Zapomniana wartość agresji

23 października 2023

Czy agresja może mieć jakieś zalety?

Zapomniana wartość agresji

23 października 2023

Zapomniana wartość agresji

Zapomniana wartość agresji

Czy agresja może mieć jakieś zalety?

Świat jest o wiele bogatszy i bardziej złożony niż język, którym usiłujemy złapać go w kategorie. Obrona agresji, sugestie, że może być w niej coś cennego, z pewnością wzbudzą bunt. Musimy koniecznie wyjaśnić, co zawiera się w tym pojęciu.

W terminologii psychoanalizy popęd agresji to siła destrukcji, upokarzania, niwelowania, drzemiąca w każdym z nas i nieodzowna, obok popędu seksualnego, związanego z życiem, kreacją i tym, co przeżywamy jako witalne. Potocznie agresja to siła psychiczna, prowadząca do przemocy. Autoagresja – czyli zranienia wymierzane własnemu ciału, własnej osobie. Bierna agresja z kolei to szkodzenie w formach niejawnych, pod pozorem innych, akceptowanych społecznie działań, tak by nie ponosić odpowiedzialności.

Agresji faktycznie nie kojarzymy najlepiej, jak widać na powyższych przykładach – i uczyniliśmy z niej zjawisko, które należy potępić i zakazać. Agresja ma być skutkiem nienawiści i źródłem cierpienia, a jej brak – flagowym przejawem nastania nowych czasów i końca historii, w którym uda się rozwiązać kluczowe konflikty.

Problem w tym, że w wymiarze doczesnym te wspaniałe czasy nigdy nie nadejdą. Podobnie jak w przypadku znanego cytatu z Biblii o lwie i jagnięciu leżących koło siebie – to się nie stanie tutaj. Do natury wymienionych zwierząt należy co innego. Zresztą roślinożercy do najbardziej pokojowych zwierząt bynajmniej nie należą, choć widać to akurat w obrębie własnego gatunku. Gdy filozofia chrześcijańska mówi o skażonej naturze ludzkiej, trafia w sedno: mamy problem, którego ostatecznie nie rozwiążemy nigdy, nieważne, jaki system będziemy próbowali stworzyć. Tymczasem od kilkudziesięciu lat, być może po traumie wojennej, być może, ponieważ było to narzędzie propagandy ustrojowej wschodniej (Nigdy więcej wojny) i zachodniej (Peace and love), nic innego nie robimy. Chcemy być mili, nieprzemocowi, bliscy, słuchający.

Rozpędzamy się w walce o brak przemocy (i agresji) w rodzinach, w oddziaływaniach wychowawczych, w relacjach dzieci ze sobą. I byłoby pięknie, jak na zdjęciach z Instagrama, bo przecież (cytując zespół „Raz, dwa, trzy”): jutro by mogło być w tej chwili, gdyby w ogóle mogło być. Gubimy sprzed oczu niuanse.

Nurt „zero tolerancji” idzie szeroką ławą. Nie życzymy sobie opresji w postaci oceniania (bo to agresja), stwarzamy strefy bezpieczeństwa od mowy nienawiści. Próbujemy zakazać flirtu i podrywu jako przemocy seksualnej i skodyfikować relacje erotyczne (słynna skandynawska aplikacja do „trzech razy tak”). Wychowujemy bliskościowo i komunikujemy bez przemocy, wyjmujemy dzieciom z rąk zabawki kojarzące się z wojną. Dziadkowie drżą na myśl o strzeleckiej pasji wnuków. Zdelegalizowaliśmy udział nastolatków w polowaniach. Chłopcy już nie biją się na długich przerwach, automatyczne są konsekwencje regulaminowe. Nie bijemy zwierząt. Poza tym, że oczywiście nie bijemy dzieci, żon i mężów, lokajów i służących (a tak wyglądała większa część historii ludzkości)… Rezygnujemy z kary śmierci i w ogóle kar związanych z fizyczną przemocą. Agresja jest nawet stygmatyzowana jako przejaw patriarchatu, obok rywalizacji, wojowniczości, autorytatywności.

