Zaprezentowanie w artykule „algorytmu” korzystania z literatury na różnych etapach rozwojowych jest zadaniem karkołomnym, ale nęcącym. Spróbujmy się z nim zmierzyć, zadając sobie na początek pytanie: Od kiedy w zasięgu słuchu dziecka powinny znaleźć się książki?
Gdy książka jest melodią. Niemowlęctwo
Książki i ogólnie słowo czytane wprowadzamy do świata dziecka na długo przed jego urodzeniem. Dlaczego? Jest kilka powodów. Z perspektywy rozwojowej wygospodarowanie przez matkę podczas ciąży czasu, uwagi, emocji poświęconych wyłącznie kształtującemu się maleństwu jest dla obu stron korzystne. Kiedy kieruje ona słowa do malucha, powstaje między nimi nić kontaktu (rozpoczyna go już samo adresowanie komunikatu, nawet gdy odpowiedź na razie nie może zostać usłyszana). Gdy wypowiada ona słowa wiersza – rozpoczyna wprowadzanie malca w kulturę dziecięcą i kulturę w szerokim sensie „ich obojga”, czyli diady tworzonej przez matkę i dziecko. To, co na etapie ciąży może wydawać się abstrakcyjne, potwierdzają badania. Słuch jest zaraz po dotyku najwcześniej kształtującym się zmysłem, ściśle powiązanym z emocjami – dlatego tak ważne są pozytywne i więziotwórcze dźwięki. Dzieci rozróżniają melodię języka ojczystego i głos matki tuż po urodzeniu – a zatem uczą się go jeszcze przed przyjściem na świat. W taki nieoczywisty sposób zaczyna się obcowanie młodego człowieka z literaturą: trudno tu odróżnić książkę od osoby, dźwięk od dotyku. Wszystko w tym wyjątkowym okresie jest jednym. Doświadczenie jedności tych elementów (lub – przy zaniedbaniu tego obszaru – brak owego wrażenia) warunkuje przebieg kolejnych etapów rozwoju.
Mowa, w swoich różnych aspektach, ma ogromny potencjał kierowania życiem emocjonalnym. Jednym z jej przejawów jest rytmiczność. Tę właściwość mowy, doskonale uchwytną w słowie pisanym i odczytywanym, możemy wykorzystywać, czytając i deklamując dziecku wiersze, które pięknie poddają się zwracającej uwagę maluszka, dobitnej ekspresji. Literatura dla niemowląt nie funkcjonuje w oderwaniu od opiekuna, jego mimiki, tonu, gestu. To mama, tata, babcia, recytując: „Jak pan może, Panie pomidorze?!”, „Nagle – gwizd! Nagle – świst!… Ruszyła – maszyna...”, „Babcia za dziadka, dziadek za rzepkę...”, „Pan kotek był chory…”, „Miauczy kotek: miau!” – wprowadzają w świat znaczeń. Słowa nabierają barw, pociągają, porządkują rzeczywistość, skwapliwie i z entuzjazmem poznawaną przez maluszka. Konsekwentnie dotyczy to rymowanek dziecięcych („Idzie rak...”, „Leci, leci mucha do Wojtusia ucha” – uzupełnionych dotykiem, pokazywaniem) oraz piosenek. Będzie interesować nas cała klasyka i twórczość współczesna – niemniej to my jesteśmy tu głównym medium.
Świat zaaranżowany słowami – i obrazem. Wczesne dzieciństwo
Melodii języka, a także znaczenia słów dziecko uczy się mimochodem, podczas obcowania z żywym słowem w codzienności. Już w niemowlęctwie może ono nabrać nawyku słuchania długich tekstów z przyjemnością. Zwłaszcza gdy ma starsze rodzeństwo, a w rodzinie istnieje rytuał czytania, np. przy zasypianiu. Nie musi jeszcze rozumieć poszczególnych słów. Chodzi o zasianie poczucia naturalności słuchania i skojarzenia go z relaksem. Jest to inwestycja w przyszłość, zatem nie obawiajmy się otworzyć na książki „retro” czy zupełnie niedostosowane poziomem słownictwa do maluchów. W tym kontekście interesuje nas stworzenie intrygującego tła.
Wczesne dzieciństwo to czas książki obrazkowej, dostępnej w niewyobrażalnej obfitości tytułów. Dobrze, zaczynając od sztywnych książeczek z uproszczoną ilustracją, nie zatrzymywać się jedynie na nich. Demonstrujmy i pozwalajmy doświadczyć (ostatecznie dziecko przede wszystkim dotyka, na samym początku również buzią) różnego rodzaju książek, budząc zainteresowanie dziecka czymś tak atrakcyjnym dla dorosłych. Nie trzeba przypominać o pilnym śledzeniu, jak opiekunowie i rodzeństwo traktują ten dziwny „obiekt” i wyciąganiu stosownych wniosków. Zwróciłabym przy tym uwagę na dostarczanie od początku tak nowych, jak i wyraźnie starych, mniej zachęcających wyglądem pozycji, by faktycznie nauczyć dziecko nieoceniania książki po okładce.
