepła i czułości. Lektura tej książki rozczula nawet dorosłego czytelnika. Możemy doświadczyć duchowego katharsis. Współczucie, jakim czytelnik obdarza bohaterów tej książki, może mu pomóc być serdecznym, łagodnym i troskliwym dla drugiego człowieka, ale także dla siebie samego.

Starszym dzieciom zaproponowałabym książkę Doroty Kassjanowicz Cześć, wilki. Kilka lat temu ta debiutancka powieść zrobiła ogromne wrażenie na czytelnikach. Niektórzy nauczyciele zdecydowali się wprowadzić tę lekturę do szkolnego kanonu. Autorka pochyla się nad współczesną rodziną i jej dramatami, które są niczym tytułowe wilki – czają się pośród nocy, tylko czasem można dostrzec ich straszliwe ślepia. Cóż to za dramaty? – zapytacie. To oczywiście zapracowani rodzice niemający czasu na rozmowę, to samotność wynikająca z braku relacji – tych najprostszych, jak żona-mąż czy siostra-siostra. Bohaterowie zabrnęli już tak daleko, że nie widzą dla siebie ratunku. Z pomocą przychodzi im słowo. Filip, dzięki ciotce-scenarzystce, Agnieszce, odkrywa sposób na wyrzucenie z siebie tego, co w środku, co go zżera. Odkrywa terapeutyczną moc słowa pisanego. Tworzy więc historię królestwa o wiele znaczącej nazwie Metalkorf. Ta paraboliczna opowieść ruszy uśpioną rodzinę. W którą stronę jednak i na jak długo – tego już nam Kassjanowicz nie zdradza. Dość rzec, że historia, a właściwie problemy, które porusza, jest tak powszechna, że ma szanse wspomóc młodych ludzi w ich trudnościach.

Rodzinne dramaty to jedne z najczęstszych problemów, z którymi muszą się zmagać dzieci. Nierozumiejące sytuacji, pozostawione bez odpowiedzi na pytania, biorące winę na siebie, zdezorientowane… Gro Dahle, norweska pisarka, specjalizuje się w tych trudnych tematach. Rola, którą na siebie przyjęła, polega chyba na próbie wytyczenia dziecięcemu czytelnikowi bezpiecznej ścieżki pośród tego życiowego pola minowego, które stało się jego udziałem – gdy mama ma depresję Włosy mamy), tata stosuje przemoc (Zły pan) lub gdy rodzice się rozwodzą (Wojna). Książki tej autorki są naprawdę przejmujące i sprawdzą się przede wszystkim jako literatura terapeutyczna, czytana w konkretnym celu. Publikacje Gro Dahle są tak sugestywne i mocne, że nie pozostawią obojętnym dorosłego, tym bardziej więc oddziaływać będą na dziecko. Nie da się przejść niedotkniętym już wobec ilustracji! Na okładce Włosów mamy na przykład zobaczymy wychudzoną twarz kobiety, która wyłania się z gęstwiny włosów. Ta twarz magnetyzuje, oczy są czarne, nieme, zdezorientowane i zaczynają niepokoić. To mama małej Emmy. Córeczka ją uwielbia, ale czasem nie rozumie – gdy ta leży na łóżku i na nic nie ma siły. Wpada w apatię i nic do niej nie dociera. Gro Dahle przygląda się dziecku i temu, co czuje: dlaczego mama jest inna? Co się stało? Czy to dlatego, że marudziłam i krzyczałam? Mała Emma bierze winę na siebie, a że wraz z mamą zmieniły się także włosy – wcześniej słoneczne, teraz skłębione – dziewczynka zabiera się energicznie do ich szczotkowania, próbując pomóc mamie ogarnąć chaos. Autorka wprowadza do tej opowieści postać starszego pana, który pomaga Emmie. Sugeruje tym samym, że dziecko nie może żyć problemem rodzica i samo wymaga specjalistycznej pomocy: „Emma musi czekać na zewnątrz włosów. Czekać i czekać, bo oswajanie włosów i myśli trwa długo. (…) Tymczasem Emma może zjeść kanapkę”.

Z kolei lektura Wojny Gro Dahle sprawia czytelnikowi ból prawie fizyczny. Przyglądamy się Indze i jej braciom, których rodzice są świeżo po rozwodzie. Rodzeństwo różnie sobie radzi – chłopcy są młodsi, więc niewiele jeszcze rozumieją. Inga z kolei czuje się odpowiedzialna za wszystkich – za braci o to, jak się czują, mieszkając raz u jednego rodzica, raz u drugiego, za mamę, która, dopytując o pobyt u ojca, wywołuje napięcie w dziewczynce… To dla niej zbyt wiele. Do tego nad wszystkim wisi atmosfera wojny, czyli krzyki, kłótnie, przepychanki… Inga ostatecznie wpierw przestaje jeść, a potem zaczyna krzywdzić się, aby coś powodowało ból większy niż ta rodzinna wojna. Czy Inga znajduje pomocną dłoń? Czy coś jest w stanie ją uratować? Tak! Wpierw rozmowa, czyli słowo. A potem cisza i spokój. I jeszcze – czas. O uzdrawiającej mocy słowa wiemy nie od dziś, wszak już nad Biblioteką Aleksandryjską wisiał napis „Lecznica dla umysłu”. Czytajmy zatem książki dzieciom. Codziennie, dając w ten sposób najmłodszym zasoby wiedzy o świecie i o nim samym. Szukajmy pomocy w książkach zwłaszcza wtedy, gdy zmagamy się, my i nasze pociechy, z problemami. Biblioterapia to skuteczny środek!

Monika Moryń


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 16 lutego 2023