I co? Udało się? A mury rosły, rosły, rosły, łańcuch kołysał się u nóg – śpiewał Kaczmarski (gdy już nikt nie słuchał, poderwany rewolucyjnym ferworem). Poziom agresywności jest co najmniej stały, choć zmieniły się jej formy: schowała się do pancerzyka, uskrajniła się, przesunęła. Głośno naznaczana i odrzucana (To dziecko jest agresywne!), zaludnia każdy metr kwadratowy kultury popularnej. Mamy do czynienia z agresją codzienną utrzymywaną w ryzach zewnętrznie, wyciszoną – przesuniętą na potem, do świata fantazji i konsumpcji (w serialach, pornografii, grach komputerowych, bohaterach zbiorowej wyobraźni). Agresja cechuje literaturę quasi-pornograficzną, która stała się pokoleniową. Propagatorzy sado-maso w seksualności uważają, że inny seks jest nudny, a specjaliści od tej strefy nabierają wody w usta, gdy ta treść wchodzi do curriculum edukacji seksualnej. Język protestów społecznych i dyskusji politycznej wyewoluował w kierunku, przy którym Alfabet Urbana jest literaturą wysoką. Dodajmy do tego anihilację społeczną w postaci cancellingu osób, które mają nieprawidłowe poglądy. Sądzę, że nawet to, co nazywamy cywilizacją prawniczą, ma cechy agresji w białych rękawiczkach. Trudno nie widzieć funkcjonalnej przemocy w „prawie” do abortowania dzieci podejrzewanych o niepełnosprawność, o które wiele osób walczy w ostatnich latach. Wreszcie regularnie wracające doniesienia o sadystycznych rodzicach – czyli bezlitosnym wyżywaniu się na najsłabszych i bezradnych.

Agresja przemieszczona, niby zakazana, a jednak ubóstwiona, wybucha w dzieciach, nastolatkach, jako w najsłabszym ogniwie. W samouszkodzeniach, hejcie i bullyingu, patostreamie, unieszkodliwianiu się wycofaniem z życia czy zaburzeniami odżywiania.

Agresja i przemoc są obecne w naszej społecznej codzienności, a ich nawet zaprzysięgli wrogowie znajdują takie obszary, w których stają się ich gorącymi zwolennikami. Tak naprawdę nie chodzi o agresję jako taką, a o konkretne idee społeczno-polityczne, którym akurat jej brak czy obecność ma się przysłużyć, choć na sztandarach jest jej rugowanie.

Poziom zdrowej agresji się obniża

Tymczasem, żeby człowiek w ogóle mógł „być”na tym łez padole, musi istnieć fizycznie i przedłużyć życie gatunku na kolejne pokolenia. Podstawowe instynkty z tym związane, choćby moralnie bywały kłopotliwe, są bezcenne.

Agresja – nowe tabu, zatytułował swoją książkę Juul, „europejski autorytet w dziedzinie wychowania”, pisząc zbiorczo o złości i inicjatywnej, zdolnej do konfrontacji postawie, wypuszczaniu energii psychicznej na zewnątrz. To wszystko niezmiernie ważne kompetencje, z których listy możemy wywnioskować, co wylewamy z kąpielą, zwalczając zewnętrzne, zwykłe przejawy agresji.

To właśnie nasz Eros i Tanatos: libido i zdolność do agresji, są podstawowymi siłami motywującymi trwanie ludzkości. Brzmi podniośle i abstrakcyjnie? Ależ to niezmiernie praktyczne. Ślachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako kosztujesz, aż się popsujesz

Owocem „porządkowania” seksualności i agresji przez czasy współczesne jest kryzys dotykający Zachód w obrębie płci, rodziny, patriotyzmu, przejawiający się też w antynatalizmie. Połowa młodych ludzi w wielu krajach nie jest zainteresowana przedłużeniem gatunku, ani uczestnictwem w rodzinnej czy narodowej sztafecie pokoleń. Ba! Utworzeniem stałego związku – więc coraz więcej osób zwyczajnie nie ma z kim. Inna sprawa, że ogrom z nich zwyczajnie nie jest do tego zdolny pod względem psychofizycznym, ponieważ unieszkodliwia się, np. korzystaniem z pornografii (o tym mechanizmie możemy poczytać u Lwa-Starowicza czy posłuchać neurobiologa, Andrew Hubermana). Ciekawe dane wynikają również z badań na temat zmiany wyborów seksualnych i małżeńskich pod wpływem masowego używania antykoncepcji hormonalnej (wg przeglądu badań dokonanego przez dr Sarę Hill, w skrócie: wygląda na to, że pod jej wpływem kobietom mniej podobają się bardziej męscy mężczyźni – preferują niższy poziom testosteronu).

Zupełnie analogicznie jest z walką o swój kraj i naród: neutralne traktowanie tego zjawiska jest wprost proporcjonalne do faktycznej, fizycznej niezdolności chociażby do pełnienia służby wojskowej (por. dane o sprawności fizycznej i zdrowiu młodzieży, systematycznie spadających średnich wynikach sportowych w całej populacji oraz wzroście zachorowań na choroby przewlekłe w młodym pokoleniu).

Z pewnością czytelnik zauważył, że wszystko, o czym piszę, stereotypowo wiąże się właśnie z działaniem testosteronu. Z całą pewnością rugowanie prawa agresji do odgrywania ważnej roli w społeczeństwie (przynajmniej pozorne) jest ściśle związane z obniżaniem rangi mężczyzny (walki z patriarchatem), deprecjacją cech męskich (np. w postaci pomysłu na „właściwe” wychowanie chłopców – na wrażliwych feministów, z seansami wstydu za seksizm). Ma to pod wieloma względami krótkie nogi. Zilustruję to kilkoma przykładami.