Książeczki późnego niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa to po pierwsze sprawdzona klasyka, z której nie warto rezygnować: wspomniani już Brzechwa, Tuwim, Jachowicz, Chotomska (Ślimak), Fredro (Paweł i Gaweł), Konopnicka (Pimpuś Sadełko) i wiele innych. Warte polecenia są chociażby niestarzejące się zbiorki wydawane przez Naszą Księgarnię (seria Poczytaj Mi, Mamo), zawierające opowiadania i wiersze atrakcyjne dla dzieci od starszego niemowlaka po ucznia szkoły podstawowej. Stopniowo wprowadzamy też klasykę baśni i legend, a także bajkę muzyczną (nieoceniona seria Bajki-Grajki, złożona z aktorskich wykonań, niegdyś na winylach). Uzupełniamy je nienależącymi do klasyki, ale dobrze napisanymi dziełkami aktualnie publikujących autorów.
Współczesność dostarczyła ciekawych, lubianych przez maluchy książeczek interaktywnych: z okienkami, przesuwanymi elementami, „wyszukiwanek”, oryginalnych pod względem kształtu i w dotyku (np. Bardzo głodna gąsienica), poddających się różnego rodzaju manipulacjom – które mają potencjał zarówno w zakresie poznawczym i w zakresie rozwijania sprawności manualnej. Niektóre z nich stanowią wręcz scenariusze, opierające się na zaangażowaniu dziecka i ożywianiu przez nie książki (np. Naciśnij mnie Tulleta).
Psycholog dziecięcy nie może nie wspomnieć o pozycjach biblioterapeutycznych, które ze względu na ciągłe wolty w rozwoju dziecka i to, co nazywamy „normatywnymi kryzysami”, po prostu się przydają. Przykłady? Nocnik nad nocnikami – na czas treningu toaletowego; A ja nie chcę spać Lindgren – pomagająca przezwyciężyć problemy z zagonieniem pociechy do łóżka; Ja też chcę mieć rodzeństwo tej samej autorki – pomocna, gdy wystąpi zazdrość i rywalizacja czy Ja nie chcę do przedszkola – książka o króliku Heniu przydatna w kryzysie adaptacyjnym, a także Wielka złość małego zajączka, seria Mądra mysz o Zuzi i Maksie, rozkładana książka o emocjach Kolorowy potwór... Terapeutycznej roli tych pozycji nie określa przy tym nic ponad ich treść – jest ona bliska dziecku i jego doświadczeniom, wyzwaniom, z którymi mierzy się, wkraczając w świat przedmiotów i relacji. Dlatego warto cofnąć się do książek starszych, takich jak Miś Uszatek, które również mają taki potencjał.
Niezwykle istotne są na tym etapie obrazki oraz wspólne z rodzicem czytanie „w kółko tej samej” treści, wedle potrzeb samego dziecka, które w ten sposób strukturyzuje swoje myśli i emocje, uwewnętrznia zależności przyczynowo-skutkowe, definiuje pojęcie czasu i buduje poczucie bezpieczeństwa. Co istotne, stwarzamy podczas tej wspólnej lektury siatkę pojęć i odniesień, które pozwolą nam lepiej rozumieć przeżycia dziecka, nazywać je – szczególnie w momencie kryzysowym („pamiętasz, jak czuł się króliczek?”). Wspieramy w ten sposób dziecko w trudnym zadaniu uczenia się samoregulacji i samokontroli emocjonalnej.
Wielkie otwarcie czasu i przestrzeni. Późne dzieciństwo i wiek dorastania
Nie przestawajmy wędrować po świecie literatury razem z naszymi dziećmi tylko dlatego, że poznały one już literki. Czy wiedzą państwo, że książka czytana głośno dziecku będzie przez nie rozumiana na poziomie wyprzedzającym o dwa, trzy lata to, co samo jest w stanie z niej wyjąć?
