Świętokrzyskie wciąż wydaje się być regionem nieodkrytym. Oczywiście turystyczne hity (takie jak park dinozaurów w Bałtowie, ruiny zamku w Chęcinach czy jaskinia Raj najeżona stalaktytami i stalagmitami) przyciągają rzesze odwiedzających, ale obszar ten ma do zaoferowania znacznie więcej.
Nasze podróże po Świętokrzyskiem w pierwszej kolejności składały się właśnie z tych żelaznych punktów – wymienianych z pamięci pereł regionu, których nie trzeba reklamować. Ponieważ jednak bywamy tu stosunkowo często (także przejazdem), dość szybko wybory podróżnicze zaczęły być, przynajmniej dla dorosłych, monotonne, zaczęliśmy szukać mniej oczywistych celów. I właśnie tutaj pojawiają się w tej opowieści legendy świętokrzyskie.
Co dają legendy
Wszystkie regionalne legendy: o zbóju Madeju i zbóju Kaku, o białych damach, złych panach władających wielkimi zamkami, o powstaniu Gór Świętokrzyskich – wyjaśniają pochodzenie nazw, niezwykłość miejsc, opowiadają o cnotach i występkach… To żadna nowość. Ale także – niech ten aspekt nie umknie rodzicowi w podróży – zajmują czas w samochodzie, dają odpowiedź na pytanie: po co tam jedziemy?, rozwijają umiejętność słuchania (bez wykorzystania obrazków). Przede wszystkim jednak pozwalają zobaczyć związek (i różnicę!) między światem realnym, a światem opowieści.
Ta ostatnia wartość legend odnoszących się do prawdziwości odwiedzanych miejsc w połączeniu ze zrozumieniem ich wymiaru nierealnego, „baśniowego” jest jasna już dla kilkulatków, które wiedzą i widzą, że czary nie istnieją, ale zamki już tak. I że w legendzie mogą występować właśnie te, widziane na własne oczy zamki i baśniowe czary. To dobry, choć chyba niedoceniany, wstęp do rozumienia literatury w ogóle jako obrazu, a nie fotografii życia, do uznania współistniejącej w niej „prawdy” i „nie-prawdy”, które nie są wewnętrznie skonfliktowane.
Województwo świętokrzyskie pełne zamkowych ruin (oprócz Chęcin – oczywiście zamek Krzyżtopór, ale także Bodzentyn, Międzygórze), dworów (należący niegdyś do Henryka Sienkiewicza Oblęgorek, a także Bałtów czy Chrobrze), wzniesień (tych nie brakuje po drodze) i gęstych lasów jest idealnym miejscem do opowiadania i słuchania legend wykraczających poza ramy standardowej opowieści o smoku wawelskim i syrence. Pozwala także na odnajdowanie opowieści zlokalizowanych w miejscach, które co chwila mija się w trasie.
Gdzie szukać legend?
W książkach, w internecie, w przewodnikach, na tablicach informacyjnych – wszędzie oprócz historycznych faktów można napotkać ślady lokalnych legend. Zachęcam gorąco, żeby traktować je jak piękne widoki i łapać, jeśli przypadkiem na nie trafimy. Żeby jeździć w miejsca „legendarne” tak, jak jeździ się do punktów widokowych: czasem przemierzając wiele kilometrów tylko po to, żeby zrobić kilka zdjęć na tle pięknego krajobrazu, żeby zobaczyć przestrzeń przenikniętą legendami.
W województwie świętokrzyskim bogaty w legendy jest przede wszystkim Święty Krzyż i okolice. Trafić można na nie także w ruinach zamków między Radomiem a Kielcami, w starych klasztorach lub w historiach nazw mijanych miejscowości. Można je też… wymyślać.
Legendy rodzinne
Osłuchane z legendami dzieci, zwłaszcza zachęcone dobrym słowem, dość szybko zauważą pewne powtarzające się schematy narracyjne. Czujne jak rosyjscy teoretycy literatury – wyszukujący w tekstach struktur i powtarzalnych schematów, zaczną tworzyć swoje legendy mijanych miejsc. Także w tym przypadku świętokrzyska wielość zamków, kościołów, kapliczek, ciemnych lasów i nienazwanych pagórków może stać się wymarzoną kanwą do snucia przez dzieci opowieści. Nasze idą czasem w stronę dziecięcego komizmu (oczywiście także groteski) i niezwykłości. Pojawia się w tych legendach magia, czyny chwalebne i głupie, bolesne upadki na pupę (to zawsze bawi najbardziej) i wielkie uczty, na których wszyscy jedzą lody, frytki i ruskie pierogi. Towarzyszy im też wyczekiwanie na kolejne tematy – wielkie głazy przy drodze, ruiny, małe potoczki, w których uciekające królewny mogły zgubić trzewiczek… Być twórcą, Homerem choćby jednej podróży – to jest coś!