Precz z testosteronem!

Niedawno w moim mieście kibice zorganizowali monitoring dzielnicowy w związku z krążeniem większej grupy napakowanych gości z kraju sąsiedniego, zaczepiających przechodniów. Reakcja mieszkańców była entuzjastyczna. Powstaje pytanie, co, gdyby nie „testosteronowa” kultura kibolska, byłoby ze wspomnianymi byczkami (którzy nawet zrobili sobie okolicznościowe zdjęcie, jak to rządzą na ulicy, i puścili je w sieć). Możemy postawić sobie to samo pytanie w każdej skali: od pojedynczej rodziny po naród. Co w momencie pojawienia się zagrożenia, jeśli nikt nie jest zdolny do reakcji konfrontacyjnej, wojowniczej, nawet buńczucznej. Wszystkie te wymiary pełniły ważną rolę, o której najpierw woleliśmy nie pamiętać, a później zwyczajnie zapomnieliśmy.

Doskonale obrazuje to zjawisko Dorota Terakowska w pięknych książkach dla młodzieży Lustro Pana Grymsa i Córka czarownic – w obu pojawia się wątek wyparcia się agresji, przemocy, narzędzi wojny, prowadzący do zguby kraju i narodu. W Córce bezbronny lud kwietystów staje się łatwym łupem dla wroga, pozbawionego skrupułów wobec słabeuszy, zakochanych w swojej pacyfistycznej wizji. W Lustrze kraj pozbawiony złości, symbolizowanej przez brak czerwieni we krwi i całym krajobrazie, jest pozbawiony energii, motywacji, sił witalnych.

Jednym z najsmutniejszych zjawisk wiążących się z wypadkową opisywanych wyżej tendencji jest eliminowanie ojców z życia dzieci. Obserwuję liczne dyskusje w grupach bliskościowych czy komunikujących się bez przemocy, w których ojciec jest złym bohaterem, a matka – członkini grupy – dobrym. Ewentualnie odbiera zbiorowe pouczenie za zbytnią współpracę z przemocowym, nierozumiejącym współczesnych metod ojcem. Bardzo wiele głosów pada za „chronieniem przed przemocą” w postaci odejścia od ojca, który daje klapsy, wyzwie w gniewie, czy zwyczajnie chce dawać kary. Niezależnie od sensowności tych działań, są one bardziej z męskiego klucza wychowawczego. Pole „zagrożenia przemocą” rozszerza się w tym momencie poza granice realnego „zagrożenia dobra dziecka”. Dla rosnącej liczby Polek lepszy jest ojciec nieobecny niż ojciec dający klapsy (nota bene nielegalne) czy karzący. Z kolei zagrożenia wynikające z samotnego wychowywania są (podobnie jak np. jedynactwo) absolutnym tematem tabu. Zdecydowanie nie wybrzmiewa fakt, że przemoc ma taki sam potencjał uszkodzenia fizycznego i psychicznego, jak zaniedbywanie (chociażby cyfrowe).

Nieprzyjemne i niezbędne

To nie jest miłe, nie pasuje do wyidealizowanego świata „postępu”, ale jestem przekonana, że pewna ilość agresji jest w życiu społecznym i wychowaniu dzieci niezbędna. Do ochrony i wyznaczania granic; do wykazania się energią i motywacją; do przekonującej demonstracji, co jest dla nas ważne i priorytetowe. Do inicjatywy i budzącego zaufanie przywództwa, odpornego na niemożliwe do ominięcia próby podważenia go. Niebezpiecznie jest karać za jej zdrowe przejawy, zakazywać ich, dopatrywać się w nich znamion przestępstwa. Konsekwencje mogą wychodzić daleko poza zjawiska, które chcieliśmy ukrócić.

Zdolność do zdrowej, funkcjonalnej, nieniszczącej agresji nie pojawia się jednak w chwili próby – musi być trenowana od dziecka w formach jawnych, zazwyczaj bezpieczniejszych od swoich bierno-agresywnych, odroczonych czy ukrytych odpowiedników. Przyjrzyjmy się jeszcze raz listom nieakceptowanych, delegalizowanych przejawów agresji w życiu społecznym oraz tych, na które przymykamy oko. Zastanówmy się, jakie cechy wzmacniamy w nas samych i naszych dzieciach, czy dla jakich aranżujemy warunki wzrostu. Rewizja jest nieodzowna.

Katarzyna Wozinska


Redakcja photo
Redakcja

Data utworzenia: 23 października 2023