Niestety, w wielu domach wszystko wydane przed 2000 r., nie mówiąc o klauzurze np. roku 1950, wpada do kategorii „za stare”. To wielki błąd! Nie odcinajmy korzeni własnej kultury. Nauczmy nasze latorośle w praktyce, że książka może zawierać słowa niezrozumiałe, archaiczne, brzmieć nieco dziwnie – i nadal być wciągająca. Zaczynamy to robić tak wcześnie, jak to możliwe. Moje własne eksperymenty w tym zakresie pokazują, że dziecko nieuprzedzone do starej formy literackiej polubi i la Fontaine’a, i Krasickiego, i Mickiewicza; zainteresuje je Kochanowski, Konopnicka zabrzmi względnie naturalnie, a Sienkiewicz nie będzie odbierany jako staroświecki (co dziś nagminne) – ten efekt akceptacji przyda się z czasem podczas lektury trudniejszej poezji. Tymczasem literatura klasyczna, która nie obawiała się nazywać dobra dobrem, a zła złem, jest jak (nomen omen) szczepionka na najgroźniejszego wirusa naszych czasów, zagrażającego młodemu pokoleniu: wirusa zdziczenia, cynizmu i rozpaczy. W nomenklaturze psychologicznej możemy je zastąpić słowami: konsumpcjonizm, zachowania ryzykowne, przemoc, autoagresja, zaburzenia afektywne, niezdolność do tworzenia bliskich i trwałych związków...
Rola więziotwórcza literatury (która stanowi przecież dla dziecka okienko na świat, a ten w tym wieku warto zwiedzać wspólnie) jest nie do przecenienia – o czym wspomina na własnym przykładzie współczesny autor wartościowych serii dla młodzieży, Robert Kościuszko. Głośne czytanie dzieciom starszym i młodzieży tak długo, jak długo da się je do tego namówić, jest z perspektywy psychologa bezcenne – dla indywidualnego dobra młodego człowieka i całej rodziny. Jednocześnie staramy się zapalić dziecko do samodzielnej lektury. Jednym przychodzi ona bez wysiłku, naturalnie, podczas gdy inni potrzebują wspomagania (chociażby ze względu na wadę wzroku utrudniającą skupienie czy problemy z koncentracją uwagi). Te opcje przypominają, że nadal jesteśmy naszym dzieciom potrzebni jako mistrzowie i osoby aranżujące środowisko uczenia się. Innymi słowy: podkładający odpowiednie dzieła dłuższe i krótsze i pomagający odnaleźć się w świecie książki (od Cudaczka–Wyśmiewaczka i Karolci, przez Braci Lwie Serce i Opowieści z Narnii, po ambitne dzieła dotykające pogranicza dorastania i dorosłości, np. autorstwa Lema).
W literaturze pięknej młody człowiek przegląda się jak w lustrze, a raczej jak w gabinecie luster. To zwierciadła uzupełnione o czas i przestrzeń, w tym wymiar nierzeczywisty, jak w powieściach fantasy czy science fiction. Lektura nie tylko uzupełnia wiedzę czy trenuje wyobraźnię – choć to ogromny atut czytania na tym etapie. Pozwala oderwać się od własnego doświadczenia, np. zalewających w wieku dorastania emocji, uzupełniać je o różne perspektywy. Uczy wczuwania się w sytuację innych osób, oglądania świata ich oczami. Wzmacnia umiejętność introspekcji, czyli samoświadomość, a zatem działa na rzecz zmniejszenia typowej dla bycia nastolatkiem impulsywności i jej często bolesnych konsekwencji. Zwiększa pomysłowość odnośnie do rozwiązywania życiowych trudności. Buduje wyobrażenie na temat wymarzonego świata wolne od manipulacji współczesnych mediów, poszerzone o perspektywę ludzi różnych epok, bohaterów realnych i fantastycznych. Kształtuje zdrowy idealizm młodzieńczy, który motywuje do walki o lepszego siebie. Z czasem budzi wrażliwość historyczną, społeczną i polityczną (jakże aktualne Rok 1984 czy Nowy wspaniały świat), a nawet wyobraźnię, nazwijmy to, metafizyczną i wyczucie etyczne (dobrze zrozumiany Władca Pierścieni, Mistrz i Małgorzata, Listy starego diabła do młodego).
Pamiętajmy też o literaturze nie końca poważnej, przekornej (Księga straszliwej niegrzeczności, napisał wilczek z wielkiej złości, Dynastia Miziołków, Piotrek zgubił dziadka oko..., Mikołajek i inne chłopaki – by wspomnieć jedynie o pozycjach „lepszej jakości”). Czytana wspólnie i indywidualnie, pozwala złapać dystans ponad pokoleniami. Upuścić powietrza i zluzować napięcie, będące efektem przejęcia się pełnionymi w sztafecie pokoleń rolami rodziców czy nauczycieli i uczniów, a przy okazji integrując wszystkie te, z czasem wyrośnięte i już dorosłe, dzieci. Do zobaczenia w bibliotece i w księgarni!